Jesień...
Pogoda nas jesiennie rozpieszczała w tym roku :-) Prawdziwa Złota Polska Jesień - jak z obrazka :-)
Dziś małe podsumowanie minionego miesiąca. Bardzo był pracowity i zleciał nadzwyczaj szybko niestety...
Przez cały wrzesień i październik zbieraliśmy jabłka. Bardzo lubię ten czas :-)
Po zakończeniu zbiorów tradycyjna mała imprezka- piwko i kiełbaski z ogniska.
Z takim Minionkiem grabienie liści poszło nam bardzo sprawnie :-) Nie palimy liści z orzechów włoskich- tylko co roku je kompostujemy -z doskonałym skutkiem. Na podstawie własnych, wieloletnich doświadczeń obalam mit, że te liście(orzechowe) do niczego się nie nadają! Nadają się wyśmienicie, zajmuje im to tylko nieco więcej czasu niż liściom pozostałym. Po roku jednak są już na tyle dokładnie rozłożone, że można ich używać w ogrodzie do np. ściółkowania rabat.
Palimy natomiast liście spod kasztanowców (z wiadomych przyczyn...) Generalnie staramy się palić jak najmniej resztek ogrodowych. Wszystko co się da wędruje na kompostownik (który dosłownie pęka już w szwach wywołując na mojej twarzy bardzo zadowolony uśmiech :-))
W tak zwanym międzyczasie (czasie pomiędzy zrywaniem jabłek, ogarnianiem dzieci, zwierząt, domu, gotowania, prania i innych ...) powstał suchy murek z kamieni polnych. Powstała w ten sposób rabata wypełniona została w całości ziemią liściową (min. z orzechów włoskich). Posadziłam na niej bluszcz pospolity i przebiśniegi. Bluszcz szybko powinien porosnąć nie tylko powierzchnię ziemi, ale zależy mi też na tym by wspiął się po jesionie, który przez większość roku pozostaje w stanie bezlistnym. Bluszcz doda mu w tym czasie nieco blasku :-)
W ogrodzie warzywnym pomalutku szykujemy się do zimy. Ostatnie zioła zostały ścięte i zamrożone, podobnie ostre papryczki. Warzywa korzeniowe wykopane i zjedzone (nie przechowujemy ich na zimę- zjadamy na bieżąco. Posadziliśmy czosnek i pozbieraliśmy nasiona na przyszły sezon. Wciąż mamy świeżutkie listki sałaty i buraka liściowego, również rzodkiewki! Część rabat wzniesionych porządnie zaprawiona kompostem czeka już na wiosenne zasiewy :-)
Przypadkiem zamieszkała z nami mała kotka- znajda. Po ciężkich początkach nauki korzystania z kuwety (jak ktoś ma miękkie serce to musi sprzątać kocie kupy...) Kiki-mara alias Barakuda została zresocjalizowana i przestała traktować dom jak wielką kuwetę :-)
Znaleźliśmy tez czas na spacery po lesie (ale to już raczej w listopadzie)
I na późnojesienne grzybobranie.
Na święto zmarłych przyjechała do nas moja mama z moją siostrą i jej synkiem Piotrkiem. Chłopcy wpadli w szał grzybo-zbierania.
A z zebranych grzybów powstały min. smakowite paszteciki z czarnuszką.
Urządziliśmy też sobie taki nasz mały prywatny Halloween. Dzieciaki same się poprzebierały i umalowały. Przy drążeniu dyń, ze względów bezpieczeństwa, troszkę im pomogliśmy :-)
Były też ostatnie listopadowe bukiety z polnych kwiatów :-)
Zwierzęta też przygotowują się do zimy... Wyraźnie robią zapasy tłuszczyku na mroźne dni :-)
Ale apetycznie wyglądają te jabłuszka, i gdzie to takie rarytasy można znaleźć.Jesień piękna, a ta kotka to chyba duszek mojego śp.Kichusia taka do niego podobna, ponoć koty maja siedem żyć.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa to jestem pełna podziwu jak to wszystko ogarniasz!!!
OdpowiedzUsuńHahaha- nie ogarniam :-)
UsuńPodziwiam Waszą pracowitość. Jesteście w grupie nielicznych, którym w tym roku chciało się zbierać jabłka, tu gdzie mieszkam sady są pozostawione sobie i te jabłka smutno leżą :( Aż żal patrzeć...
OdpowiedzUsuńCudownie u Was, z ogromną przyjemnością przeczytałam i popatrzyłam i szkoda, że już koniec czytania :) Tak rzadko piszesz :D
Moc uścisków i wszystkiego dobrego dla Was wszystkich i zwierząt, kociak cudny :D
Agatku- międzyczas żałośnie mi się skurczył... Nie ma czasu na pisanie... niestety :-)
UsuńPozdrawiam!
Piękne zdjęcia, jabłka jak marzenie i tylko się też zastanawiam: JAK TO WSZYSTKO OGARNIASZ???? ;-)) Jak oglądam Twoje zdjęcia, to marzenia wracają :-). Dziękuję, że dzielisz się swoim życiem :-) Kotka po prostu piękna :-).
OdpowiedzUsuńJak tu pięknie i zdrowo☺ .Sady z pięknymi jabłkami...boziuniu jak to wszystko apetycznie wygląda.Wiem że to ciężka praca.Widać ,że wszyscy domownicy są szczęśliwi::))Zwierzątka miodzio♥♥Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńA to nowina z tymi orzechowymi liśćmi, fajnie, że można je wykorzystać. Ja orzechów nie mam, za to mam masę liści z dębów czerwonych i także próbuję je wykorzystać. Wsadzam do podziurkowanych worów, podlewam i zawiązuję. Stoją długo (2-3 lata), ale się rozkładają i można je wykorzystać.
OdpowiedzUsuńfajnie będzie z tym bluszczem na nowej rabacie. Ciekawa tylko jestem, czy przebiśniegi tam przeżyją, jak bluszcz się rozrośnie. Sądząc z tego, jak zachowuje się u mnie, raczej nie mają szans. No, ale to za parę lat.
Pięknie to wszystko opisałaś! Założę się, że wiele osób, nawet mieszczuchów z krwi i kości, myśli teraz o przeprowadzce na wieś ;) Ale pewnie tylko przez chwilę, bo zdrowy rozsądek podpowie ile to tak naprawdę pracy i że nie zawsze wszystko da się wykonać z uśmiechem na ustach.
OdpowiedzUsuńAle widać, że wy jesteście szczęśliwi, a to najważniejsze :)
Olá, uma amiga de meu blog me falou de você. Disse que nosso blog tem o mesmo nome. Vim aqui conhecer e adorei sua vida no campo. Eu também moro no campo, mas trabalho na cidade. Ainda não consigo viver do campo. Moro a uns 10 quilômetros da cidade.
OdpowiedzUsuńAdorei conhecer teu blog.
Felicidades.
Bardzo często zabieram moje dzieci do rodziny na wieś ;) Uwielbiają te wyjazdy i bieganie po podwórku. Ostatnio najbardziej się im podobało jak wujek wyprowadził rozrzutniki do obornika i powiedział, że mogą pojechać z nim na pole :D
OdpowiedzUsuńLubię do Ciebie zagladać. Jak dłużej nie piszesz, przegladam wcześniejsze posty. Poprawiają mi humor i motywują do pracy. W te chabry to aż wierzyć się nie chce, bo teraz? bo jesienią? Jabłka, ach, aż u mnie nimi pachnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam