sobota, 29 września 2012

Nowi mieszkańcy Niemojek


 Przedstawiam wam moją pierwszą tildową wiedźmę!  W barwach jesiennych lata sobie na razie to tu, to tam w poszukiwaniu swojego stałego miejsca :-)

I ja tez wybrałam się na spacer... za mur... na orzechy.  Ta część ogrodu, z uwagi na utrudniony przez sąsiada dostęp, zmienia się powoli w "tajemniczy ogród". Doskonale czują się tu jego nowi mieszkańcy- para rudych kitek, buszujących bezkarnie po naszych orzechach, grając na nosie naszemu psu, który nic im nie może zrobić :-) Ja obserwuję je sobie z okna w kuchni i mam niekiedy niezły ubaw...
Wszędzie ich pełno! Skaczą, biegają, zakopują orzechy żeby po chwili je wykopywać i zanosić gdzieś indziej... Ileż te małe stworki mają zapału i energii!!! Pozazdrościć!!!
 


Piękna jesień w tym roku! Aż się wierzyć nie chce, że listopadowe szarugi już niedługo...  Ale... cieszmy się chwilą obecną :-)
Pozdrawiam! Słonecznej niedzieli!!!



piątek, 28 września 2012

Dekoracja z dyni na szybko


Nawet nie wiem co to za odmiana... Dyńki są malutkie- wielkości sporego grejpfruta. Posiałam je specjalnie z przeznaczeniem na lampiony dla dzieci... Tymczasem powstała taka oto dekoracja :-)

Czas wykonania - 15 minut.
Potrzebne- 3 dynie, ostry nóż, łyżeczka, 3 szklane pojemniki i kwiaty. Nożem odkrawamy czapeczkę, łyżeczką wydrążamy środek. Wstawiamy naczynie z wodą, kwiaty i -gotowe! Proste a jakie ładne !!!




Buziole!!!

czwartek, 27 września 2012

Tradycyjna jesień :-)


 Piękne się przewijają przez wasze blogi aranżacje jesienne! W tym roku króluje znów fiolet... A u mnie tradycyjnie! Nie potrafię sobie bowiem wyobrazić naszej pięknej jesieni bez ognistych żółci i pomarańczy... Bez przeróżnych odcieni czerwieni dojrzałych jabłek, owoców dzikiej róży czy głogu...

Wracając z sadu, pozbierałam kilka niedorośniętych jabłuszek (głównie z chorych drzew), dorzuciłam troszkę owoców dzikiego wina i uwiłam sobie taki ognisty wianek. Za podkład posłużył mi stary wianek z mchu. Ułożyłam go na szklanym naczyniu. Następnie przy pomocy wykałaczek zaczęłam upinać jabłuszka. Brakowała mi zieleni. Aż się prosiło o owocostany bluszczu, których jednak nie miałam... Miałam natomiast sporo przerośniętej pietruchy, której kwiatostany świetnie mi się wpasowały w całą kompozycję!  Efekt- jak widać. Mi się bardzo podoba :-) Ciekawa jestem jak będzie z trwałością...

 

Pochwalę się Wam też moim nowym nabytkiem! Zupełnie nie planowałam zakupu nowego kredensu do kuchni, ale... Kupowałam komodę do sypialni dla naszej dzidzi i okazało się, że pan sprzedający ma też piękny kredens i jest gotów przywieźć mi te meble po bardzo okazyjnej cenie. Długo to ja się nie namyślałam... :-) I mimo, że nie były to meble tanie- to jestem bardzo zadowolona z ich zakupu!!!
Komodę pokażę Wam prze okazji prezentacji kącika dziecięcego w naszej sypialni. To już pewnie niedługo, bo prace idą pełną parą, a i termin się zbliża nieubłaganie...  teraz korzystając z pięknej pogody piorę wszystko co tylko mogę i suszę na jesiennym słonku :-).



Jak widać nie zarzuciłam też tematu wędzenia :-) A moje sery cieszą się coraz większą popularnością! Mój sceptyczny mąż nieraz goni mnie, żebym mu serek uwędziła! A nie chciał jeść z początku... Ostatnio odważyłam się nawet na uwędzenie łososia. Trochę się obawiałam tego tematu... ale wyszedł tak dobrze, że się nawet do zdjęcia nie uchował... Dla zainteresowanych podpowiem, że łososia kupujemy w biedronce, moczymy w solance ( 1 część soli na 5 części wody) przez około 6 godzin, potem rybka sobie obsycha dzień, czy dwa i wędruje razem z serami do beczki :-) No pycha po prostu!!! Zachęcam każdego posiadacza przydomowej wędzarni!!! jedynym minusem całej akcji jest to, że po takim dniu wędzenia sama śmierdzę jak wędzonka i sama nie mogę ze sobą wytrzymać od tego "aromatu"... Ale, to chyba przez tą ciążę :-)



I nasza Bazylia kochana... Jest już z nami od niemalże roku, a dopiero od niedawna odważa się poleżeć przed domem na słoneczku... (tu nasza pierwsza sesja plenerowa). Znikał nam na tydzień, czy dwa nie raz... powodując tym domową żałobę...ale na szczęście zawsze wracał. I dobrze, bo trudno o drugiego tak miłego i bezproblemowego kota! Przez ten rok dosłownie NICZEGO nam w domu nie zniszczył! (Koty zawsze kojażyły mi się z poodrapywanymi i pozaciąganymi obiciami mebli...)
 Nie bardzo się z naszym Momakiem lubią... Ale i tak to ogromny postęp, bo potrafią leżeć 2 metry od siebie z w miarę pokojowym nastawieniem.:-)

Tym optymistycznym akcentem kończę na dziś! Pozdrawiam i całuję wszystkich Zaglądaczy!!!

środa, 19 września 2012

Craftujemy dla Hospicjum Cordis -Podarujmy chorym dzieciom troszkę radości!!!!

Chciałam Was dziś zachęcić do wzięcia udziału we wspaniałej akcji charytatywnej na rzecz chorych, osieroconych dzieci!

Zajrzałam do naszej koleżanki z bloga Dom za końcem świata. A tam co widzę??? Wspaniała inicjatywa-zaproszenie do przyłączenia się do akcji charytatywnej na rzecz hospicjum Cordis. Hospicjum zajmuje się chorymi dziećmi, chorymi samotnymi dziećmi, które nie mają rodziców!!! Na czym ma ta akcja polegać? Nic prostszego- trzeba zrobić coś własnoręcznie i podarować na rzecz hospicjum. Ja ze swojej strony przygotowałam tę parkę króliczków widoczną na zdjęciach! Wiem, że zagląda tu wiele utalentowanych Dziewczyn, i że  każda z was potrafi zrobić coś fajnego!!! Chciałam was zaprosić do tej akcji! Można coś uszyć (pluszaka, torbę, etui itd), można przekazać własnoręcznie zrobione kolczyki, zrobić aniołka z masy solnej, szalik na drutach... - możliwości jest mnóstwo!!!
Część naszych wytworów powędruje do chorych dzieci, inne wystawione zostaną na aukcji. Myślę, że warto poświęcić jedno popołudnie i przygotować coś dla tych dzieciaczków! Jeśli ktoś jest zainteresowany to więcej informacji znajduje się tutaj (klik). No ja się normalnie poryczałam jak tam zajrzałam i zobaczyłam zdjęcia tych bidulek...



Co jakiś czas ktoś z Was pisze do mnie z zapytaniem, czy nie mogłabym uszyć królika, sowy czy czegoś jeszcze innego. Szczerze wam odpowiem, że z powodu braku czasu i niechęci do produkcji masowej :-) jest to dla mnie trudne, a wręcz niemożliwe... Mam jednak dla tych osób propozycję! Jak wiecie na każdej aukcji ktoś powinien kupić wystawiony na sprzedaż przedmiot. Nie wiem czy moje króliki powędrują do dzieci, czy na aukcję, ale chciałam was zachęcić do wzięcia udziału w licytacji i takiej formie pomocy dla tych dzieci!!!

wtorek, 18 września 2012

leniuchuję sobie... :-)




 Korzystając z pięknej pogody postanowiłam wygrzać stare gnaty na słoneczku :-) A coby nie siedzieć bezproduktywnie, narwałam zielska różnej maści i zabrałam się za wicie wianków :-) Na pierwszy ogień poszły rajskie jabłuszka. Powstały z nich dwie zawieszki w kształcie serc, które zawisły na okiennicach naszej koziarni. Zdenerwowałam tym nasze kozy bardzo, bo przepadają one za jabłuszkami, a sięgnąć nie mogą... :-)


Z tego co mi w koszu zostało powstał taki oto dziki wianek uwity na słomianym kole z zeszłego roku. Są w nim chmiel, przekwitnięte ozdobne słoneczniki, owoce winobluszczu,kasztany, zielone szyszki świerkowe i sama nie wiem co jeszcze :-) Jak wyszło, same widzicie... Na razie wianek nie ma jeszcze stałego miejsca, a do zdjęć pozuje na tle naszej prastarej stodoły :-)

To tyle na tę chwilę. Pędzę po mojego synalka, który jest najtrudniejszym przypadkiem w całym przedszkolu i jako jedyne już dziecko, wciąż rozpacza, że go wyrodna matka oddała... Potem czeka mnie drylowanie śliwek i smażenie powideł!
Buziole!!!

niedziela, 16 września 2012

Do lasu na grzyby???


A jakże, wybraliśmy się dziś, tyle że z tymi grzybami cieniutko... Tzn psiuchów wszelkiej maści to za trzęsienie, ale z tych jadalnych to  tylko garstka kurek do jajecznicy... Przezornie zabrałam jednak aparat ze sobą, w lesie zawsze znajdzie się coś ciekawego! Z wielkim poświęceniem, narażając na ból niemiłosierny moje biedne plecy, rzucałam się na kolana i pstrykałam foty :-)
Bardzo sucho jest w tym roku w naszych lasach :-( Zapowiada się kolejny rok bez grzybów :-( A szkoda, bo nastawiałam się, że jak Witek do przedszkola-to ja do lasu...


A w lesie pięknie, kolorowo. Cisza, spokój... Tylko te moje plecy... wychodzi na to, że moje korzonki zdecydowały się odezwać... Macie może jakieś sposoby na tę dolegliwość???


Kiedy leśne ostępy już nam się znudziły, postanowiliśmy zobaczyć jak radzi sobie nasz Tata nad wodą! I okazało się, że o dziwo- lepiej niż my w lesie :-) Akurat złapał szczupaka! Witek miał radochę! Tata chyba też :-)



A Wam jak niedziela minęła???

sobota, 15 września 2012

Drobne przyjemności, moja jesień i co zrobić z dzieckiem kiedy się nudzi...


 Tak żeby chronologicznie było to od przyjemności zacznę... Pojechałam wczoraj z Olafem oddać samochód do serwisu i korzystając z chwili wolnego czasu weszliśmy do jednego z marketów budowlanych... Wchodzimy, a tam wrzośce przecudnej urody... No i jak ich nie kupić?!?
Kupiłam dwa... Sobie w prezencie... Przecież też mi się coś od życia należy, nie??? :-)



Idąc dalej, po kolei, chciałam Wam pokazać troszkę naszego opuszczonego ogrodu... Albo ZAPUSZCZONEGO, jak kto woli...  W tym roku ze względów oczywistych i widocznych gołym okiem (jak ktoś już te oko swoje na mnie skieruje to wie dlaczego :-)) nasz ogród pozostawia sporo do życzenia. Ale czasem wychodzi mu to na dobre. Przykład- Taka oto sobie kępa rudbekii, a wśród nich chwast pospolity- cykoria podróżnik... Patrzcie jaki to zgrany duet...


Dla mnie wrzesień to już zdecydowanie początek jesieni. A że jesień upodobałam sobie najbardziej pośród pór roku, szukam jej oznak w naszej okolicy. I mimo, że aura smutna, pochmurna i deszczowa- to jednak jakieś oznaki przybycia tejże znalazłam...




I w domu wykorzystać te "oznaki" postanowiliśmy... Wyruszyliśmy z Witem na sobotni spacer, uzbrojeni w koszyk i zabraliśmy się za zbieranie skarbów... Kasztany, jabłka, gruszki, owoce róży i wszystko, co nam tylko w łapki wpadło... Wysypaliśmy na stole w kuchni i daliśmy się ponieść radosnej twórczości... Nawet Tata dołączył do naszej pracy i wykreował stwora jakiegoś, bliżej nieokreślonego... Niestety dołączył już po sesji, więc dzieło jego nie zostało uwiecznione :-)
Ponieważ dziecię moje wybitnie do manualnych nie należy (po tacie chyba :-)) jedyne co mu wychodziło bezbłędnie to masowa produkcja jeży z jabłek, przy masowym zużyciu wykałaczek... Jak widać, gdy dziecko ma wybór, to do zabawy wybierze jednak twory bardziej miękkie (jabłka, gruszki, ogórki itd) , z kasztanami radzi sobie znacznie gorzej... Ale, kto powiedział, że ludziki to tylko z kasztanów???
Polecam wszystkim rodzicom!!! Super zabawa i dla dzieci i dla dorosłych!!!




Troszkę mam teraz więcej czasu na blogowanie, prawie codziennie mam Wam coś do pokazania, albo powiedzenia :-) Witek chodzi do przedszkola, ja się z sadu troszkę zwolniłam, ze względów zdrowotnych, to odpoczywam sobie troszkę.
Coś mi się ostatnio ta ciąża we znaki daje... Zostało mi jeszcze około 3 miesięcy, a brzuch mam tak ogromny, że zaczynam się zastanawiać, czy pani doktor tam jakiegoś bliźniaka nie przeoczyła... Jakiś ucisk mam na płuca chyba, bo powietrza mi brakuje i dyszę jak ryba wyciągnięta z wody (nawet, albo szczególnie, gdy na kanapie poleguję...) W dodatku jakaś zaraza mi się na kręgosłup uwzięła i ledwo się ruszyć mogę! Masakra!!! Ale staram się coś działać mimo wszystko i dziś na przykład udało mi się umówić nasza Józefinę na randkę z przystojnym capem z sąsiedniej wsi. Dumna jestem niesłychanie i już się cieszę na przyszłe maluchy! Nie ma nic radośniejszego niż widok młodych, brykających wiosną zwierzaków, które przyszły na świat pod naszą opieką!!! Dziewczyny, które wybrały podobne życie jak ja, wiedzą jaka to satysfakcja!

Pozdrawiam i do następnego napisania!!!

czwartek, 13 września 2012

Ale mi się dostało... :-)

Obsypałyście mnie ostatnio... wyróżnieniami! Zupełnie nie wiem czym sobie na to zasługuję...ale bardzo mi miło :-) Zawsze uważałam, że pisać to ja NIE umiem, może czasem jakieś fajne zdjęcie uda mi się zrobić, ale wszystkiego razem -nie myślałam, że na tyle, by wyróżnienia dostawać...



Nominowana zostałam do wyróżnienia  Versatile Blogger Award przez Kamę, Tupaję i Monikę dodatkowo Monika nominowała mnie do wyróżnienia So Sweet Blog Award. Jeszcze raz bardzo Wam Dziewczyny dziękuję!!!

Zgodnie z zasadami powinnam teraz napisać coś o sobie... Dawno dawno temu już Wam troszkę o sobie naopowiadałam :-) Teraz przyszedł czas na ciąg dalszy...Hmm... coś czego jeszcze nie wiecie... Sama nie wiem co to miało by być...
  • Nie lubię dzieci. Szok, co??? Tzn swoje uwielbiam i kocham najbardziej na świecie, ale cudze to mnie wkurzają :-)
  • Dla mnie "czarne jest czarne, a białe jest białe"- nie ma szarości- Nie znoszę kompromisów i niedomówień!
  • Kiedy mam jakieś nadplanowe pieniądze i mam sobie coś kupić, to będą to meble, albo coś do domu. Prawie nigdy ubrania, nigdy kosmetyki.
  • Nie znoszę ogrodów zoologicznych! Zabieram czasem Witka do warszawskiego zoo, ale i tak uważam, że to znęcanie się nad zwierzętami!
  • Nie znoszę nałogowców (wg mnie to ludzie słabi i bez charakteru), ale sama jestem uzależniona od czekolady... :-)
  • Ten punkt wynika z poprzedniego... Jak widać jestem niekonsekwentna i nielogiczna :-)
  • Zakupy to dla mnie tortura... zwłaszcza ubraniowe...
To chyba na tyle. Ciekawe czy tym razem szczerość mi popłaci... :-)

Teraz to dopiero mam problem... Nominować 15 blogów... najchętniej nominowałabym wszystkie, które obserwuję... Bo jak wybrać najlepsze??? Przecież nie zaglądałabym do Was gdyby mi się u Was nie podobało... Wybrałam jednak kilka blogów które są dla mnie z jakiś względów szczególne:

Za odwagę i wspaniały styl życia!!!
 http://aqratnie.blogspot.com/
Za miłość do zwierząt i skarbnicę pomysłów jaką jest dla mnie
http://podlipami.blogspot.com/
 http://powr-t.blogspot.com/
http://ja-kama-mama.blogspot.com/
 Za pokrewieństwo dusz i stylu życia :-)
http://wedrowaniemoniki.blogspot.com/
 Za wspaniałe pomysły dekoratorskie
http://katarzynabellingham.blogspot.com/
Kocham ogrody! A Kasia ma zawsze coś ciekawego do pokazania!!!
http://aleja57blog.blogspot.com/
Za PRZEPIĘKNE  fotografie
http://mojaprzystan-ila.blogspot.com/
Od dawna zachwycam się wiankami Ili :-)
http://zapachwspomnien.blogspot.com/
Za przepiękny dom...
http://puchaczwpniu.blogspot.com/
Za miłość do przyrody i piękne zdjęcia
http://bellaiblizniaki.blogspot.com/
I znów... za pokrewieństwo dusz...
http://drobiazgidomowe.blogspot.com/
Za nieskończoną skarbnicę wspaniałych przepisów
http://domnawygnanku.blogspot.com/
Za wspaniały dom i dlatego bo zazdroszczę tego gdzie ten dom...
http://wsepii.blogspot.com/
Za przepiękne obrazy...

Drogie Dziewczyny, jeśli któraś z Was nie wiec co dalej ze swoim wyróżnieniem zrobić- odsyłam po instrukcje tu. To tak z lenistwa :-)

Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam!!!

poniedziałek, 10 września 2012

Pyszności z przydomowego ogródka :-)


Jak już wiecie, albo nie- ZA GOTOWANIEM NIE PRZEPADAM... czasem jednak mam ochotę ugotować COŚ, co nie tylko dobrze smakuje, ale i dobrze wygląda. Z blogów kulinarnych nie bardzo korzystam, ale kiedy któraś z Was wstawi jakiś fajny przepis- często go wypróbowuję! Dlatego postanowiłam wrzucić dziś kilka moich sprawdzonych, letnich receptur :-)

W tym roku w warzywniku patisonów mam za trzęsienie! Robiłam już patisony marynowane, robiłam placki ziemniaczane z patisonem (rewelacja!!!)ale jeszcze patisonów nie nadziewałam. Jako, że mięsa nie jadamy, farsz jest wegetariański, czyli w tym przypadku grzybowy. Na 8 średnich patisonów potrzebujemy:
Torebkę ugotowanego ryżu, objętościowy odpowiednik podsmażonych grzybów (opieńki, lejkowce, kurki, pieczarki- co kto ma, albo lubi- ważne by były pokrojone w kosteczkę) 2 pokrojone w kosteczkę i podsmażone cebule. Ja dodałam jeszcze kilka podsmażonych papryczek chili. Dodaję je do wszystkich moich potraw bo mam wielki urodzaj na te warzywko :-)
Wszystko mieszamy, przyprawiamy do smaku, można dodać startego żółtego sera. Tak przygotowanym farszem napełniamy uprzednio wydrążone i 2 godziny wcześniej posolone patisony. Układamy w naczyniu żaroodpornym, dolewamy troszkę wody na spód iu zapiekamy w piekarniku przez około 40 minut w temp 160 st.C.

 



Kolejną moją propozycją jest danie śniadaniowe. Bardzo proste. Pomidory faszerowane twarożkiem. Każdy chyba lubi twarożek! Wykonanie jest bardzo proste- robimy swój ulubiony twarożek i napełniamy  nim wydrążone pomidory. Gwarantuję, że znikną w oka mgnieniu!!!
Z pomidorowych wnętrzności robimy np zupę pomidorową lub sos do makaronu :-)



A nasz  "przydomowy" ogród kuchenny, który wcale przy domu nie jest... odwdzięcza się nam pięknie za trud włożony w jego utrzymanie...  Czego my nie przejadamy- z wdzięcznością konsumują nasze kozy! I tak- nic się marnuje :-)




Na zakończenie nasz hicior- pasztet z cukinii. Dostałam przepis od mamy, która dostała go od pierwszej żony mojego taty. I od tamtej pory często gości na naszym stole. Zimą robię go z zamrożonej cukinii, latem ze świeżej- zawsze wychodzi pyszny!

Będą nam potrzebne:
3 małe lub 2 średnie wydrążone cukinie
Marchewka
seler lub 2 pietruszki
 20 dkg sera żółtego
3 jaja
 3 szkl. bułki tartej
 1/2 szkl. oleju lub oliwy
1 cebula
 płaska łyżka soli
 pieprz do smaku

Warzywa i ser ścieramy na grubej tarce jarzynowej. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy w dużej misce. Z przepisu wychodzą dwie średnie blaszki pasztetu. Należy wyłożyć je papierem do pieczenia, włożyć do nich  naszą pasztetową masę, wygładzić ręką z wierzchu i piec 70 minut w 180 st.C
Naprawdę polecam!!! Nie tylko bezmięsnym istotom, ale i mięsożercom również :-)



 A tak już na prawdę na zakończenie moje ukochane słoneczniki :-) Straszne z nich brudasy (z powodu mega ilości żółciutkiego pyłku pokrywającego wszystko co znajdzie się pod nimi :-)) ale i tak to moi ulubieńcy!

  Słoneczne pozdrowienia dla wszystkich! Kożystajcie z pięknej pogody, bo na prawdę jest cudnie!!!
Buziole!!!