Pogoda jaka jest taka jest, ja nie narzekam w każdym razie :-) Cieszę się, że ogród sam się podlewa.
W zasadzie to jest całkiem nieźle- wychodzimy na spacery w przerwach
deszczu, dzieciaki skaczą na trampolinie w mokrych skarpetach :-) Antek
śpi sobie w wózku i ma gdzieś krople kapiące z nieba :-)
Wszystko pięknie się zieleni i cudnie pachnie...
Zapach
ten bajeczny zawdzięczamy niewielkiej robiniowej alejce biegnącej w
pobliżu domu. Poszliśmy tam dziś na spacer w celu załatania lisiej
dziury w ogrodzeniu i wróciliśmy z koszem kwiatów...
Szybko nastawiłam drożdżowy zaczyn i po chwili już smażyłam pyszne kwiatowe racuchy!
Wykonanie banalne! Każdy, kto choć raz w życiu smażył racuchy, poradzi sobie z tym daniem!
Potrzebne będą: mleko, jajo, drożdże, cukier (lub miód) i mąka. I oczywiście piękne kwiaty...
Robimy bardzo luźne ciasto- o konsystencji ciasta naleśnikowego. Maczamy kwiatostany robinii i smażymy na głębokim oleju. Posypujemy cukrem pudrem, lub polewamy świeżutkim miodkiem i wcinamy!!!
Niebo w gębie!!!
Polecam!
W ten sam sposób robię racuchy z kwiatów bzu czarnego. Już niedługo pokażę :-)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod poprzednim postem! Już mi lepiej! Takie chwilowe zwątpienie w sens mojego życia na wsi :-) Wszystkie mamy podobnie, że pokazujemy tylko dobre strony... a złe dusimy w sobie. Może czasem dobrze byłoby się otworzyć i pokazać, że życie to nie tylko różami usłane błogie lenistwo i mrzonki??? Powoli przejada mi się obraz wsi sielskiej. Prawdziwa wieś z sielskością dziś niewiele ma wspólnego. Może, jeśli ktoś przyjeżdża tu tylko na weekend... Mam wielką ochotę pokazać Wam prawdziwe oblicze gospodarstwa wiejskiego. I chyba niedługo Wam pokażę :-)