sobota, 20 lipca 2013

Pierwsze zbiory za nami!




Od jakiegoś czasu systematycznie dostaję od Was maile z zapytaniem z czego my tu żyjemy na tej wsi...
Otóż, prawda jest taka, że nie żyjemy powietrzem, tylko ciężko pracujemy. I jakkolwiek by się wydawać mogło, pracę mamy ciężką i nie sielską wcale...
A żyjemy z płodów ziemi :-) Tylko że na o wiele większą skalę niż ten mój warzywniczek, który odskocznią jest tylko i przyjemnostką :-)
Skala naszej produkcji nie jest może ogromna i na pewno nie można plantacji naszych nazwać wielkoobszarowymi, ale  wystarczają by zatrudniać na nich sezonowo (przez cały rok) od 2 do kilkunastu osób (nie licząc członków rodziny)
Pisałam już niejednokrotnie o uprawianych przez nas sadach jabłoniowych i gruszowych. Pokazywałam jak uprawiało się jabłonie kiedyś, a jak robi się to teraz, w sadach nowoczesnych... Nasze sady ekologiczne nie są... Ale pewnie mało kto z Was wie, że tak zwane owoce ekologiczne, z ekologią wiele wspólnego nie mają... Środki dopuszczone w produkcji ekologicznej są częstokroć o wiele bardziej szkodliwe (!!!) dla nas i zwierząt, od środków dopuszczonych w produkcji inregrowanej (my tak produkujemy), czy konwencjonalnej. Poproszę kiedyś męża (Jest doradcą sadowniczym specjalizującym się w ochronie roślin sadowniczych) o napisanie dla Was troszkę na ten temat. Bo temat jest ciekawy, a mnie już drażnią te wszystkie mity wygłaszane o naszych polskich pięknych jabłuszkach przez osoby nie mające z tematem nic wspólnego. (cały czas piszę o produkcji towarowej, a nie przydomowej)
Nie wiem dlaczego teraz przychodzi mi to do głowy, ale muszę Wam napisać, że to że owoce na półkach sklepowych są piękne czerwone i jędrne nie ma absolutnie nic wspólnego z GMO!!! Jest to tylko i prawie wyłącznie zasługa preferencji klienta i co za tym idzie-doboru odmian! To, że nie można kupić teraz starych, tak bardzo zachwalanych odmian jabłek, jest wynikiem zbyt małej ich trwałości, jędrności i tzw. shelf life (życia na półce sklepowej). To, czy popieram GMO, czy nie jest tematem na inny raz, bo jak zacznę się o tym teraz rozpisywać to nigdy się nie dowiecie dlaczego na pierwszym i kolejnych zdjęciach są czarne porzeczki :-)
A porzeczki są dlatego, że kilka dni temu "wymłuciliśmy" nasze plantacje otwierając tym samym sezon zbiorów!









Antek był zachwycony i dosłownie pożerał wszystko wzrokiem! Witek dumnie pomagał tacie zwozić pełne porzeczek skrzynie z plantacji. Nie widziałam syna prawie przez cały dzień, a wrócili dopiero gdy zaczynało zmierzchać.


Zaczynając sezon zbiorów, ja rozpoczęłam sezon przetworów... Ups... zapomniałam, że rozpoczęłam go truskawkami... W każdym razie rozpoczęłam teraz sezon na soki. W pierwszej kolejności powstał sok z czarnej porzeczki, a teraz stoi zasypana cukrem porzeczka czerwona. W planie maliny, których choćbym nie wiem ile litrów zrobiła, to i tak zawsze jest za mało :-)



Nie zdążyłam obfocić pełnych słoików, bo wyniosłam je od razu do domu, a w domu ciemnica i zdjęcia kiepskie...
Jak się robi kilka rzeczy na raz, to o zdjęciach się już nie pamięta, wierzcie mi...

 Chociaż ostatnio pozwalam sobie na celebrowanie jednej czynności! Zbiory w warzywniku!  Cieszę się jak dziecko i wcale się nie spieszę! Cieszę się z osobna z każdej marchewki, fasolki czy cukinii! Chociaż już przy przerabianiu tych marchewek i fasolek wracam do starej konieczności robienia wszystkiego jednocześnie :-(
Pozdrawiam Was gorąco!!!


piątek, 19 lipca 2013

I znów o ogrodzie...

I pomyśleć, że zaledwie półtora miesiąca temu siałam tu maleńkie nasionka... Teraz mam dżunglę i pierwsze poważne zbiory :-) Wystarczy, że nie wchodzę do ogrodu przez dwa dni, a wszystko jest dwa razy większe! Pomidory rosną jak szalone, ale nie koniecznie tak jak bym chciała... Koralik na przykład nie chce rosnąć jednopędowo, tylko krzewi się okropnie i zamiast rosnąć poważnie, wiąże masy owoców... Nie wiem, może ten typ tak ma?


Antek wreszcie przeszedł z żywienia słoiczkowego na kuchnię mamusi, i bardzo mu ta zmiana odpowiada! Niedawno skończył siedem miesięcy, a je już niemal wszystko- nawet fasolkę szparagową! Generalnie to z każdego spaceru po warzywniku wraca z jakimś liściem w rączce ze smakiem go pałaszując :-) Nawet jarmużem nie pogardzi mały łakomczuch!

Koper po ścięciu zaszalał i wygląda jakby nigdy ścinany nie był! Niedługo zakwitnie! (na samym środku zdjęcia)

Dalie na razie niewielkie, ale i tak kwitną pięknie...

Nareszcie też pojawia się coraz więcej kwiatów, ale i tak jeszcze za mało... Posadziłam sporo bylin, które dopiero w przyszłym roku zakwitną... Teraz zaczynają kwitnąc jednoroczne- szałwie, nagietki, kosmosy, tytoń, facelia...



Facelia posiana była jako przedplon, na rabatach przeznaczonych pod truskawki. Już niedługo zostanie ścięta i przekopana, ale póki co cieszy oczy moje i pszczoły okoliczne :-)


Te same dynie, które miały nie przetrwać pory monsunowej, teraz bujają tak, że wylazły ze swoich rabat i tarasują przejścia, wchodząc nawet na sąsiednie zagonki :-)


Ogórecznik zaskoczył mnie... Jest teraz błękitną chmurą pokrytą pszczołami, mszycami i larwami biedronek... i sama nie wiem czego jeszcze... Żyje własnym życiem... I podobno tak już zostanie, bo zapraszając go raz do ogrodu- trudno się go potem pozbyć :-)


Mamy nawet najprawdziwsze rumianki lekarskie! Pachną nieziemsko!


Mało mam teraz czasu... praktycznie nie podchodzę do komputera... Całe dnie spędzamy z dzieciakami w ogrodzie.  Nie mam kiedy bywać na blogu... Ogród pochłonął mnie... Chciałam Wam napisać tylko tu i teraz (bo zapomniałam pod komentarzami...) Że każdy kto będzie chciał dostać ode mnie nasiona np kosmosu- dostanie, albo u mnie bezpośrednio, albo w Klubie pożądanego nasionka u Kasi Bellingham jeśli klub ten ruszy i w tym sezonie (a pewna jestem prawie na pewno, że ruszy!) I serdecznie was tam zapraszam, bo większość nasion z których mam teraz roślinki właśnie stamtąd pochodzi :-) I warto! Na prawdę warto zbierać nasionka i się nimi wymieniać!

niedziela, 7 lipca 2013

Spacer w kosmosie...


Długo, lecz niezbyt intensywnie, poszukiwałam nasion kosmosu... :-) Dzięki nasionkowej wymiance u Kasi Bellingham nareszcie wpadły mi w ręce! A to efekt mojego wejścia w ich posiadanie :-)
Na ten sezon prace przy "Rabacie pod murem" uważam za zakończone!  Placyk zrobiłam już w zeszły poniedziałek, ale ... nabierał mocy... Muszę powiedzieć, że za każdym razem brukowanie idzie mi lepiej, i tym razem jestem NAPRAWDĘ zadowolona!


Stanęła na nim ławka, pęczek wikliny, z której nie zdążyłam zrobić nic pożytecznego i uschła mi w kącie ogrodu... Związałam witki w taki stóg i stabilizowałam wiankami z wierzby, które zrobiłam jesienią na jednym z nadbużańskich spacerów (nareszcie się przydały :-)) Postawiłam kilka donic z kwiatami, między innymi z pnącym jaśminem i na razie musi wystarczyć...







I widok na całość... Bo, jak zwrócił mi uwagę mój mąż- nie pokazałam jeszcze nigdy całości :-)
Jesienią na murze "zawisną" sobie róże pnące. Nie chcę go całkowicie przysłaniać, bo mimo przykrych okoliczności jego powstania, nie jest najgorszy (pomijając miejsce w którym stanął...) i wpasował mi się w klimat ogrodu.
Cały pic polega na tym, aby elementy rażące tak przerobić, by stanowiły ozdobę :-)
Jak z nim skończę, to tak będzie...mam nadzieję :-)



środa, 3 lipca 2013

Taki zwyczajny dzień...

...Rano spacer z Chłopakami, na wieś- na lody- w końcu mają wakacje :-), potem coś tam trzeba zrobić w ogródku (a muszę wam powiedzieć, że mamy już co zbierać!!!) Dziś ścięliśmy koper do mrożenia i szpinak na obiadek :-) szpinak wyszedł boski!!! Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego ten ze sklepu w ogóle nie ma smaku...
Zakwitła nam kolejna daliowa piękność- niestety nie pamiętam nazwy odmiany...

Trawka w warzywniku już po pierwszym koszeniu. Niestety sporo jest pustych miejsc, bo nasiona zostały wymyte. Mam nadzieję, że w miarę zagęszczania się murawy- ubytki zmaleją...
Warzywka rosną jak na drożdżach i już prawie nie widać, że siane były w czerwcu :-)
Tylko jakoś tak pusto jeszcze bez kwiatów... Mam nadzieję, że już wkrótce będzie tu nie tylko zielono :-)
I wiecie co? Pomimo wcześniejszych wątpliwości (głównie finansowych), teraz jestem bardzo szczęśliwa, że zrobiłam ten ogród! Mam na prawdę ogromną satysfakcję! I na prawdę SIĘ DA przy dwójce dzieci!


Ogóreczniki szaleją! Niestety nie za bardzo wiem z czym to się je :-( Kwiaty można dodawać do sałatek- to wiem, ale może można coś jeszcze??? Może ktoś w Was wie?
Na pewno są piękną ozdobą ogrodu!


Koper jeszcze przed ścięciem. Zawsze wyrywałam koper w tej fazie razem z korzeniami. Pomyślałam sobie jednak, że tym razem go zetnę. Dzięki temu nie będzie pustostanu,jak odbije, bo koper przecież pięknie kwitnie i pachnie i szkoda się go pozbywać! I będzie do ogórków małosolnych!


***
A w zagrodzie pozmieniało się i to na lepsze! Nasze kwoki odnalazły się nareszcie w swoich rolach i już nie muszę na nie narzekać! Prowadzają kurczaki jak trzeba!



Witek natomiast odnalazł wspólny język z Józefiną :-) Wielką szczotę do czyszczenia koni :-) Józefina, przeszczęśliwa, stała jak cielę :-)
Szkoda, że nie możecie usłyszeć jak on do niej przemawiał :-) Uśmiałam się :-)




Wielkie buziole!!!
Pa!