Tak żeby chronologicznie było to od przyjemności zacznę... Pojechałam wczoraj z Olafem oddać samochód do serwisu i korzystając z chwili wolnego czasu weszliśmy do jednego z marketów budowlanych... Wchodzimy, a tam wrzośce przecudnej urody... No i jak ich nie kupić?!?
Kupiłam dwa... Sobie w prezencie... Przecież też mi się coś od życia należy, nie??? :-)
Idąc dalej, po kolei, chciałam Wam pokazać troszkę naszego opuszczonego ogrodu... Albo ZAPUSZCZONEGO, jak kto woli... W tym roku ze względów oczywistych i widocznych gołym okiem (jak ktoś już te oko swoje na mnie skieruje to wie dlaczego :-)) nasz ogród pozostawia sporo do życzenia. Ale czasem wychodzi mu to na dobre. Przykład- Taka oto sobie kępa rudbekii, a wśród nich chwast pospolity- cykoria podróżnik... Patrzcie jaki to zgrany duet...
Dla mnie wrzesień to już zdecydowanie początek jesieni. A że jesień upodobałam sobie najbardziej pośród pór roku, szukam jej oznak w naszej okolicy. I mimo, że aura smutna, pochmurna i deszczowa- to jednak jakieś oznaki przybycia tejże znalazłam...
I w domu wykorzystać te "oznaki" postanowiliśmy... Wyruszyliśmy z Witem na sobotni spacer, uzbrojeni w koszyk i zabraliśmy się za zbieranie skarbów... Kasztany, jabłka, gruszki, owoce róży i wszystko, co nam tylko w łapki wpadło... Wysypaliśmy na stole w kuchni i daliśmy się ponieść radosnej twórczości... Nawet Tata dołączył do naszej pracy i wykreował stwora jakiegoś, bliżej nieokreślonego... Niestety dołączył już po sesji, więc dzieło jego nie zostało uwiecznione :-)
Ponieważ dziecię moje wybitnie do manualnych nie należy (po tacie chyba :-)) jedyne co mu wychodziło bezbłędnie to masowa produkcja jeży z jabłek, przy masowym zużyciu wykałaczek... Jak widać, gdy dziecko ma wybór, to do zabawy wybierze jednak twory bardziej miękkie (jabłka, gruszki, ogórki itd) , z kasztanami radzi sobie znacznie gorzej... Ale, kto powiedział, że ludziki to tylko z kasztanów???
Polecam wszystkim rodzicom!!! Super zabawa i dla dzieci i dla dorosłych!!!
Troszkę mam teraz więcej czasu na blogowanie, prawie codziennie mam Wam coś do pokazania, albo powiedzenia :-) Witek chodzi do przedszkola, ja się z sadu troszkę zwolniłam, ze względów zdrowotnych, to odpoczywam sobie troszkę.
Coś mi się ostatnio ta ciąża we znaki daje... Zostało mi jeszcze około 3 miesięcy, a brzuch mam tak ogromny, że zaczynam się zastanawiać, czy pani doktor tam jakiegoś bliźniaka nie przeoczyła... Jakiś ucisk mam na płuca chyba, bo powietrza mi brakuje i dyszę jak ryba wyciągnięta z wody (nawet, albo szczególnie, gdy na kanapie poleguję...) W dodatku jakaś zaraza mi się na kręgosłup uwzięła i ledwo się ruszyć mogę! Masakra!!! Ale staram się coś działać mimo wszystko i dziś na przykład udało mi się umówić nasza Józefinę na randkę z przystojnym capem z sąsiedniej wsi. Dumna jestem niesłychanie i już się cieszę na przyszłe maluchy! Nie ma nic radośniejszego niż widok młodych, brykających wiosną zwierzaków, które przyszły na świat pod naszą opieką!!! Dziewczyny, które wybrały podobne życie jak ja, wiedzą jaka to satysfakcja!
Pozdrawiam i do następnego napisania!!!