Miałam napisać gdyby myśli moje zajął jakiś nowy projekt...
I zajął :-)
Wiec piszę :-)
"Rabata pod murem"- roboczo tak nazwana, zaczęła powstawać jesienią ubiegłego roku, w celu przesłonięcia niezbyt urodziwego obiektu architektury ogrodowej, zafundowanego nam (z dobroci serca ;-)) przez naszego sąsiada :-) Zaczęłam wtedy nawet sadzić na niej rośliny, ale z racji WIELKIEGO BRZUCHA zwanego później ANTOSIEM ;-) zarzuciłam tę robotę na termin wiosenny. Wiosną niestety myśli moje zaprzątnął projekt inny od powyższego, zwany ogrodem kuchennym... Rabata pod murem potraktowana została więc iście po macoszemu... Pod koniec maja, w przypływie litości nad biedną i bardzo "dziurawą" rabatą rzuciłam nań garść nasion kosmosu...
Czas mijał...
I dziś przyszedł ten dzień, kiedy podeszłam do Rabaty ze szpadlem i "zdewastowałam" sektor pod huśtawką! Usunęłam darń i zamiast niej przywiozłam kilka taczek żwiru... Resztę przywiózł mój Teść, który chyba się zlitował... (nie nad rabatą chyba, tylko na de mną...)
Z założenia, w tym miejscu miał być placyk wysypany tłuczniem, a na placyku ławka... Pomyśleliśmy jednak, że skoro dolny taras wybrukowany jest kamieniem polnym, pasowałoby żeby placyk na rabacie też z kamienia został zrobiony...
I, w jednej chwili, zabrałam się do roboty... A jutro najprzyjemniejsza część zadania- czyli zabawa z kamieniami. Już nie mogę się doczekać! :-)
Na szpadlu przysiadła sobie muchołówka. Te urocze ptaszki obejmują w posiadanie każdy pionowy element w ogrodzie :-)
A tu efekt "garści kosmosu" :-) Na tą chwilę kosmos zagłuszył na rabacie wszystko i dumnie króluje nad resztą roślin... A tak tu było jeszcze całkiem niedawno...
***
Tydzień temu rodzina nasza powiększyła się o małe stadko kurcząt. Dla tych, którzy nie pamiętają, przypominam, że kury nasze zostały poddane trzytygodniowemu przymusowemu zamknięciu w kurniku w celu zapobieżenia pożarciu tychże kur przez lisa... Po kilku dniach, z nudy przymusowego karceru, trzy z pozostałych przy życiu kur usiadły na jajkach! Przy okazji wyjaśniam, że lisa nie złapaliśmy, że była to lisica z młodymi, która jednak po tych trzech tygodniach przerzuciła się na kury któregoś z dalszych naszych sąsiadów ( Na własne oczy, Lisicę z rudą kurą w pysku, widział Teść!. A INNY sąsiad widział Lisicę z trzema młodymi hasającą po ugorze...)
Wracając do kurczaków... Nie wszyscy z Was pewnie wiedzą, że mimo licznych pochwał pod adresem tej pradawnej rasy kur galicyjskich- zielononóżek, że jaja zdrowe, smaczne, że eko- i same ochy i achy... To matki z tych wspaniałych kur są BEZNADZIEJNE!!! A same kury to łazęgi okrutne i powsinogi i jak polezą to nie zawsze wiedzą jak wrócić... A łażą daleko, bo w promieniu kilometra od kurnika...
Ale wracając do kurczaków :-)
Z tych trzech kwok zostało nam 16 kurcząt. Jedna kwoka (ta która zapominała, że trzeba siedzieć na jajach, a nie obok...- ta z lewej strony na zdjęciu niżej) wysiedziała tylko dwa żywe kurczaki. W dodatku je porzuciła i zamieszkała z sąsiadką i jej rodziną. Pozostałe dwie kwoki systematycznie wymieniają się kurczakami i biją się między sobą o lepszą ich zdaniem skrzynkę po jabłkach... Część kurczaków w tym czasie marznie po kątach... jak wyżyją, to bilans po lisie powinien wyjść na zero!
No, to teraz idę odpoczywać, bo jutro znów bawię się w kamieniarza :-)
A dodatkowo mam teraz dużo na głowie, bo babcia nasza pojechała na koniec świata- dosłownie!!! (Kto zgadnie gdzie? :-)) I mam teraz moich urwisów całkowicie na mojej głowie... A jutro ostatni dzień przedszkola i zaczynają się wakacje (dla dzieci- bo dla rodziców to nie koniecznie...) I, o ile nie ma na świecie ludzi całkiem normalnych, to mi się pewnie przez te dwa miesiące jeszcze pogorszy... Więc idę naładować akumulatory...
:-)
Pięknie wygląda twoja rabata. Moim pomysłem na mur byłoby pnącze. Uwielbiam je. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPnącza też będą :-)
UsuńTo napewno super uczucie mieć tyle własnych zwierząt,a jak się jeszcze doczeka młodych czy to u kury czy kozy(wiem, wiem że roboty też nie mało)U mnie oprócz psa własnego nad jeziorem sam dziki przychówek ale my mówimy że własny i cieszymy się :)))
OdpowiedzUsuńCzasem sie zastanawiam, czy warto... Ale zaraz potem stwierdzam, że warto z całą pewnością!!! Zwierzęta mają na nas ogromny, pozytywny wpływ!
UsuńAle u Was się dzieje z przyjemnością podziwiam:) Kura z małymi cuda też mam takie zdjęcia - są ulubione, moja kwoka siedzi w garnku glinianym :)))
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci duuużosłonka!
Monika.
Super musi wyglądać w tym garnku :-)
UsuńPiękne kwiatki!!! :))))
OdpowiedzUsuńA u mnie małpy nie chcą siedzieć za nic w świecie...
Zamknij małpy na kilka dni!!! U mnie pomogło!
UsuńPadłam ze śmiechu :)))) Dzięki Kobieto, bo dziś wyjątkowo zarobiona i zła byłam. Usiadłam na chwilę, bo w piekarniku mam ciasto truskawkowe i czekam na finał pieczenia. Usiadłam naburmuszona a tu taki rozbrajający wpis :)
OdpowiedzUsuńTeraz jestem już w 100% pewna, że opowieści o kurach są nie mają sobie równych :)
Pozdrowienia :)
Bardzo mi miło :-)
Usuńnajlepsze na kwoki są swojskie kury lub liliputki :) ładna rabata ja planuje pnącza na mur już mam sadzonki :)
OdpowiedzUsuńTeż planuję pnącza- róże (dwie juz nawet rosną ale ich nie widać spoza kosmosu :-))
UsuńMiałam liliputkę i faktycznie była niesamowita! Zdechła jednak bidulka ze starości tej zimy...
Piękne rabatki i kurczaki, oby udało im się przetrwać ten zimny wychów.
OdpowiedzUsuńA koniec świata to może Finistere, jak sama nazwa wskazuje ?
Oj... dużo, dużo, dużo dalej!
Usuń:)))) Moje kurki maja do dyspozycji tylko część ogrodu i na razie nie zapragnęły zwiedzać okolicy :) A to by była, w ich życiu ostatnia wycieczka, bo niestety mieszkam blisko bardzo ruchliwej ulicy, gdzie nikt nie przejmuje się spacerującymi kurkami. No i ostatnio był widziany pod ogrodzeniem lis :( Na razie tylko raz, ale moje kury, młode kaczuszki i gąski są zagrożone :( Ślicznie u Ciebie, w związku z tym mam kilka pytan, bo znalazłam tu wiele inspiracji. A mianowicie, bluszcz , który rośnie na Twoim domu jest przepiękny. Czy znasz jego nazwę??? Chciałabym coś takiego posadzic, ale zastanawiam się czy to ma jakieś minusy, np. wilgoć... I jeszcze jedno-Co masz położone naokoło rabat? Czy są to deski czy jakieś belki, czy podkłady kolejowe? Z góry dziękuję :))) i gorąco pozdrawiam. Podziwiam Cie, że masz tyle siły i energii, żeby przy dwójce małych dzieci ogarnąć to wszystko :)
OdpowiedzUsuńWitaj! Dookoła rabat w tym przypadku mam użyte podkłady kolejowe, ale w innych miejscach przerabiałam też zwykłe wkopane pniaki pozostałe po przecince co większych krzaczorów :-)Na kilka lat wystarczają!
UsuńA bluszcz porastający dom to winobluszcz trójklapowy. W mroźne zimy może przemarzać, ale odbija. Minusem dla niektórych może być nalot pszczół w trakcie kwitnienia, trwający około 2-3 tygodni. Nam pszczoły nie przeszkadzają i jeszcze nikogo nigdy nie użądliły. Jeśli chodzi o wilgoć, to pnącza na budynkach poprawiają ich właściwości (osuszają mury i stanowią dodatkową izolację przed nagrzewaniem się muru) To, że mają ujemny wpływ to mit :-)
ja na dom chcę puścić winobluszcz, latem zieleń a jesienią powalająca czerwień i szybko rośnie :) odporny na mrozy!!!
UsuńAle koniecznie odmiana MURORUM (taki samoczepny). Zwykły nie wspina się po murze tak dobrze i wymaga podpór!!! (Bo chyba o pięciolistkowym mówisz?) Ten nasz też się pięknie przebarwia!
UsuńO mróweczko Ty nasza , kiedy Ty to wszystko robisz .Uwielbiam Twoje wpisy i te wesołe i te mniej :) Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejnego posta.
OdpowiedzUsuńPrzeważnie jak Starszy syn w przedszkolu, a młodszy śpi :-) Ale wystarczy zapewnić dzieciom jakieś zajęcie- najlepiej pozwolić im pomagać, wtedy dają popracować! Np Witek wczoraj woził żwir swoją taczką (A dostał specjalnie tak prawdziwą- metalową, o sporym udźwigu :-) Równie dobrze sprawdza się takie ulokowanie strategicznych punktów zabaw dzieci, by mieć je na oku i kontrolować, a samemu zająć się "swoimi" sprawami :-) Wszystko da się zrobić!
UsuńWitaj, a inna Gosposia od zielononóżek tak pisze http://wewanderers.blogspot.com/2013/05/od-kurczaczka-do-koguta.html
OdpowiedzUsuńPrzejeżdzałąm kiedyś przez Twoją wieś, szukałam ruin pałacu, bo takie hobby miałam . a w Twoich okolicach aż się roi od starych dworów i dworków.Piękna ololica, hektary pól po horyzont.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że nasion kosmosu to nie można kupić? jak wielu zresztą miłych starych roślin. cennna sprawa, może pozbierasz na jesieni nasionka dla czytelniczek? miłego rabatkowania.
Przy następnym przejeździe :-) Zapraszam na herbatkę :-)
UsuńSama próbowałam kupić nasiona kosmosu, ale bez skutku! W tym roku sporo dostałam z wymianki i w tym celu zapraszam do Kasi Bellingham na wielką nasionkową wymiankę!
Na pewno będę o tym wydarzeniu pisała!
pewnie w Bieszczady ;)
OdpowiedzUsuńpomaluj mur na biało ;o) w końcu to twoja strona muru
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ania
Piękna rabatka z "bociankami"
OdpowiedzUsuńa zielononóżki pamiętam z domu rodzinnego
Piękne fotki.Pięknie tu u Ciebie-klimatycznie i romantycznie.Pozdrawiam i zostaję.Miłego i słonecznego popołudnia życzę.Jola
OdpowiedzUsuńA u mnie mur czeka na zmiłowanie moje;)
OdpowiedzUsuńkosmos... kwiaty mojego dzieciństwa...
OdpowiedzUsuńhosty ładnie rosną jak na miejsce słoneczne...
Taka zwykła rabatka, a u Ciebie piękna. I naprawdę nie wiem skąd Ty siły bierzesz?! (Wiem, że się powtarzam). A babcia to pewnie do Japonii w odwiedziny?
OdpowiedzUsuńRany, kamienie, jak ja Ci (ale tak pozytywnie) zazdroszczę :))) Kocham kamień i drewno, drewno na szczęście będę w ogrodzie już na 100% miała, z kamieniem gorzej, nie mamy go tu naturalnie... trzeba zwozić a to kosztuje :(
OdpowiedzUsuńCzekam na efekty z niecierpliwością :)))
U nas kamień to trochę taki efekt uboczny sadzenia sadu (trzeba go pozbierać, żeby nie psuć maszyn do pielęgnacji sadu) Mam go całą stertę, bo to taka moja mała obsesja ;-)
UsuńTrudno się nie zgodzić z Twoją opowieścią :) sama mam zielononóżki, więc wiem jakie miewają pomysły. Przez to łazęgostwo, ta pierwotna rasa jest w stanie sama się wyżywić, no i te ochy i achy na temat zalet jaj i mięska wcale nie są przesadzone :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda, nie ma smaczniejszych jaj... A co do mięska, to nie mam pojęcia :-)
UsuńKochana dzieje się u Ciebie !!! Zbieraj siły bo będę Ci potrzebne ... podziwiam Twój zapał i chęci.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Na samą myśl, że tu trafiłam już się cieszę. Chętnie nadrobię wszystko. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAch, no i super, że te imponujące rybie okazy trafiają znów do wody. Mamy z mężem również taką ideę.
OdpowiedzUsuńA ja kupiłam nasiona kosmosu i tak wsadziłam w oczrkiwaniu na wiosnę, że do do dziś nie znalałam. Kupiłam więc następne, ale moje to takie liliputy, z 5 cm mają. Nie wiem, co im tak nie pasuje, bo przecież potrafia rosnąć nawet na ubogim piasku.
OdpowiedzUsuńBabicia poleciała do Australii albo Nowej Zelandii, albo do Ziemi Ognistej. Ale wyprawa!!!
Zgadłaś! Poleciała do Australii :-) A co do kosmosu to nie mam pojęcia dlaczego tak kiepsko u Ciebie rośnie... Będę zbierała nasionka więc mogę się podzielić :-)
UsuńZ chęcią przyjmę, bo w torebce ze sklepu to ich tyle, co kot napłakał, a kosmosy najładniej wyglądają w łanie. A z tą Ausytralią to strzelałam, dopiero dziś doczytałam Twojego posta oweselu i tych zagranicznych gościach:))
UsuńJakiego sympatycznego skrzydlatego towarzysza miałaś podczas pracy :) A kurki... ekologiczne nie znaczy inteligentne ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to kwestia inkubatora... Nie maja instynktu, bo nie uświadczyły matczynej miłości :-)
UsuńGienialnie opisujesz te zwierzatka...:))
OdpowiedzUsuńhttp://aumjoga.blogspot.co.uk/
P.S. Jestes na mojej liscie ulubionych blogow...:)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają zdjęcia z kurkami- a zresztą cały klimat u Ciebie ciekawy..
OdpowiedzUsuńWpadnij czasem do mnie :)
Bardzo lubię zagladać do ciebie, mam kurki od tygodnia, nie zdecydowałam sie na zielononóżki właśnie z opisywanych przez właścicieli takich przebojów;] Za to ja mam dwa kaczaki - łazęgi i powsinogi;]
OdpowiedzUsuń