niedziela, 29 stycznia 2012

Niedziela w ogrodzie :-)


***
Tak oto dziś, wcześnie nawet jak na nas, rozpoczęliśmy sezon ogniskowy! Temperatura ponad 10 st.C poniżej zera, prawie bezwietrznie, słonko pięknie nam przygrzewało... Pogoda cudna!!!
Rozpaliliśmy ognisko i na pierwszy ogień poszła nasza choinka (to znaczy to, co z niej zostało, po tym jak dostały ją nasze kozy do schrupania :-))

 

Witek skorzystał z okazji by upiec sobie kiełbachę na ognisku...


 ... by ze smakiem ją schrupać w pięknych okolicznościach przyrody...


...powodując tym ślinotok u naszego WIECZNIE GŁODNEGO Momaka :-)


Najedzeni i rozgrzani ogniskiem, poszliśmy na pole puszczać latawiec
(kto powiedział, że to letnie zajęcie  ??? Zimą też można!)



Życzymy wszystkim pięknej niedzieli!!!

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Mysia


Zrobiliśmy dziś z Witkiem prezent dla naszego Bazyla. Biedny kociak jest ostatnio tak znudzony, że aż mi go było szkoda... Kupowaliśmy mu chińskie zabawki dla futrzaków, ale bardzo szybko się z nimi rozprawiał.
Pomyślałam, że zamiast budować kapitał Chin- możemy sami zmajstrować sobie taką myszkę:


Fajna zabawa, zwłaszcza z trochę starszymi dzieciakami!  Mogą przecież zrobić taką zabawkę sami! A jaka satysfakcja! Nasza myszka nawet wydaje dźwięki! Do tego celu wykorzystaliśmy puste jajeczko po zabawce z jajka z niespodzianką ( niestety nasz Wito jest jajko- maniakiem...i tych jajek walają się po domu tuziny...) i nasypaliśmy do niego ziarenka grochu. Takie jajo zostało zaszyte w odwłoku naszej Bohaterki... Całość wydaje zadowalające dźwięki, hi hi hi.


Nasz Obdarowany również wydaje się być usatysfakcjonowany... Kilka razy walnął łapą i ...poszedł spać dalej...

Dodam jeszcze, że do takiej myszy nie trzeba żadnego wykroju (no chyba, że nasz kot jest estetą...) i wystarczą byle jaki skrawki materiału. No, jakiś guzik to chyba każdy znajdzie w domu...

Miłego tygodnia dla wszystkich!!!
Pozdrawiam!
Iza

sobota, 21 stycznia 2012

Dzień Babci ... zapomniałam!

Dzień Babci...
Wiedziałam - bo przecież na każdym kroku ktoś przypomina, telewizja, radio, blogowe koleżanki... A dziś- zaskoczenie wielkie!- zapomniałam, że to już dziś...
Ani kwiatka, ani czekoladki... a w domu aż dwie Babcie, z czego jedna to nawet Super Babcia- bo Prababcia!
No i klops... Prababcia narzeka, że wnuki zapomniały... Co tu robić???

 

Poratował mnie znów przepis na bułeczki drożdżowe Elisse. szybko upiekłam dwa rodzaje bułek- z serem i z nadzieniem truskawkowym z cukrem różanym (przepis na cukier różany podam w sezonie na płatki róży :-)) Szybko pobiegliśmy do Babć z życzeniami i z bułami. Kryzys zażegnany, a bułki, nieskromnie powiem, że były pyszne! 
**********
Pochwalę się jeszcze moimi hiacyntami, które pięknie zakwitły! A w domu pachnie wręcz nieziemsko!
A dla wszystkich zainteresowanych, jak samemu sobie w domu cebule  wypędzić i nie przepłacać zimą - polecam wejść na stonkę Amaggie, która podaje u siebie dokładna instrukcję. Ja za rok na pewno skorzystam!!!



Dziękuję wszystkim z odwiedziny i wszystkie miłe komentarze!!!
Witam wszystkie moje nowe Podczytywaczki!
Bardzo się cieszę, że podoba Wam się u mnie!
Buziaczki!!!
Iza
Ups... I znowu zapomniałam... Chciałam przecież złożyć najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich Babć i Dziadków którzy być może tu zaglądają!!! Kochani!!! Wszystkiego najlepszego!!!

czwartek, 19 stycznia 2012

Pan Bałwan we własnej osobie :-)


Tylko słońca nam dziś brakowało... Ale i tak zabawa była przednia! Aż ciężko było Wita do domu na obiad zaciągnąć... I wcale ta nasza zabawa nie wyglądała tak, że mama tachała ciężkie śnieżne kule, a dziecko znudzone czekało, aż wreszcie skończy się ta mordęga :-) Żebyście widziały tego dzielnego młodego człowieka, jak razem za mną te kule taczał... Ale było śmiechu!!!

 
Potem krótki wypad do piwnicy po nos dla Pana Bałwana ( wykradliśmy w tym celu kozią marchewkę... mam nadzieję, że nam kozy nie pożałowały :-)) i po węgielki na oczy (mam nadzieję, że nas Dziadek-główny palacz- nie pogoni, hihihi).  Jeszcze tylko kilka gałązek pozostałych po cięciu alei świerkowej- na włosy- i jest!!!


Fajnie było!!!
Polecam wszystkim Rodzicom! Tylko spieszcie się, bo śnieg to już chyba długo nie poleży...

Pozdrawienia od Pana Bałwana :-)

środa, 18 stycznia 2012

Karmimy zwierzęta!

Czas po świętach to dla mnie najbardziej monotonna pora roku... Zarówno jeśli chodzi o dekorowanie domu, jak i samo "pozbieranie się w sobie". W mieście dziewczyny mogą kupować sobie na poprawę nastroju hiacynty czy narcyzy za grosze, w sieciówkach- u nas nawet jeśli takowe znajdę w kwiaciarni- to trzeba płacić krocie... Dekorowanie domu świerkowymi gałązkami po świętach jakoś mi nie pasuje... I tak oto czas do wiosny dłuży się, w domu nijak- nawet jak posprzątane, to kiszka, bo w wazonach pusto... i dom taki "zimny"...
Ale byłam kilka dni temu w Warszawie i przywiozłam sobie na pocieszenie białe hiacynty! Przynajmniej przez kilka dni będę miała radochę!
zdjęcia "podwórkowe" bo w domu "ciemnia" :-(



 Zima mnie zaskoczyła troszkę w jednej kwestii... Nie spodziewałam się jej już w tym roku, i nie zaopatrzyłam się w jedzonko dla ptaszków (słoninka, smalec)! Na szczęście, jak co roku, pozbieraliśmy z Witkiem wszystkie orzech spod naszych trzech orzechów włoskich- i mamy całkiem pokaźny ich zapas! Zawsze kiedy spadnie już śnieg (nigdy wcześniej!!!) zaczynamy dokarmianie zwierzaków. Co roku przylatują do nas stada sikorek, dzięcioły małe i średnie, sójki- i dla całego tego towarzystwa właśnie orzechy są najlepszym pożywieniem! Codziennie gnieciemy miseczkę orzechów i razem ze skorupkami wsypujemy ptaszkom do karmnika! Następnego dnia trzeba tylko wygarnąć puste skorupki i nasypać nowe orzeszki!
Ziarenek ziarnojadom nie sypiemy- mają ich pod dostatkiem w koziej zagrodzie, gdzie codziennie stołują się z kurami :-)


Mamy też specjalnie do tego celu, porozstawiane w ogrodzie kosze do których regularnie dosypujemy orzechy w całości. Z tych spiżarni korzysta nasza nowa towarzyszka- wiewiórka, i dzięcioły też doskonale radzą sobie z rozbijaniem skorupek. 
Niestety nie udało mi się zrobić ładnego zdjęcia naszej "Rudej Kity".
Gdybyśmy nie zbierali orzechów, to zostały by one zgrabione z liśćmi i spalone, lub wyrzucone na "ogólnie pojętą kupę kompostu". A tak zwierzaki mają co jeść!



 Codziennie wyruszamy z Witkiem na spacer z nadzieją, że zobaczymy Dzika (Dika). Witek dosłownie oszalał na punkcie dzików. Bierze jabłko w kieszeń i SZUKA i WOŁA nawet: "DIKUUU OĆ !!!!!...( Niestety jak Witek jest czymś mocno zaaferowany to dość niewyraźnie woła...) 
Byliśmy jakiś czas temu w nadleśnictwie. Mają tam taką jakby ochronkę właśnie dla dzików. Trafiają tam zwierzaki potrącone przez samochód, postrzelone, czy osierocone. Właśnie tam Witek pierwszy raz karmił dziki jabłkami i bardzo mu się to spodobało!

 A na koniec trochę koloru złapanego w obiektyw na zimowej wyprawie "w poszukiwaniu Dika" :-)
Rośnie u nas baaardzo stary krzak dzikiego bzu czarnego. Calutki porośnięty jest żółtymi porostami. Pięknie wygląda szczególnie w promieniach styczniowego słońca...


 Dziękuję Wam bardzo za odwiedziny i wszystkie miłe słowa!
Pozdrawiam i ślę całuski!!!
Iza

środa, 11 stycznia 2012

Na zakupy bez kiczu

Siedząc wczoraj przed komputerem, kolejny raz przeglądając Wasze blogi , wpadła mi w oko pewna stronka podlinkowana na blogu W domu za końcem świata - 45 tutoriali na torby. Przejrzałam sobie te cuda, a że od pewnego czasu chodziło mi po głowie uszyć sobie jakąś fajną torbę na zakupy- usiadłam do maszyny i uszyłam.
Geniusz tej torby polega na tym, że wykrój zrobiony jest na podstawie zwykłej foliowej jednorazówki. I tu pojawił się mój pierwszy problem- z zasady staram się nie używać jednorazówek i nie miałam w domu ani jednej... Na szczęście znalazłam odpowiednią u teściowej :-)
Uszycie takiej torby jest bardzo proste (nawet dla mnie- a ja nie umiem nawet prosto zszyć dwóch kawałków materiału :-) bardzo nieprecyzyjna jestem...) Postępowałam jednak dokładnie według wskazówek i mam naprawdę fajną torbę!!!

Mój mąż stwierdził, że wreszcie ktoś z totalnego kiczu (jakim są jednorazówki) zrobił coś na prawdę fajnego i praktycznego :-) Sugerował mi tylko na przyszłość większy rozmiar torby...




Materiał kupiłam oczywiście na "ciuchach". Mam go tyle, że to na pewno nie jest ostatni mój wytwór z tym motywem :-)
 Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze!
Pozdrawiam!!!!
Iza

niedziela, 8 stycznia 2012

Północne inspiracje

 Nie będę ukrywała, że od pewnego czasu jestem bardzo pochłonięta Północą. Z zapartym tchem śledzę blogi naszych skandynawskich sąsiadów i jestem nimi coraz bardziej oczarowana!
Być może jest to spowodowane naszą, niezbyt przyjemna aurą... Skandynawowie znani są z tego, jak wspaniale rekompensują sobie brak słońca i światła dziennego zimą- dostosowując do niego architekturę i wystrój wnętrz.

 Byłam w Norwegii dwa razy, za każdym razem zimą. Najbardziej rzuciły mi się w oczy ich "szklane domy" i całkowity brak jakichkolwiek zasłon, rolet, czy żaluzji. Wpuszczali do domów maksimum dostępnego w zimie słońca!!! Nasz dom, jako, że powstał z przebudowanego spichlerza- okienka ma malutkie, a zimą jest ciemny i ponury. I choćbym nie wiem jak się zaparła to i tak nie mogę nic na to poradzić bez kapitalnego remontu (a i wtedy za dużo nie wskóram...) Czytam sobie zatem skandynawskie blogi i zazdroszczę...



A że niezaprzeczalnie króluje u nich ocynk w każdej formie- zrobiłam sobie (na pocieszenie...) takie oto ocynkowane serduszka z drutu i siatki wolierowej.  Powoli zaczynam myśleć o wiosennej aranżacji tarasu (będzie oczywiście cynkowo...) i moje serduszka będą akurat jak znalazł.



 


Zdjęcia są fatalne... ale na aurę nic nie poradzę...
Pozdrawiam Was  gorąco i zazdroszczę energii do tworzenia... Nie wiem skąd ją czerpiecie... Ja ze słońca chyba...a że go nie ma, to i energii nie posiadam...
Do wszystkiego się zmuszam, nawet czytać mi się nie chce...
Buziaki!
Iza

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Zimowe rozważania

Święta, święta i po świętach... A zimy jak nie było, tak nie ma. I na razie nawet się nie zanosi... Trochę zawiedziona jestem...W tamtym roku dostałam od Mikołaja narty biegówki- wygląda na to, że w tym roku sobie nie poużywam... Witek też zawiedziony, bo przecież na sankach miał jeździć... W tamtym roku Olaf wymyślił sobie to tak, że przyczepiał sobie sanki z Witkiem do paska od spodni i tak jeździliśmy na tych naszych biegówkach... Fajnie było!
Teraz to już chyba na wiosnę czekać trzeba... A do wiosny daleko... Z drugiej strony to pod domem już narcyzy i hiacynty z ziemi wyłażą... Co to będzie???  Lodowce topnieją...Na Syberii kilka tylko stopni poniżej zera... Co na to powiedzą Ci co w efekt cieplarniany nie wierzą??? Ja wierzę i martwię się...

A na pocieszenie tych niewesołych rozważań- amarylis- też wiosenny... z Biedronki z 8 zyli...
************
Witam nowych gości, pozdrawiam starych bywalców i pięknie dziękuję za wszystkie komentarze :-)
Pozdrawiam Was 
na zimę jednak czekając!
Iza