środa, 26 grudnia 2012

Świąteczne sprawozdanie...

 Po dość nerwowej atmosferze towarzyszącej ubieraniu choinki, przyszedł czas na prezenty... Mikołaj był w tym roku bardzo hojny :-) a prezenty bardzo trafione :-)
(Pochwalę się innym razem...)

 Były rodzinne fotki i wielkie obżarstwo...


 W sumie można powiedzieć, że mieliśmy w tym roku białe święta!
 Chłopakom udało się nawet wybrać na sanko-narty, a Antek zaliczył pierwsze spacery w swoim życiu :-)

 Był też Bałwan... Dość oryginalny trzeba przyznać... Na początku bałwan był tradycyjny- miał nawet ręce... Chłopaki stwierdzili jednak, że trzeba go "odchudzić" po świętach :-)


A Wam jak święta minęły???

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt!!!


 Ponieważ to już ostatni post przed Świętami, chcieliśmy całą rodziną życzyć Wam wszystkim :

Świąt Rodzinnych spędzonych w miłej atmosferze, 
 bez zbędnych nerwów i negatywnych emocji,
Świąt Magicznych, 
dziecięcej radości, 
miłości,
entuzjazmu,
i samych cudownych chwil (niekoniecznie spędzonych tylko przy stole :-))

Iza, Olgierd, Witek i Antoś :-)
 

 A w prezencie kilka migawek z naszego świątecznie przystrojonego domku :-)





Choinka wycięta przez Olafa już pięknie ubrana i STROJNA JAK... CHOINKA :-)


 Tradycyjnie już chatka z piernika. Niestety, Witek dobrał już się do lewej choinki...
 I nasz mały Bożonarodzeniowy Prezencik :-)

 Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT!!!


sobota, 22 grudnia 2012

Choinka


 Kilka lat temu posadziliśmy w ogrodzie świerki...
W tym roku postanowiliśmy wprowadzić nową/starą tradycję i sami wycięliśmy bożonarodzeniowe własne drzewko! (Z własnego ogrodu !!!- nie z lasu :-)) Plan był taki by to Witek z tatą wyprawili się uzbrojeni w piłę i sanki po choinkę. Niestety... nasze leniwe dziecko w ostatniej chili się rozmyśliło i tata sam choinkę wykarczował :-) Po fakcie Witek był oczywiście zawiedziony że nie poszedł, ale naleśniki u babci były ważniejsze...  Ja czatowałam na tarasie z aparatem i Antkiem opatulonym w kombinezon... Chciałam uwiecznić chociaż "drwala" powracającego z wyprawy, skoro Młody nie chciał...  A i czas najwyższy żeby Antka ze świeżym powietrzem zacząć oswajać, tym bardziej że zapowiadają poważne ocieplenie- może w końcu na jakiś spacerek się wybierzemy całą rodziną :-)

 Tak więc w tym roku nie idealna jadła sprowadzana z zachodu, tylko nasz zwykły, miejscowy świerk.  Do końca nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądał, bo był tak przysypany śniegiem, że widoczny był tylko zarys... Ostatecznie nie jest zły :-)

A tu efekt całodziennego wędzenia rybki. Olaf się spisał na medal (bo tym razem to tylko i wyłącznie jego zasługa i dzieło!) Dziś rano zrobiliśmy degustację... No pycha po prostu!!! A twarożek... palce lizać, aż pożałowaliśmy, że tylko dwa kawałki uwędziliśmy, a nie dziesięć :-)

Buziaki!!!

piątek, 21 grudnia 2012

Wędzimy świąteczną rybkę i co dalej z murarką?


 W oczekiwaniu na święta, nie zważając na przejmujący mróz (-15 st.C), postanowiliśmy uwędzić rybkę :-) Niestety za późno się "obudziliśmy" i dostępny był już tylko łosoś... Ale nie ma co narzekać! Taki własnoręcznie uwędzony łosoś to rarytas!!! Oprócz rybki wędzimy twarożek. Kiedyś przez przypadek obejrzeliśmy program Karola Okrasy na temat robienia serów i potraw z dyni. Pan Karol zaproponował by do zupy z dyni dodać wędzony pokruszony biały ser. Spróbowaliśmy... i okazało się, że to strzał w dziesiątkę!!! Dlatego u nas jutro zupa z dyni :-) z pysznym uwędzonym (niestety sklepowym) twarożkiem :-) Jak dam radę, to jutro pokażę :-)


Jakiś czas temu zostałam zapytana co zrobić z murarkami na zimę. Troszkę się spóźniłam z odpowiedzią...
 Otóż my nasze murarki, dosłownie w przeddzień mojego pójścia do szpitala, przeprowadziliśmy z uli do szczelnie wybitej gęstą siatką hodowlaną skrzyniopalety. Zaraz wyjaśnię dlaczego. Okazało się, że w prawie każdym ulu zadomowiły się myszy. Jedna nawet wyskoczyła na mnie gdy wybierałam rurki trzcinowe... Ponadto sikorki uwielbiają taką darmową stołówkę (kokony są bardzo pożywne dla ptaszków, zwłaszcza przy takich mrozach...) Żeby ograniczyć straty w kokonach powstałe w wyniku pożarcia przez nieproszonych gości, przenieśliśmy rurki. Nasze pszczółki przeczekają sobie zimę (w rurkach) pod dachem w stodole. Dopiero na wiosnę, gdy temperatura wzrośnie, zaczniemy "wydłubywać" kokony. Jeszcze tego nie robiliśmy, nie wiem jak to będzie...  Zanim jednak przyjdzie czas na dłubaninę, trzeba będzie przygotować zapas rurek i to przynajmniej trzy razy większy niż w tym sezonie!
Wszystkie ule zgromadziliśmy w jednym miejscu zaraz po skończeniu przez pszczoły lotów. Tak jest wygodniej, bo można mieć na oku wszystkie ule i nie trzeba robić męczących obchodów (nasze ule były bardzo "rozstrzelone" po sadach i nieużytkach- w pewnym momencie, w części z nich zalęgły się mrówki i wyjadały kokony. Dlatego podjęliśmy decyzję o zwiezieniu uli w pobliże domu.)



 Podsumowując sezon pszczelarski, z czystym sumieniem mogę wszystkim polecić te miłe owady. Zaproście je do waszych ogródków- nawet tych bardzo małych! Można im przygotować naprawdę pomysłowy "ul" który będzie stanowił oryginalną ozdobę naszego kawałka zieleni, a w dodatku jaki eko!
Ja już mam kilka pomysłów na nowe ule. Będą stały w nowym warzywniku. Ale, to dopiero w przyszłym roku :-)
 


 Pozdrawiam wszystkich przedświątecznie!!!


czwartek, 20 grudnia 2012

Proste ozdoby dla tych co nie mają czasu :-)


Zrobiłam dziś w ramach relaksu i odstresowania proste wianuszki świąteczne. Czas wykonania (z Pijawką) jakieś pół godziny (nie licząc spacerku przed dom po gałązki jałowca :-) i po drut do stodoły) Wykonanie banalne: Robimy z drutu obręcze, okładamy je gałązkami np jałowca (ja do przymocowania użyłam starej żyłki mojego męża wędkarza- jako, że ciągle nie mogę się dorobić drutu florystycznego wykorzystuję to, co mam pod ręką). Na tak przygotowany podkład, przy pomocy kleju na gorąco przyczepiamy koraliki i gotowe! Proste i bardzo ładne :-)



Dwa wianuszki w kolorze niebieskim zawisły w naszej sypialni. A z resztek "zieleniny" powstał wianuszek trzeci w kolorze czerwonym. Koraliki z odzysku... Był czas, że Witek "zaopiekował" się babcinymi koralami :-)  To co z nich zostało trafiło do moich skarbów i teraz właśnie się przydało :-)


środa, 19 grudnia 2012

Moje amarylisy i rozważanki zimowe...


***********
Co roku powiększam moją kolekcję amarylisów.  Nie mogę się oprzeć gdy widzę w sklepie dorodną cebulę tej pięknej rośliny...
W tym roku troszkę się spóźniłam i tylko jedna zdąży mi zakwitnąć na święta... Posadziłam też cebule hiacyntów, ale też za późno... Nic to, będę miała kwietnik w połowie stycznia :-)
Mam niezawodny sposób na to by cebule amarylisów zakwitły mi również w przeszłym roku: Kiedy w połowie maja miną już groźby wiosennych przymrozków- wysadzam je na rabacie w warzywniku i rosną tam sobie nabierając sił i zapasów aż do pierwszych jesiennych przymrozków :-) Wtedy wykopuję je, obcinam liście i przechowuję w donicy z piaskiem w piwnicy. Trzeba je tylko dobrze zabezpieczyć przed myszami... W zależności od tego kiedy chcemy żeby nam zakwitły- wysadzamy je do doniczek z ziemią w grudniu, styczniu...
Moimi faworytami są odmiany białe, zielonkawe,- czerwone czy różowe są dla mnie zbyt mało subtelne (co nie oznacza, że takich nie mam :-)) Marzy mi się amarylis odmiany Evergreen o drobnych seledynowych kwiatach i chyba go sobie sprezentuję w tym roku :-)... albo na początku przyszłego :-)





 Dziś moje amarylisy w świątecznej odsłonie :-) Powiem Wam tylko, że mech czekał w worku na śmieci na tarasie od pierwszych dni listopada... Tak oto przyszła mama przezornie robiła zapasy najniezbędniejszych dziwnych gadżetów żeby zdążyć przed rozwiązaniem... :-) Teraz bardzo trudno jest mi się wyrwać z domu choć na chwilkę... Zresztą- wygrzebać teraz mech z pół metrowej zaspy... nie byłoby łatwo, nawet bez Pijawki :-)
Muszę się przyznać, że w sumie to mój przedświąteczny plan minimum prawie w całości udało mi się zrealizować przed porodem :-) Tylko kilka punktów ominęłam, ale nie to jest przecież najważniejsze! Zależy mi na tym by Witek miał w tym roku magiczne święta. Nasz starszy syn przeżywa teraz trudne chwile... Kocha Braciszka bardzo, ale trudno mu się pogodzić z tym, że musi się z nim dzielić rodzicami... Chcę mu to jakoś wynagrodzić. Myślę, że takie prawdziwe magiczne i  klimatyczne Święta odwrócą trochę jego uwagę od przeżywanych teraz trosk i rozterek. Taką mam przynajmniej nadzieję :-)

A co do Waszych komentarzy po poprzednim postem- wyobraźcie sobie, że u nas w domu panuje teraz straszliwy bałagan!!! To tylko tak przy kanapie było wczoraj wysprzątane :-) Ze sprzątaniem czekam do ostatniej chwili, a takie gruntowne porządki przedświąteczne to chyba dopiero na Wielkanoc ;-)

Pozdrawiam!!!

wtorek, 18 grudnia 2012

Nie jest łatwo...


Nie jest łatwo przystrajać dom do Świąt z niemowlakiem przyczepionym do cycka... Wiecie, szybko się zapomina jak to jest... Naiwnie myślałam, że Antek possie trochę, potem pośpi ze 2 godziny, a ja będę mogła szaleć :-) W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Antek wisi na cycku przez 20 godzin na dobę, a ja "kibluję" przed telewizorem uwiązana do małego ssaka...  Ale, Święta się zbliżają i trzeba było zabrać się do roboty... A w związku z małym ssakiem, u nas w tym roku powtórka z zeszłego sezonu.

 Jest co prawda kilka nowości, głównie rodem z IKEA. Zasłony na przykład, ze skrócenia których powstały poduchy...

 Białe poduchy wyszyłam grubą czerwona nitką dosłownie w jeden wieczór, ale to było jeszcze w poprzednim życiu...


I tak to, powoli zaczynamy czuć Święta... Choć wierzcie mi- lekko nie jest...


 *************

Tuż przed moim porodem, do Niemojek zawitał nowy mieszkaniec! U moich teściów zamieszkał szczeniak rasy wyżeł. Jest strasznie szkudny a na imię mu Tel. Przedstawiam Wam Tela, który zapewne, jako pies myśliwski, pozbawi mnie na wiosnę całego ptasiego inwentarza :-(

Tymczasem żegnam się już dziś, kożystając z krótkiej drzemki Antka, idę robić obiad...
Buziaki!!!

piątek, 14 grudnia 2012

Narodziny Małego Wielkoluda :-)

Witajcie po małej przerwie! Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze i słowa otuchy!
Jesteśmy już po wszystkim, cali, zdrowi i nareszcie w domu!!! Nie było tak źle...

No, ale przedstawiam Wam Antoniego!!!





Antek urodził się przez cesarskie cięcie 7 grudnia o godzinie 8:40. Ważył 4800 i mierzył 62 cm. Po standardowych 5 dniach wróciliśmy do domu i próbujemy sprostać nowym wyzwaniom... Nie ukrywam, że najtrudniej jest z... Witkiem...
Pozdrawiam wszystkich! Pewnie niedługo się odezwę i pokażę co robiłam przez 5 dni w szpitalu żeby nie zwariować z nudów... :-)
Buziaki!!!

sobota, 1 grudnia 2012

Wielkie odliczanie!!!

 

Ponieważ Witek jest już wystarczająco duży, postanowiłam zrobić dla niego w tym roku przedświąteczną niespodziankę!
Wiadomo, że dziecku trudno sobie wyobrazić ile czasu zostało jeszcze do Świąt. Witkowi ma w tym pomóc kalendarz z łakociami. Skończyłam go dosłownie w ostatniej chwili (wczoraj wieczorem) dlatego nie pokazywałam go wcześniej. Wykonanie jest bardzo proste! Być może któraś z was pokusi się jeszcze o jego wykonanie???
Do świątecznego kalendarza potrzebne będą: 24 woreczki z materiału o świątecznym wzorze (mój materiał oczywiście z odzysku-kiedyś był zasłonką wygrzebaną w sh), sznurek, jakieś etykietki z numerami od 1 do 24 (ja w tym celu użyłam małych drewnianych scrapek w kształcie serca- numerki z braku czasu wypisałam cienkopisem) i wiklinowa obręcz (moja powstała przy okazji jakiegoś jesiennego spaceru nad Bugiem ). Zapomniałabym o łakociach... niechaj będą jak najbardziej różnorodne  :-)


Najbardziej czasochłonne jest uszycie woreczków, ale kiedy już z tym się uporacie, to kalendarz powstanie w mig! Gdy woreczki są gotowe przyklejamy/przyczepiamy etykietki z numerami (ja, na szybko przykleiłam klejem na gorąco), wkładamy łakocie i przyczepiamy całość do obręczy. U mnie każdy woreczek wisi na innej wysokości- i całkiem nieźle to wygląda!
Witkowi powiedziałam, że codziennie może otworzyć TYLKO jeden woreczek(nie ukrywam, że był zawiedziony... najchętniej otworzyłby wszystkie na raz. Co chwila robi podchody i próbuje mnie nakłonić do otwarcia następnego :-) ) Kiedy dojdzie do ostatniego- 24 (który oznaczony jest inaczej, bo Witek na cyferkach jeszcze się nie zna)- przyjdzie do niego Mikołaj.

 Z tej okazji "narysowaliśmy" też list do Świętego Mikołaja, który to odebrany będzie osobiście przy okazji napełniania skarpety 6 grudnia! Zapożyczyliśmy sobie z tej okazji amerykański zwyczaj (nieco zmieniony i dostosowany do naszych potrzeb...) zostawiania dla Mikołaja poczęstunku- ciastka i szklanki mleka, żeby biedak z sił nie opadł i do każdego dziecka po list zdążył. Myślę, że to fajna sprawa, tym bardziej jeśli dziecko znajdzie rano oprócz pełnej skarpety niedojedzone ciastko i niedopity kubek mleka :-) Niezbity dowód na istnienie uroczego staruszka w czerwonym wdzianku :-)


Dla zainteresowanych powiem jeszcze, że wciąż jestem w "dwupaku" :-) I mam nadzieję, że stan ten potrwa jeszcze do czwartku, kiedy to umówioną mam cesarkę. Antoni wyrósł tak bardzo, że nawet moja pani doktor (zwolenniczka porodów fizjologicznych) zdecydowała się na takie rozwiązanie. Sama nie wiem czy boję się mniej czy bardziej, ale urodzenie dziecka  które może ważyć nawet 5 kilo (ostatnie USG-4226 gr!!!) chyba by mnie przerosło!!! Dlatego trzymajcie za mnie kciuki w czwartek!!!

Buziaki!!!