Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tilda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tilda. Pokaż wszystkie posty

środa, 19 września 2012

Craftujemy dla Hospicjum Cordis -Podarujmy chorym dzieciom troszkę radości!!!!

Chciałam Was dziś zachęcić do wzięcia udziału we wspaniałej akcji charytatywnej na rzecz chorych, osieroconych dzieci!

Zajrzałam do naszej koleżanki z bloga Dom za końcem świata. A tam co widzę??? Wspaniała inicjatywa-zaproszenie do przyłączenia się do akcji charytatywnej na rzecz hospicjum Cordis. Hospicjum zajmuje się chorymi dziećmi, chorymi samotnymi dziećmi, które nie mają rodziców!!! Na czym ma ta akcja polegać? Nic prostszego- trzeba zrobić coś własnoręcznie i podarować na rzecz hospicjum. Ja ze swojej strony przygotowałam tę parkę króliczków widoczną na zdjęciach! Wiem, że zagląda tu wiele utalentowanych Dziewczyn, i że  każda z was potrafi zrobić coś fajnego!!! Chciałam was zaprosić do tej akcji! Można coś uszyć (pluszaka, torbę, etui itd), można przekazać własnoręcznie zrobione kolczyki, zrobić aniołka z masy solnej, szalik na drutach... - możliwości jest mnóstwo!!!
Część naszych wytworów powędruje do chorych dzieci, inne wystawione zostaną na aukcji. Myślę, że warto poświęcić jedno popołudnie i przygotować coś dla tych dzieciaczków! Jeśli ktoś jest zainteresowany to więcej informacji znajduje się tutaj (klik). No ja się normalnie poryczałam jak tam zajrzałam i zobaczyłam zdjęcia tych bidulek...



Co jakiś czas ktoś z Was pisze do mnie z zapytaniem, czy nie mogłabym uszyć królika, sowy czy czegoś jeszcze innego. Szczerze wam odpowiem, że z powodu braku czasu i niechęci do produkcji masowej :-) jest to dla mnie trudne, a wręcz niemożliwe... Mam jednak dla tych osób propozycję! Jak wiecie na każdej aukcji ktoś powinien kupić wystawiony na sprzedaż przedmiot. Nie wiem czy moje króliki powędrują do dzieci, czy na aukcję, ale chciałam was zachęcić do wzięcia udziału w licytacji i takiej formie pomocy dla tych dzieci!!!

środa, 22 sierpnia 2012

Nie próżnuję :-)


Dziś tak na szybko dowód na to, że nie samymi problemami i przetworami żyję :-) 
Jak nie trudno się domyślić królik powstał na prezent. Naszym przyjaciołom 14 sierpnia urodził się synek Julek, i to właśnie dla niego uszyłam tego cudaka :-) Jutro jedziemy zobaczyć Julka i będzie to doskonała okazja, żeby upominek wręczyć! Będzie to też doskonała okazja dla Witka przekonać się jak to Ta Dzidzia wygląda, kiedy wreszcie z tego brzucha się wydostanie :-) Mimo, że opowiadamy Małemu o Dzidzi,( że będzie miał braciszka)- mamy nawet książeczkę "W oczekiwaniu na dzidziusia"-to myślę, że dla takiego 3-latka to jednak abstrakcja i w najlepszym przypadku myśli, że z Braciszkiem to będzie można od razu grać w piłkę :-)


A to już mój plan zimowy... Od dawna już kocham się skrycie w szydełkowych poduchach z kolorowych kwadratów... Do tej pory mam na swoim koncie mniej lub bardziej udaną narzutę wykonaną tą techniką...  I wreszcie zdobyłam się na poduchy! Plan zimowy- dlatego, że tych poduch ma być kilka, a to trochę potrwa... Mam też ochotę spróbować swoich sił w patchworkach... Jakiś czas już gromadzę materiały- z racji szczupłego budżetu i węża w kieszeni...- przeważnie w ciuchlandach :-) Swoją drogą to bardzo fajne tkaniny można w takich przybytkach wygrzebać...



 A na koniec pochwalę się co sobie kupiłam w sklepiku z pamiątkami w stadninie koni arabskich w Janowie Podlaskim. Może niezbyt adekwatny, bo na biegunach- ale KOŃ :-)  Podziwiałam na Waszych blogach różne koniki na biegunach, jednak przed zakupem powstrzymywały mnie przeważnie wysokie ceny... Ten, o dziwo, drogi nie był, więc zaszalałam :-) Na zdjęciu w towarzystwie jarzębiny- również z Janowa :-) U nas niestety nie rośnie :-(


Dziękuję Wam za wszystkie przemiłe komentarze pod ostatnim postem!!! Poza nielicznymi chwilami podłego nastoju, myślę, że nie jest tak źle i nie ma sytuacji bez wyjścia!!!
Buziole dla Was Kochani!!!

sobota, 10 marca 2012

Przyleciały ptaszki...

Rozleciały się ptaszki po naszym domu...
Jeden przysiadł w serduszku...
Potem przysiadł na lustrze...
...by  stamtąd polecieć do klatki...
 

 Ptaszki nie są może idealne, bo nie miałam wykroju. I jak się sama przekonałam, taki prosty z pozoru ptaszek, nie jest wcale łatwy w uszyciu... A kupno książki z wykrojem, żeby uszyć jednego czy dwa ptaszki jakoś do mnie nie przemawia...

Dla tych, którzy podobnie jak ja chcą mieć ptaszka, a nie chcą wydawać pieniędzy- wstawiam zeskanowany mój niedoskonały wykrój :-)


Pozdrawiam "starych", a witam "nowych" moich gości!  Bardzo mi miło, że tu jesteście!!!

Do zobaczenia!!!

środa, 29 lutego 2012

Kobiece zajęcia, kocie sprawy, kolejni uciekinierzy i prezenty od serca :-)

Dziś miało być z innej beczki, i będzie :-)
Dla tych z Was, którym znudziło się już nasze "piwniczenie", ule, pszczoły i inne robactwo- dziś robótki bardziej pasujące :-) do kobiety!


Oglądałam kilka dni temu 'Dumę i uprzedzenie". Uwielbiam ten film, książkę i wszystkie pozostałe powieści Jane Austen. Nie potrafię zliczyć ile razy to czytałam i oglądałam :-) I jak za każdym razem- naszło mnie na haftowanie :-) Tym razem powstała bardzo romantyczna podusia, która nie bardzo mi co prawda pasuje do wnętrza, ale zawsze chciałam taką mieć- i mam! Tymczasem zamieszkała w sypialni, ale nie jestem pewna na jak długo... Marzą mi się wałki do kompletu, które pewnie niedługo powstaną :-)


Ponieważ nasz kot jasno się już zdeklarował, że z nami zostanie :-) (Znika co prawda na dzień, czy dwa, ale zawsze wraca...) nadszedł czas, by dostał swoje własne, osobiste posłanie!
Do tego celu posłużyła nam stara sadownicza skrzynka na jabłka. Było przy tym trochę pracy, bo skrzynka brudna była okropnie i nie heblowana... Najpierw więc mycie, szlifowanie i chyba za 4 czy 5 warstw farby... Oj długo to trwało... i jeszcze nie skończyłam...ale już dziś Wam pokażę!

Nowy Właściciel na razie z rezerwą podchodzi do nowego mieszkania... (woli spać w moim łóżku :-))


Ale jak kota nie ma... to myszy harcują :-)




Kocia poducha powstała w jeden wieczór.  Wzór ściągnęłam chyba z jakiejś stronki z grafikami... Jest dość popularny, ale w wersji haftowanej jeszcze nie widziałam :-)



Tak w ogóle to muszę Wam powiedzieć, że nasze zwierzaki powariowały w tym roku... Najpierw zaczął Bazyl...  Zniknął z domu na ponad tydzień, ale wrócił...  Potem poszli Momak ze Smerfem... Smerfa nie ma już dobry tydzień i raczej nie mamy już nadziei, że wróci...Smerf to mały kundelek z dużym temperamentem. Zawsze zachowywał się tak, jakby nie zdawał sobie sprawy ze swego niewielkiego rozmiaru... Nasz Momak mniej lub bardziej tolerował jego zachowanie, ale obawiam się, że z innymi psami nie miał tyle szczęścia :-(
Wszystko zaczęło się od tego, że przywędrowały do nas jakieś obce suki ... Bardzo szybko wyciągnęły z domu Chłopaków. Teraz niepokoję się o Momaka... Co prawda ma już 5 lat, ale na suki nigdy nie latał ... To zawsze był taki maminsynek by :-) Nie lubił obcych i nawet jako szczeniak nie dał się nikomu pogłaskać tylko ja mogłam i najbliższa rodzina... To mój pierwszy pies i nie ukrywam, że trochę go rozpaskudziłam... Pochodził z niespodziewanego miotu starej suki moich teściów. Jako najmniejszy został przez sukę odtrącony  i bez mojej pomocy miał marne szanse na przeżycie. Podtykałam go Sabie do karmienia co chwilę i już niedługo był najgrubszym szczeniakiem :-) Nawiązała się miedzy nami szczególna więź i został już ze mną. A teraz uciekł... To do niego nie podobne bo zawsze wracał choć na chwilkę sprawdzić czy dom jeszcze stoi i czy wszystko jest ok. Mam nadzieję, że wróci... ale Olaf powoli mnie przygotowuje do najgorszego... Ludzie na wsi są okrutni! Zwierząt nie szanują, a pies zajmuje u nich w hierarchii jedno z ostatnich miejsc... Wiele razy próbowali mnie przekonać, że marnuję psa, bo nie trzymam go na łańcuchu...
Każdy na wsi ma wiatrówkę... a wiele psów chodzi z przestrzelonymi nogami...
I tylko Bazyl się cieszy, że konkurencja zniknęła...
No nic, może przedwcześnie się martwię, jak w przypadku Bazyla...



Pochwalę się jeszcze jakie cudne serducho dostałam od Maciejki! Pięknie mi się wpasowało do sypialni i tworzy fajny komplecik z moim starym drewnianym sercem!
Pięknie Ci dziękuję Kochana!!! Sprawiłaś mi ogromną radość! A przepiękna  zakładka jest już w użyciu!

Chciałam też powitać mojego pierwszego oficjalnego obserwatora płci przeciwnej! Witam Cię serdecznie Grzegorzu! Jest mi niezmiernie miło, że nie tylko kobietki znajdują tu coś interesującego dla siebie!
Wszystkie Kobietki również bardzo serdecznie witam!!! Nie spodziewałam się, że tylu osobom spodobają się moje "wypociny" :-)
Buziaki!!!

środa, 23 listopada 2011

Świąteczny Elf i pierniki :-)





Wczoraj powstał taki oto nowy mieszkaniec naszego domku-Elf Świąteczny, który pomaga Mikołajowi układać prezenty pod choinką.
Choinka na razie jest czystą abstrakcją... Niepojęte wprost jest wnoszenie drzewa do domu, wieszanie na nim pierników i innych ozdób... Jedyną realną rzeczą w całej tej imprezie wydają się być dla Wita PREZENTY...
To już nasza trzecia wspólna Wigilia, ale taka pierwsza ŚWIADOMA! To dopiero będzie!
Na razie mamy Elfa ;-)




Jeśli ktoś jest zainteresowany, to podaję nasz wypróbowany wielokrotnie przepis na świąteczne pierniki.
Nasze pierniki powstawały w 2 turach- tura pierwsza powstała w niedzielę i w znacznej części została już pochłonięta przez męską część rodziny... W związku z tym dziś powstała tura druga i szybko została "zapuszkowana".
Dziś w całej okolicy roznosi się zapach naszych pierników...


Przepis na pierniki:
4 szklanki mąki
2 jaja
1,5 szklanki cukru
4 łyżki rozpuszczonego miodu
4 łyżki rozpuszczonego masła
2 łyżeczki proszku do pieczenia
przyprawa do pierników
Wszystkie składniki zagnieść na jednolitą masę.

Ja zawsze część cukru zamieniam na miód, tak, że z reguły daję cukier z miodem pół na pół. Pierniki zawsze wychodzą, a robię je według  tego przepisu już od wielu lat. Dobrze jest na początek dać troszkę mniej mąki, tak by łatwiej było wyrobić ciasto i dodawać mąkę w miarę zagniatania.



Zawsze robię pierniki przynajmniej miesiąc przed świętami. Wiadomo- piernik im starszy, tym lepszy... :-)
W tym roku odważyłam się nawet na zrobienie piernikowej chatki... Jednak czy się udała, dowiem się dopiero za miesiąc, jak ją będę "sklejała"...

A jeśli przyprawę do pierników zastąpimy np imbirem- to mamy ciasteczka imbirowe!

Zapraszam wszystkich do "pierniczenia" :-)

piątek, 18 listopada 2011

Na Dobry Początek i coraz bliżej Święta!


Nie mam całego pomieszczenia na pracownię :-( choć bardzo bym chciała!. Mam za to mały kawałek wydzielony w sypialni i tam szaleję z igłami, szmatkami i innymi moimi pomysłami. Mam taż, jak wiecie, Małego Pomocnika... Praca z takim pomocnikiem wiąże się nierozerwalnie z permanentnym bałaganem...
A już moje szmatki, tasiemki, nitki-to po prostu Raj dla mojego! Za każdym razem,jak coś szyjemy, czy robimy jakieś inne cuda- to przeważnie czas spędzony na sprzątaniu Witowego chaosu równa się czasowi spędzonemu na twórczości ;-) Z drugiej strony, nazbierała mi się już niezła kolekcja różnych różności zawsze potrzebnych. W związku z tym postanowiłam zrobić coś dla siebie, co zachęci mnie choć trochę do utrzymywania porządku w mojej "pracowni". I tak powstały dwa igielniki. Zrobione z malutkich doniczek pomalowanych na biało i ozdobionych metoda decu. Całość wypełniłam silikonowym wkładem do poduszek i pokryłam materiałem. Do krawędzi doniczek materiał przytwierdziłam przy pomocy kleju polimerowego. Tak samo przykleiłam maskującą brzeg materiału koronkę i gotowe!

Coraz bliżej święta... czas by zacząć myśleć o świątecznych ozdobach... Na początek zmajstrowałam takie choinkowe serduszka. Przyznam się, że jakoś w tym roku nie pomyślałam wcześniej o zaopatrzeniu się w świąteczne materiały i dodatki... Niewiele tego mi zostało i pewnie niewiele w tym roku zdziałam... No... zobaczymy!





A tu wspomniany już wczeniej Człowiek Demolka :-) w akcji...
Pozdrawiam Wszystkich, a szczególnie wszystkie Młode Mamy, które na co dzień muszą zmagać się swoimi Małymi Pomocnikami :-)

wtorek, 15 listopada 2011

Pan Żaba i poduchy

Cześć Dziewczyny!
Ja dziś znów tylko na chwilkę...
Spędziłam kilka dni w Warszawie opiekując się moim prywatnym synkiem, 3 nie moimi kotami, jednym psem, jedną papugą i stadem gołębi ;-)  Całe to zamieszanie stąd, że moi rodzice wyjechać musieli, a ktoś tym zwierzyńcem zająć się musiał... Na mnie padło...
Tak wiec siedziałam sobie w stolicy i stolicy w zasadzie nie widziałam, a czas dzieliłam pomiędzy spacerki z pieskiem, pilnowaniem żeby koty nie zjadły papugi, żeby pies nie zjadł kotów, a całe towarzystwo nie zjadło mi dziecka... Czasu wolnego więc zbyt dużo nie miałam, ale jednak coś tam powstało...

Nie nie nie...ta poduszka nie powstała w zeszłym tygodniu...(powstawała znacznie dłużej, zwłaszcza, że są takie dwie). W zeszłym tygodniu powstały natomiast wkłady do poduszek... po 2 latach odkąd je wyhaftowałam... Leżały w szafie i czekały, aż się wezmę w garść i zakończę ten projekt... Zakończyłam!!!


Powstał też Pan Żaba. A powstał dla mojego synka z pewnego szczególnego powodu. Otóż mój Dzielny Wito ... boi się żab... A ja tak sobie pomyślałam, że jak dostanie swoją własną, osobistą, prywatną żabę- taką całkowicie NIE GROŹNĄ- to się bać może przestanie... I powstała żaba- Wito znajdzie ją w swojej Mikołajowej skarpecie 6 grudnia.


To moja pierwsza żaba, wiem że wyszła trochę nierówna tu i ówdzie... ale CENZOR, mam nadzieję- czepiał się nie będzie! Zdjęcia koszmarnej jakości, ale  winę zwalę na baaardzo brzydką aurę i brak słońca...
Tak jak na początku powiedziałam, tak się stało- post ekspresowy ale muszę Wam powiedzieć, że po ostatnich przejściach z bloggerem trochę mi zapał odleciał... Ciekawe jak będzie tym razem...
W każdym razie pozdrawiam serdecznie!!!

wtorek, 4 października 2011

W pokoju Witka

Tak się składa, że wiele z pokazywanych dziś tworów powstało już jakiś czas temu, ale dopiero dziś je pokazuje z pewnego ważnego powodu... Otóż dwa tygodnie temu w naszym  życiu zaszła ooogromna zmiana! Witek należy do dzieci, które bardzo źle sypiają. Do roku czasu spał w swoim pokoju, a ja wstawałam do niego nawet po 6 razy w nocy.  Gdy skończył rok miałam tego już na prawdę dosyć. I tak oto Witek wprowadził się do naszego łóżka :) Kiedyś byłam radykałem twierdzącym, że dziecko powinno bezwzględnie mieć swój pokój i tam spać... :-) Moje poglądy w tej sprawia, po zderzeniu z rzeczywistością uległy radykalnemu przewartościowaniu na rzecz wysypiania się :) ...
Ta sielanka trwała rok... I wreszcie dwa tygodnie temu Wito się wyprowadził!!!
I wcale nie było tak źle! Razem kupiliśmy pościel, razem przerobiliśmy jego łóżko-  trzeba było opuścić materac żeby nie spadał z łóżka, bo łóżko ma DOROSŁE. Wito zaraz po kąpieli pomaszerował do SWOJEGO łóżeczka i tak już zostało! Bez awantur, bez histerii, po prostu tak normalnie, jak gdyby nigdy nic... Przyszedł odpowiedni czas... Tak samo było z cycaniem. Długo karmiłam Witka piersią- jakieś 19 miesięcy.Wszyscy mi mówili, że będę miała problem z odstawieniem. A tu pewnego dnia, całkiem spontanicznie, bez planowania, przeszedł dzień w którym oboje doszliśmy do wniosku, że już dłużej nie trzeba... Tak to jest, że na wszystko przychodzi odpowiedni czas i nie trzeba nic na siłę!
W nagrodę za tak DOROSŁĄ postawę, uszyłam dla mojego małego mężczyzny Pana Kota. Kot to chyba największe niespełnione marzenie mojego syna... Po prostu je (koty) uwielbia... Ale na prawdziwego będzie musiał poczekać. Nasz pies Momak za kotami nie przepada i obawiam się, że kociak miał by u nas ciężki i krótki żywot... No chyba, że zdarzy się jakiś cud i Momak sam zaadoptuje jakiegoś kiciusia... ( Już raz zaadoptował szczeniaka i musieliśmy go przygarnąć. Reksio miał jednak pecha - w momencie gdy cała rodzina zaakceptowała fakt, że mamy 3 psy- Reksio wpadł pod samochód :(
Napis Witek to na prawdę ręczna robota! Jedną literkę robiłam przez jeden wieczór.  N
Śpiący anioł- jedna z moich pierwszych lalek. Wisi na drzwiach do pokoju Witka, na szczęście...

A tu mój mały Bohater ze swoim Panem Kotem!


Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Iza

wtorek, 2 sierpnia 2011

Koń na Kiju :)

Był kolejny deszczowy dzień :( Byliśmy już baaardzo znudzeni nic nie robieniem. W końcu trzeba było powiedzieć sobie DOŚĆ!!! Spytałam Witka: "Chcesz konia na kiju?" Witek odpowiedział poważnie "Taa!" i pobiegł po kija. (Tak się akurat złożyło, że mieliśmy w kuchni zapasowy kij od szczotki...)

Trudno jest szyć z dzieckiem na kolanach...ale słowo się rzekło... Na szczęście uszycie takiego konia to bułka z masłem. Już od jakiegoś czasu planowałam uszycie takiej zabawki dla Witka. Skończyło się wtedy na zrobieniu wykroju... Teraz już trzeba było skończyć...(Tylko grzywa powstała już jak Witek poszedł spać, bo to najbardziej praco- i czasochłonna czynność).
W czasie gdy ja robiłam konia, Witek dorwał się do koszyka z mulinami i kordonkami... Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się uporządkować tęczowy kokon- dzieło mojego syna...
W każdym razie...pomijając efekt uboczny w postaci mega bałaganu, polecam uszycie takiego konia każdemu, nawet początkującemu "szwaczowi"- to na prawdę proste!

Pozdrawiamy każdego, kto do nas zagląda!!!

piątek, 22 lipca 2011

Królikowo

Jakiś czas temu odkryłam w internecie Tildy. Tak mnie urzekły te niezwykłe "stworzenia", że zabrałam się za szycie... Szyję króliki, kurki, sowy, aniołki, myszki i wiele innych. Tylko nieliczne zostały z nami, inne powędrowały w świat. Nie wszystkim zrobiłam zdjęcia, ale te które mam- pokażę.


Do tej pory każdy królik, którego szyłam, natychmiast zostawał oswajany i adoptowany  przez mojego syna. Często musiałam je oddawać ich nowym właścicielom po kryjomu przed Witkiem. Dziś pokażę królika, którego uszyłam dla córki znajomych- małej Antoniny.


Witkowi absolutnie nie przeszkadza,że królik jest różowy i nosi sukienkę. Najchętniej by go nie oddawał, mimo że wie, że nie jest dla niego.
 Szyjąc najczęściej szukam materiałów w secondhendach. Można tam kupić naprawdę fajne materiały (i nie tylko!) za grosze. Ostatnio wypatrzyłam takie klamerki za całe 68 groszy :)
A to kilka ptaszków, które uszyłam

Pozdrowienia!!!