niedziela, 28 października 2012

Były chabry, spadł i śnieg :-)


 Wyszłam dziś rano zrobić obrządek. Dość niechętnie, przyznać muszę, bo zimno, mokro i ogólnie nie fajnie... Wychodzę... a tu jak w bajce! Zobaczcie sami, jak pięknie się u nas zrobiło! Pięknie szczególnie po wczorajszym dniu, kiedy to cały czas padał mokry śnieg, wiało i było naprawdę paskudnie :-) Wczoraj nawet nasze kury nie chciały spacerować... a normalnie to nawet przy -30 st.C wychodzą!

A kilka dni temu pisałam, jak to kilka lat temu nazbierałam jesienią chabrów a potem spadł śnieg, hi hi hi :-)
Dobrze, że wyrobiliśmy się ze zbiorem jabłek... dosłownie w ostatniej chwili!


  Czasem w maju kwitnące sady tak wyglądają po uruchomieniu nawodnienia nadkoronowego (to taki system przeciw przymrozkowy)

 I jak do tej pory nasz ogródek przed domowy wyglądał jeszcze całkiem ładnie i kolorowo- tak tym razem to już wszystko zmarzło! Ale to nic i tak jesień była piękna w tym roku. Cieszę się, że prawie uporałam się już z zimowymi porządkami w ogrodzie. Zostało mi tylko ze dwa dni grabienia liści! (I taj wywieźliśmy już dwie przyczepy liści na kompost) W tym roku postanowiłam zająć się tym wcześniej z powodu rosnącego w zastraszającym tempie brzucha :-) Zapomniałam tylko obwiązać nasz cis przy tarasie i niestety rozłamał się pod naporem mokrego śniegu... także przypominam wszystkim o potrzebie robienia "baleronów" z co poniektórych krzewów :-)



Przesyłam Wam pierwsze zimowe pozdrowienia w tym roku!!!

niedziela, 21 października 2012

Niedzielny spacer



 Od rana mgła, która zamiast opaść, coraz bardziej wszystko otulała...  Wyszliśmy z Olafem na króciutki spacer po okolicy... Cisza i spokój, jak w bajce... Piękne jesienne kolory otulone woalem mgły...
I mały bukiecik październikowych chabrów... Pamiętam jak jednego roku zbierałam chabry w listopadzie...a potem spadł śnieg :-)



 Udanych niedzielnych spacerków!!!
Uściski!!!

piątek, 12 października 2012

Wielka wymiana nasionkowa!!!

Kilka dni temu zaproponowałam Kasi Bellingham wymianę nasion. Jak się okazało temat Kasi obcy nie jest, bowiem  założyła ona Klub Pożądanego Nasionka :-) Cała inicjatywa polega na wymianie posiadanych przez nas nasion! Chciałam Was gorąco zachęcić do przyłączenia się do tej akcji!!! Ja już pozbierałam moje nasiona, teraz dosuszają się w domku i niedługo będą gotowe do wymianek!


Lista moich nasion:


Godecja wielkokwiatowa Godetia grandiflora
Maciejka Mattiola bicornis
Nagietek lekarski Calendula officinalis
Rudbekia dwubarwna Rudbeckia hirta
Tytoń narcyzowy Nicotiana alata
Jeżówka Echinacea purpurea „Alba”- mam tylko taką w ogrodzie więc powinna wyjść biała
Złocień maruna Chrysanthemum parthenium
Aksamitka rozpierzchła  Tagetes patula
Ostróżka ogrodowa Delphinium cultorum
Słoneczniczek  szorstki. Heliopsis helianthoides
Lebiodka pospolita Origanum vulgare
Zielona papryczka chili
Fasola tyczna „Limenez” uniwersalna odmiana na fasolę szparagową i na suche ziarno

            Mam co prawda jeszcze takie piękne dynie, ale są one na razie ozdobą tarasu. Niedługo jednak pewnie pójdą "pod nóż", a wtedy ich pestki dołączą do listy :-) A może ktoś wie co to za odmiany???


Poszukuję natomiast między innym nasionek dyń, ale nie tylko :-) Także chwalcie się tym, co kto ma!!!


Lista nasion, którymi mogę się z wami podzielić dostępna będzie również  na blogu u Kasi.

Jeszcze raz zachęcam do przestąpienia do nasionkowego klubu! Słonecznego weekendu!!!

czwartek, 11 października 2012

Przesilenie...

Dopadło mnie chyba jesienne przesilenie... zasmarkana, z bolącym gardłem, nie bardzo mam się czym leczyć- jak to w ciąży... hektolitrami wypijam zimowe zapasy soku malinowego z gorącą herbatą... Zalegam na kanapie i szlag mnie trafia, że sił brak i chęci...
I jak tu wytłumaczyć aktywnemu 3latkowi, że mama nie ma siły... Na szczęście Tata pomaga! A wiedzieć musicie, że dziecię nasze po powrocie z przedszkola zmęczyć trzeba porządnie, przegonić po sadach, bo w przeciwnym razie dom demoluje z niesłabnącą energią... Tak więc pomaga Zuch tacie w zwożeniu jabłek z sadu, wczoraj mieliśmy ognisko, a dziś to nawet testowali nowe grabie do liści! Tak fajnie przy tym wyglądając, że aż wychyliłam nos z domu na jesienną pluchę i pstryknęłam kilka fotek :-)  No, i to mi przypomina, że czas jesiennych porządków zbliża się nieubłaganie! Chociaż zaczęłam już wycinać co odporniejsze na mróz badyle, to roboty wciąż od groma! Warzywka nie wykopane, zimowe buraki dla kóz też nie, mur sąsiada jeszcze nie obsadzony roślinami (jak widać...) Najpierw jednak pozbędę się kataru...


Wszystkim ogrodnikom życzę zdrówka i mnóstwo radości z czekającej Was pracy :-) Buziole!!!

poniedziałek, 8 października 2012

Niedziela :-)

Zostawiliśmy Witka z dziadkami i wyruszyliśmy: ja do lasu, Olaf nad rzekę... Nie nastawiałam się na wielkie zbiory, chciałam po prostu pospacerować i odpocząć... Po 2 godzinach z lasu wygonił mnie głód :-) i ciężki kosz opieniek, którego nie byłam w stanie dłużej dźwigać :-) Nareszcie!!!

Dziś grzyby już przerobione, popaczkowane i zamrożone!
Udanego tygodnia!!!

sobota, 6 października 2012

Astry- królowie jesieni i moje "pozyskiwanie"...


Po prostu je uwielbiam!!!  Są to jedne z ostatnich kwiatów w naszych ogrodach. Kwitną do pierwszych mrozów, wyglądają przepięknie pokryte szronem, na tle żółknących liści innych roślin...
Mam ich w ogrodzie sporą kolekcję :-) biorąc pod uwagę, że nie kupiłam ani jednego egzemplarza :-) ( Ich niewątpliwą zaletą jest bardzo łatwe rozmnażanie- wystarczy delikatnie wyrwać z ziemi gałązkę, tak aby zachował się choć jeden korzonek, przyciąć ją i wsadzić do ziemi- na wiosnę na pewno nam wyrośnie dorodny asterek :-)) Wszystkie moje okazy pochodzą z takiego właśnie źródła :-)  Każdy kto mnie zna, wie, że straszny ze mnie włóczykij, pociągają mnie miejscowe ruderki, opuszczone ogrody (w których zawsze znajdę coś dla siebie...) a moim nieodłącznym atrybutem jest sekator i łopatka :-)
Niektórzy członkowie rodziny mają mi to za złe, wstydząc się za mnie, zupełnie nie wiem dlaczego ;-) Jednak najmłodszy- Witek odziedziczył chyba po mnie pociąg do eksploracji i czasem muszę powstrzymywać jego zapędy, bo ma skubaniec ochotę łazić ze mną po opuszczonych domostwach, a nie jest to najlepsze miejsce dla 3-latka... Do czego zmierzam... Sama nie wiem... Chyba chciałam Wam zdradzić sposób na "pozyskiwanie" roślin do ogrodu przy do minimum ograniczonym wkładzie finansowym... Z każdego spaceru można coś przytachać. Nie będzie przesadą gdy Wam napiszę, że większość naszych roślin pochodzi właśnie z takich źródeł.
 Pamiętam jak kilka lat temu, w Warszawie zlikwidowano ogródki działkowe na Kole pod budowę przyszłej autostrady... I pamiętam jak razem z moją mamą jeździłyśmy tramwajem uzbrojone w szpadle "pozyskiwać" opuszczone roślinne skarby... Nie lada był to widok dla innych podróżnych :-) Od razu chciałam Wam powiedzieć, że bynajmniej nie uważam tego za kradzież, czy coś niemoralnego! Raczej za próbę ratunku... utwierdziłam się w tym przekonaniu po jakimś czasie gdy ogródków już nie było tylko buldożery i inne ciężkie sprzęty budowlane...a po roślinach ani śladu... Żałowałam wtedy, że nie zabrałam więcej...
To była wczesna wiosna... Wszystkie moje paprocie pochodzą stamtąd, i ogrom roślin cebulowych- jak szafirki, scille, krokusy i przebiśniegi... Warto było :-)
Astry zbierałam to tu, to tam. Przynosiłam po niewielkiej sadzonce, a one pięknie mi się rozrastały.

Od kilku lat znam miejscówkę gdzie można "pozyskać" lilie złotogłowy (uspokajam- nie z naturalnego siedliska!). Gdy je znalazłam w pobliżu pewnego domostwa, po którym zostały tylko fundamenty- nie miałam ze sobą łopatki... Ale to nic, pamiętam dokładnie gdzie to było i kiedyś na pewno trafią do mojego ogrodu :-)
Ciekawa jestem jak mnie dziś skomentujecie :-) Powiem wam, że do roślin własnoręcznie zdobytych człowiek ma potem zupełnie inny stosunek! Ja pamiętam każdą jedną okoliczność, w której stałam się posiadaczką konkretnej rośliny! Najfajniej wspominam praktyki na byliniarni  SGGW skąd prawie codziennie wracałam autobusem do domu (mieszkałam wtedy w Warszawie) z reklamówką po brzegi wypełnioną sadzonkami :-) To były czasy...


Nie trzeba mieć wcale góry pieniędzy żeby mieć fajny i ciekawy ogród! Poza zbieractwem sama dużo roślin rozmnażam, wysiewam, wymieniam się sadzonkami i dzięki temu nie muszę ich kupować! Często "podkradam" innym nasionka "zza parkana" :-) I mam potem radochę jak mi coś z nich wyrośnie :-)
I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś, bo jeszcze coś za dużo wygadam i przestaniecie do mnie zaglądać ;-)
Pa, pa całusy sto dwa!!!



piątek, 5 października 2012

Co można zrobić z leśnych skarbów...


 Odebrałam Witka z przedszkola, szybki obiad i do lasu! Tzn ja i Witek do lasu, a tata z wędziskiem nad wodę :-). Zupełnie nie wiem dlaczego, ale moje dziecię czuje wręcz organiczny wstręt do chodzenia po lesie... Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu, zaczął wypróbowywać na mnie swoje terrory (czytaj: kontrolowane wybuchy histerii mające na celu zmuszenie mamy do działania będącego na rękę jemu czyli Witkowi). Po kilku takich próbach biedak poddał się i o zgrozo odezwała się w nim natura zbieracza...
Wyrwał mi koszyk i zaczął zbierać zmurszałe, porośnięte mchem patyki... Na moje zdziwione spojrzenie oznajmił: " Mama, zrobis mi z tego hulajnogę!" Bez fałszywej skromności powiem wam, że dużo rzeczy jestem w stanie wymodzić sama, jednak jego wizja wykorzystania leśnego próchna mnie przerosła... Na szczęście porzucił ten pomysł, jak tylko wyszliśmy na leśną piaszczystą drogę... Rzucił patyki, żeby zrobić miejsce w koszyku na...piasek. Do piaskownicy, jak mi zakomunikował... Czy Wasze wyprawy w dzikie ostępy też tak wyglądają???
Cóż, u nas w każdym razie grzybów nie ma- nawet tak zwane psiuchy trudno zobaczyć...  ja jednak rzadko wracam z pustymi rękami, więc i tym razem kosz miałam pełen... badyli wszelakich, mchów i innych skarbów leśnych! Poza grzybami, oczywiście.

mały zbieracz i jego... przyszła hulajnoga...
Psiuchy i inne leśne skarby...
 Wróciwszy z lasu (tym razem to Tata się popisał i wrócił z ogromnym szczupakiem!!!) zabrałam się za przegląd moich zdobyczy. Z jednej z wcześniejszych wypraw przytachałam do domu metalowe kubeczki do zbioru żywicy. Znalazłam je pod sosnami porzucone tam zapewne baaardzo dawno temu i pomyślałam, że może do czegoś mi się przydadzą. Wyciągnęłam je teraz i zmajstrowała sobie takie oto świeczniki!  Żeby całość była bardziej stabilna, kubeczki wypełniłam mokrym piaskiem z piaskownicy mojego dziecka. Do tak przygotowanych kubeczków wstawiłam świeczki w kieliszkach od wódki. (Wódki się u nas nie pije, więc kieliszki mają inne zastosowanie :-)) Całość wymościłam mchem i ozdobiłam owocami dzikiej róży, winobluszczu, kwiatami rozchodnika, a nawet malutkimi czerwonymi cebulkami. Cebulki umocowałam przy pomocy patyczków do szaszłyków (wykałaczki skończyły mi się przy ostatnim wianku...)



 Z tego, co zostało powstał jesienny bukiet w wazie.  ponieważ z zasady nie używam gąbek florystycznych (mało są ekologiczne według mnie) Szukam innych rozwiązań w zastępstwie. Tym razem użyłam również mokrego piasku z piaskownicy :-) Sprawdził się znakomicie!



A z tego co zostało po bukiecie, powstał taki wianek. Z niego to już nic mi nie zostało :-)
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i mimo braku grzybów zachęcam do spacerów po lesie! Jak widać, zawsze są owocne!!!  buziaki!!!