Czas po świętach to dla mnie najbardziej monotonna pora roku... Zarówno jeśli chodzi o dekorowanie domu, jak i samo "pozbieranie się w sobie". W mieście dziewczyny mogą kupować sobie na poprawę nastroju hiacynty czy narcyzy za grosze, w sieciówkach- u nas nawet jeśli takowe znajdę w kwiaciarni- to trzeba płacić krocie... Dekorowanie domu świerkowymi gałązkami po świętach jakoś mi nie pasuje... I tak oto czas do wiosny dłuży się, w domu nijak- nawet jak posprzątane, to kiszka, bo w wazonach pusto... i dom taki "zimny"...
Ale byłam kilka dni temu w Warszawie i przywiozłam sobie na pocieszenie białe hiacynty! Przynajmniej przez kilka dni będę miała radochę!
zdjęcia "podwórkowe" bo w domu "ciemnia" :-(
Zima mnie zaskoczyła troszkę w jednej kwestii... Nie spodziewałam się jej już w tym roku, i nie zaopatrzyłam się w jedzonko dla ptaszków (słoninka, smalec)! Na szczęście, jak co roku, pozbieraliśmy z Witkiem wszystkie orzech spod naszych trzech orzechów włoskich- i mamy całkiem pokaźny ich zapas! Zawsze kiedy spadnie już śnieg (nigdy wcześniej!!!) zaczynamy dokarmianie zwierzaków. Co roku przylatują do nas stada sikorek, dzięcioły małe i średnie, sójki- i dla całego tego towarzystwa właśnie orzechy są najlepszym pożywieniem! Codziennie gnieciemy miseczkę orzechów i razem ze skorupkami wsypujemy ptaszkom do karmnika! Następnego dnia trzeba tylko wygarnąć puste skorupki i nasypać nowe orzeszki!
Ziarenek ziarnojadom nie sypiemy- mają ich pod dostatkiem w koziej zagrodzie, gdzie codziennie stołują się z kurami :-)
Mamy też specjalnie do tego celu, porozstawiane w ogrodzie kosze do których regularnie dosypujemy orzechy w całości. Z tych spiżarni korzysta nasza nowa towarzyszka- wiewiórka, i dzięcioły też doskonale radzą sobie z rozbijaniem skorupek.
Niestety nie udało mi się zrobić ładnego zdjęcia naszej "Rudej Kity".
Gdybyśmy nie zbierali orzechów, to zostały by one zgrabione z liśćmi i spalone, lub wyrzucone na "ogólnie pojętą kupę kompostu". A tak zwierzaki mają co jeść!
Codziennie wyruszamy z Witkiem na spacer z nadzieją, że zobaczymy Dzika (Dika). Witek dosłownie oszalał na punkcie dzików. Bierze jabłko w kieszeń i SZUKA i WOŁA nawet: "DIKUUU OĆ !!!!!...( Niestety jak Witek jest czymś mocno zaaferowany to dość niewyraźnie woła...)
Byliśmy jakiś czas temu w nadleśnictwie. Mają tam taką jakby ochronkę właśnie dla dzików. Trafiają tam zwierzaki potrącone przez samochód, postrzelone, czy osierocone. Właśnie tam Witek pierwszy raz karmił dziki jabłkami i bardzo mu się to spodobało!
A na koniec trochę koloru złapanego w obiektyw na zimowej wyprawie "w poszukiwaniu Dika" :-)
Rośnie u nas baaardzo stary krzak dzikiego bzu czarnego. Calutki porośnięty jest żółtymi porostami. Pięknie wygląda szczególnie w promieniach styczniowego słońca...
Dziękuję Wam bardzo za odwiedziny i wszystkie miłe słowa!
Pozdrawiam i ślę całuski!!!
Iza