środa, 29 lutego 2012

Kobiece zajęcia, kocie sprawy, kolejni uciekinierzy i prezenty od serca :-)

Dziś miało być z innej beczki, i będzie :-)
Dla tych z Was, którym znudziło się już nasze "piwniczenie", ule, pszczoły i inne robactwo- dziś robótki bardziej pasujące :-) do kobiety!


Oglądałam kilka dni temu 'Dumę i uprzedzenie". Uwielbiam ten film, książkę i wszystkie pozostałe powieści Jane Austen. Nie potrafię zliczyć ile razy to czytałam i oglądałam :-) I jak za każdym razem- naszło mnie na haftowanie :-) Tym razem powstała bardzo romantyczna podusia, która nie bardzo mi co prawda pasuje do wnętrza, ale zawsze chciałam taką mieć- i mam! Tymczasem zamieszkała w sypialni, ale nie jestem pewna na jak długo... Marzą mi się wałki do kompletu, które pewnie niedługo powstaną :-)


Ponieważ nasz kot jasno się już zdeklarował, że z nami zostanie :-) (Znika co prawda na dzień, czy dwa, ale zawsze wraca...) nadszedł czas, by dostał swoje własne, osobiste posłanie!
Do tego celu posłużyła nam stara sadownicza skrzynka na jabłka. Było przy tym trochę pracy, bo skrzynka brudna była okropnie i nie heblowana... Najpierw więc mycie, szlifowanie i chyba za 4 czy 5 warstw farby... Oj długo to trwało... i jeszcze nie skończyłam...ale już dziś Wam pokażę!

Nowy Właściciel na razie z rezerwą podchodzi do nowego mieszkania... (woli spać w moim łóżku :-))


Ale jak kota nie ma... to myszy harcują :-)




Kocia poducha powstała w jeden wieczór.  Wzór ściągnęłam chyba z jakiejś stronki z grafikami... Jest dość popularny, ale w wersji haftowanej jeszcze nie widziałam :-)



Tak w ogóle to muszę Wam powiedzieć, że nasze zwierzaki powariowały w tym roku... Najpierw zaczął Bazyl...  Zniknął z domu na ponad tydzień, ale wrócił...  Potem poszli Momak ze Smerfem... Smerfa nie ma już dobry tydzień i raczej nie mamy już nadziei, że wróci...Smerf to mały kundelek z dużym temperamentem. Zawsze zachowywał się tak, jakby nie zdawał sobie sprawy ze swego niewielkiego rozmiaru... Nasz Momak mniej lub bardziej tolerował jego zachowanie, ale obawiam się, że z innymi psami nie miał tyle szczęścia :-(
Wszystko zaczęło się od tego, że przywędrowały do nas jakieś obce suki ... Bardzo szybko wyciągnęły z domu Chłopaków. Teraz niepokoję się o Momaka... Co prawda ma już 5 lat, ale na suki nigdy nie latał ... To zawsze był taki maminsynek by :-) Nie lubił obcych i nawet jako szczeniak nie dał się nikomu pogłaskać tylko ja mogłam i najbliższa rodzina... To mój pierwszy pies i nie ukrywam, że trochę go rozpaskudziłam... Pochodził z niespodziewanego miotu starej suki moich teściów. Jako najmniejszy został przez sukę odtrącony  i bez mojej pomocy miał marne szanse na przeżycie. Podtykałam go Sabie do karmienia co chwilę i już niedługo był najgrubszym szczeniakiem :-) Nawiązała się miedzy nami szczególna więź i został już ze mną. A teraz uciekł... To do niego nie podobne bo zawsze wracał choć na chwilkę sprawdzić czy dom jeszcze stoi i czy wszystko jest ok. Mam nadzieję, że wróci... ale Olaf powoli mnie przygotowuje do najgorszego... Ludzie na wsi są okrutni! Zwierząt nie szanują, a pies zajmuje u nich w hierarchii jedno z ostatnich miejsc... Wiele razy próbowali mnie przekonać, że marnuję psa, bo nie trzymam go na łańcuchu...
Każdy na wsi ma wiatrówkę... a wiele psów chodzi z przestrzelonymi nogami...
I tylko Bazyl się cieszy, że konkurencja zniknęła...
No nic, może przedwcześnie się martwię, jak w przypadku Bazyla...



Pochwalę się jeszcze jakie cudne serducho dostałam od Maciejki! Pięknie mi się wpasowało do sypialni i tworzy fajny komplecik z moim starym drewnianym sercem!
Pięknie Ci dziękuję Kochana!!! Sprawiłaś mi ogromną radość! A przepiękna  zakładka jest już w użyciu!

Chciałam też powitać mojego pierwszego oficjalnego obserwatora płci przeciwnej! Witam Cię serdecznie Grzegorzu! Jest mi niezmiernie miło, że nie tylko kobietki znajdują tu coś interesującego dla siebie!
Wszystkie Kobietki również bardzo serdecznie witam!!! Nie spodziewałam się, że tylu osobom spodobają się moje "wypociny" :-)
Buziaki!!!

sobota, 25 lutego 2012

Dobre rady, nowe domki i "lobaki take"

 Witajcie! Dziś na wstępie, tak nietypowo chciałam powitać moich nowych gości!!! Bardzo mi miło, że spodobało Wam się u mnie i postanowiliście zostać na dłużej! Nie spodziewałam się też tak dużej frekwencji na moim candy! Fajnie!

 

Kiedy pisałam o metamorfozie sypialni, zasugerowałam wymianę szafek nocnych. Jednak, za radą kilku z Was postanowiłam stare szafki przemalować! Tym bardziej, że farby jeszcze trochę zostało i jest to opcja na pewno tańsza od kupna nowych... Efekt, myślę że całkiem niezły!
Dekory miały być na wszystkich szufladach, niestety mój pomocnik dorwał się do nich... To i tak cud, że zostały dwa :-) I tak musiałam je przyklejać ponownie, bo pewnemu młodzieńcowi zdecydowanie nie pasowały... :-) Odrywał je parokrotnie, aż straciłam do nich serce...


***********
Co do nowych domków, to ukończone są już cztery ule. Ukończone w sensie stolarki, bo planuję pomalować je na kolorowo, ale chciałam je pokazać już teraz- może któraś z Was jeszcze się namyśli, kiedy zobaczy jak fajnie mogą wyglądać takie "dodatki" do ogrodu!


W tym przykładowym ulu znajduje się tysiąc trzcinowych tutek. Niektóre z nich są "powysuwane" żeby ułatwić samicą trafienie do swojej tutki. Przy tak dużej ilości rurek, z tego samego materiału, pszczoły mogą  stracić orientację. Pomóc im można właśnie w taki sposób- podsuwając im punkty orientacyjne. Brakuje jeszcze ramki z siatką wolierową z przodu. Siatka ta ma stanowić ochronę przed wiecznie głodnymi ptasiorkami, które bardzo lubują się w larwach i poczwarkach :-) Domki będą stały na słupach o wysokości około 1,2-1,5 metra. Jeszcze nie wiem. Zdecyduje w trakcie wystawiania ich do ogrodu! Pamiętajcie, że murarki zaczynając latać wraz z zakwitnięciem pierwszych kwiatów! Jeśli ktoś jest chętny, to niewiele mu już czasu zostało!
 

Dwa dni temu przyjechał kurier z naszymi kokonami. Kiedy pokazaliśmy je Witkowi, spojrzał na nie rozczarowany nieco i powiedział: "to take lobaki są" :-)
Nasze "lobaki" przyjechały z renomowanej hodowli (można znaleźć w internecie). Zasiedlą sześć z dziesięciu uli. Reszta uli zostanie rozstawiona do samoistnego zasiedlenia. W naszych warunkach występuje kilka gatunków pszczół samotnic. Mamy nadzieję, że nasze domki spodobają im się na tyle, by w nich zamieszkać :-)  Muszę jeszcze sprostować pewną informację z poprzedniego postu- Murarki mają żądło!ale z niego nie korzystają :-)

 

Ponieważ nasza piwnica cieszyła się dużym waszym zainteresowaniem, wrzucam jeszcze kilka fotek :-) 

 Te okienka są jak z jakiegoś lochu... :-)

Na dzisiaj to tyle! Już niedługo pokażę wam coś z zupełnie innej beczki :-) A tymczasem dziękuję bardzo za odwiedziny i pozostawione komentarze!
Pozdrawiam!!!


niedziela, 19 lutego 2012

Zapadliśmy sie pod ziemię, czyli nasza nowa pracownia i projekt "murarka"

 
Przyznam się Wam, że od dłuższego już czasu pracuję nad pewnym entomologicznym projektem. W zasadzie pomysł był Olafa, ale tak bardzo przypadł mi do gustu, że to ja zajęłam się jego realizacją.
A chodzi o założenie hodowli pszczół murarek Osmia rufa. Pszczoły murarki to pszczoły samotnice.W warunkach stworzonych przez człowieka żyją w koloni, ale nie współpracują ze sobą i nie maja królowej. Każda pszczoła jest samodzielna i niezależna. Nie produkują miodu, a ich jedynym celem jest zapylanie kwiatów. Najistotniejszą ich cechą z punktu widzenia posiadacza ogrodu (oprócz zapylania roślin), jest to, że nie posiadają żądła. Nadają się więc wyśmienicie nawet do małych ogrodów i nie stanowią zagrożenia dla dzieci, które mogą je obserwować z bardzo małej odległości bez ryzyka użądlenia. Pszczoła samotnica jest więc doskonałą alternatywą dla pszczoły miodnej, a wiele mniej absorbującą, i nie wymagającą naszej interwencji w trakcie sezonu.



Co zrobić, żeby mieć pszczołę samotnicę w swoim ogrodzie?
 Należy stworzyć jej odpowiednie warunki do rozrodu. W tym celu buduje się domki dla pszczół. W domkach umieszcza się rurki puste w środku o średnicy około 7-10 mm. W tych rurkach pszczoły składają jaja i w nich rozwijają się larwy.  Na przełomie lutego i marca możemy kupić kokony murarki (cena od 15  do 20 groszy za sztukę). Możemy też przygotować pszczołom domek i czekać aż same zasiedlą rurki. Najprostszym sposobem na zrobienie domku jest zrobienie drewnianej skrzynki z daszkiem wypełnionej trzcinowymi rurkami. Rurki trzcinowe powinny być przycięte w specjalny sposób. Należy wybierać trzciny naprawdę grube i przycinać je tak, by z jednej strony było kolanko. Rurki powinny mieć długość 10-20 cm.- czyli tyle ile jest pomiędzy węzłami w łodydze trzciny. Przycięte rurki najlepiej wiązać w pęczki po 50 sztuk. Na rurki dla murarki nadają się wszystkie  rośliny, których pędy są puste w środku np  trzcina pospolita, rdest sachaliński. Wykorzystać można również cegły dziurawki, czy ponawiercane pieńki. W internecie jest mnóstwo zdjęć hoteli dla owadów, którymi można się inspirować tworząc własny.


Planujemy wystawić w tym roku 10 uli dla naszych murarek. Jak dobrze pójdzie, w przyszłym roku nasza hodowla się potroi i ewentualne nadwyżki będę mogła odsprzedać.

W ostatnim czasie panował dosyć duży mróz, który skutecznie zniechęcał Witka do wychodzenia na dwór. W związku z tym urządziliśmy sobie pracownię w piwnicy i spędzamy tam sporo czasu. Ja przycinam trzcinowe rurki, lub maluję meble, a Wito bawi się w odkrywcę. Nasza piwnica kryje niezbadane tajemnice- takie jak zapomniane już zabawki :-), czy moje narzędzia. Któż z nas, dziecięciem będąc nie marzył o eksploracji babcinego strychu, lub piwnicy??? Ja zawsze o tym marzyłam, dlatego pozwalam Witowi zaglądać we wszelkie zakamary ( usunęłam tylko wcześniej wszystkie ostre i niebezpieczne przedmioty z zasięgu jego łapek...). Jaką ma frajdę mój mały odkrywca, gdy w pewnym momencie odnajdzie słoik ulubionego dżemiku ;-)


Wybaczcie bałagan... Nie sprzątaliśmy do zdjęć, bo chciałam Wam pokazać faktyczny stan naszej pracowni, a nie wystylizowany obrazek, jak do magazynu wnętrzarskiego :-)

 

Jeżdżąc na stawy po trzcinę przypomniałam sobie o moim starym hobby jakim było wyplatanie koszy... Postanowiłam w tym roku powyplatać nowe kosze na kwiaty na taras i do ogrodu. Potrzebne witki wierzbowe leżą już w piwnicy i czekają...

 

Mam nadzieję, że zachęciłam chociaż jedną osobę do postawienia w swoim ogrodzie domku dla dzikich pszczół! Wszyscy (mam nadzieję) wiedzą o problemie jakim jest masowe ginięcie pszczoły miodnej w rejonach o wysokiej chemizacji rolnictwa, czy sadownictwa ( np rejon Grójca pod Warszawą gdzie pszczół praktycznie nie ma). Sadownicy mają tam ogromny problem z zapyleniem drzew owocowych, a w konsekwencji z ilością i jakością owoców. My w naszym sadzie mamy wystawione kilkanaście uli z pszczołą miodną. Przy racjonalnej ochronie chemicznej pszczołom nic nie grozi. Niestety nie wszyscy rolnicy są świadomi zagrożeń jakie niesie za sobą wyginięcie pszczoły. Zwykły posiadacz ogródka może we własnym zakresie pomóc pszczółkom, do czego wszystkich Was zachęcam!!!
 Do tematu murarki będę wracać niejednokrotnie na łamach mojego bloga! Niedługo zostaną ukończone ule i będę mogła pokazać Wam jaką ozdobę mogą one stanowić w ogrodzie!

Dziękuję za tak liczny udział w mojej zabawie i zapraszam tych, którzy jeszcze się nie zapisali!
Pozdrawiam!!!

wtorek, 14 lutego 2012

Mam chęć coś komuś podarować :-)

Nawet nie wiecie, jak się cieszę że moje świeczniki Wam się spodobały! Teraz mogę Wam powiedzieć, że wróciłam po nie do sklepu pchnięta pewną myślą... Przecież nie potrzeba mi aż tylu świeczników...- Zrobię Candy!!!

 

Pewnie nieliczne z Was pamiętają, że z początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej zabawy... Nie będę się rozwodziła dlaczego tak było. Grunt, że tak bardzo wsiąkłam w blogowy świat, że przejęłam wszystkie jego zasady bez zastrzeżeń! Sama biorę udział w Waszych rozdawajkach i głupio mi trochę, że tak na "sępa"... Dlatego pragnę podarować którejś z Was jeden z moich świeczników i serce z siatki, które pokazywałam kilka postów wcześniej.
Losowanie odbędzie się w dniu moich imienin- czyli 16 marca. Przyjmijmy więc, że będzie to rozdawajka imieninowa :-)

Myślę, że zasady są wszystkim znane. Gdyby nie, to należy zamieścić u siebie podlinkowane (pierwsze) zdjęcie i oczywiście zgłosić gotowość do zabawy pod postacią komentarza. Osoby nieposiadające bloga niech umieszczą jakiś namiar na siebie :-)
********
A na koniec pokażę Wam jakie cudo z Biedronki mi zakwitło :-)

 Zapraszam do zabawy!!!
I wspaniałych Walentynek, przy okazji :-)

poniedziałek, 13 lutego 2012

Świeczniki

 
Skończyłam świeczniki! I bardzo jestem z efektu zadowolona!!! Co prawda mój MĄŻ NIE LUBIĄCY ZMIAN, był zdania, że po co cokolwiek z nimi robić? Przecież są dobre takie jakie są... Ale ja już miałam plan...
Uwierzycie, że jak zobaczyłam je w sklepie, to początkowo wzięłam tylko dwa?!? Po kilku godzinach spędzonych na zakupach byłam już pewna, że popełniłam błąd... O dziwo małżonek mój nie sprzeciwiał się, kiedy zaproponowałam żeby wrócić do sklepu po świeczniki. Weszłam pełna obaw, czy czasem ktoś już ich nie złapał... Na szczęście mało jest amatorów na takie dodatki... Tym razem bez zastanowienia chwyciłam za pozostałe i pognałam do kasy! Wyobraźcie sobie że kosztowały niecałe 10 zł za sztukę!!! Tym oto sposobem stałam się szczęśliwą posiadaczką pięknych drewnianych świeczników, sztuk pięć!


Dwa wieczory spędziłam rozsiewając po całym salonie pył drewniany połączony z metalowymi opiłkami wełny stalowej...( Pył nadal u nas gości, bo przecież świeczniki czekają... a pył może jeszcze trochę poleżeć...)


Po oszlifowaniu, świeczniki potraktowałam białą farbą akrylową stosując metodę suchego pędzla. Pierwszy raz malowałam tą techniką i byłam baaardzo zaskoczona jak SUCHY musi faktycznie być pędzel! Blondynką co prawda nie jestem, ale jakoś wcześniej nie wpadłam na to, że przecież nazwa metody skądś się wzięła... :-)
Efekt taki, jak na zdjęciach.  Bardzo się ciesze, że wróciłam po pozostałe świeczniki, bo długo bym sobie wyrzucała moją powściągliwość w zakupach...



 Ciekawa jestem, czy Wam się spodobają???

Dobrego tygodnia !!!

sobota, 11 lutego 2012

Znów na biało :-)


Jako, ze nastrój zasadniczo mi się poprawił, po powrocie mojego kota marnotrawnego :-) Pokażę Wam dziś półkę, która dumnie zawisła w salonie. I mimo, że zdecydowana większość mebli w tym pomieszczeniu jest ciemnobrązowa, półka została pomalowana na biało i delikatnie przetarta na krawędziach.  Sama byłam zaskoczona, jak dobrze wygląda w towarzystwie pozostałych mebli :-)  Zdecydowanie rozjaśnia ten wiecznie ciemny kąt! Zarówno półkę, jak i meble w sypialni pomalowałam farbą do drewna Tikkurila Semi mat.

Przy okazji chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie słowa otuchy w sprawie zniknięcia Bazyla! Nie miałam wcześniej kocura i nie znałam ich zwyczajów... Teraz wiem, że takie włóczenie się to normalka :-) Bazyl wrócił po tygodniu, głodny jak wilk, wychudzony i brudny tak okrutnie, że chyba go wykąpię :-) Najadł się i znów planuje wyjście, ale dziś już go nie wypuszczę... Niech trochę z nami posiedzi zanim znów pójdzie w tango :-)


Wybraliśmy się z Olafem do Siedlec kilka dni temu. Jest tam jeden sklep z używanymi meblami holenderskimi, który bardzo lubię odwiedzać. Oprócz mebli można tam znaleźć mnóstwo fajnych drobiazgów do domu! Tym razem miałam szczęście - trafiliśmy na dostawę towaru! Oprócz całego zestawu najróżniejszych doniczek (z których najdroższa kosztowała 3 zł...) upolowałam piękne drewniane świeczniki!!! Dwa z nich już oszlifowałam i mam zamiar delikatnie je pobielić. Niektóre trochę przerobię bo trzy z nich są takie same.
Niedługo podzielę się efektami :-)

Tymczasem żegnam się już z Wami na dziś! 
Cudownej niedzieli Kochani!!!

czwartek, 9 lutego 2012

Pomalowane i wielka strata...



Nareszcie! Meble w sypialni pomalowane i znów na swoim miejscu! Wydawałoby się, że pomalowanie dwóch mebli to nic wielkiego, ale nic bardziej mylnego! Tego, jaki bałagan powstał przy okazji tego przedsięwzięcia- nie da się opisać! I nawet nie będę próbowała :-)
Na szczęście nie musimy już spać na podłodze, a ubrania wróciły na swoje półki. Przy okazji zrobiłam generalne porządki w naszych garderobach :-)
Nie robiłam jakiegoś drastycznego przemeblowania, swoje miejsce zmienił tylko kufer, w którym trzymamy wszystko to, co nie mieści się gdzie indziej i czego szkoda nam wyrzucić... Mamy takie kufry dwa, oba wypełnione po brzegi, i oba całkowicie niezbędne!


A tak wygląda nasza szafa po przeróbkach: Oprócz tego, że zmieniła kolor, dostała też coś na kształt koronki- zwieńczenia. Trzymamy na szafie zapasowe blaty od stołu i nie wyglądało to najlepiej. Zawsze rzucał się w oczy bałagan... Teraz bałagan został ukryty za zwieńczeniem i całość wygląda dużo lepiej!
Podobne zwieńczenie dostało łóżko i całość tworzy teraz ładny komplet! (Tu pokazywałam jak wyglądała nasza sypialnia "przed")

 

Oczywiście to nie koniec zmian! Planuję jeszcze wymienić szafki nocne i dokupić komodę, zmienić kolor na ścianach... Kiedy? Sama nie wiem... Na razie całość i tak nie wygląda źle. Zresztą- urządzać można się całe życie... Gdyby tak zrobić wszystko od razu, jaką człowiek miałby satysfakcję?

Jakoś nie idzie mi dziś pisanie... Całą radochę z ukończenia sypialni odbiera mi świadomość, że nasz Bazyli zniknął... Nie ma go już piątą dobę i martwię się, że już nie żyje. Za wcześnie na marcowe miłostki i trochę za duże były mrozy... Zresztą on zawsze wracał wieczorem i spał w ciepłym domku... Mam też wyrzuty sumienia, że za bardzo go upasłam... Jeśli trafił na lisy (które kręcą się ostatnio po okolicy) to pewnie nie dał rady im uciec... Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo się do niego przywiązałam... Teraz ciągle zerkam na okno... może wróci... I Witek coraz częściej pyta gdzie jego kotek... Dziś się nawet popłakał... Szkoda mi okropnie. Nie wierzę, że wróci, ale mam nadzieję...
 Nie planowaliśmy mieć kota, ale przyszedł i został z nami. Teraz go nie ma... Mam nadzieję, że może poszedł sobie gdzieś dalej i znalazł nowy dom, do nas przecież też przyszedł skądś... Może to taka kocurza natura tak się włóczyć ?!? No nic... co ma być to będzie...

Chciałam Wam podziękować za wszystkie Wasze miłe słowa, które u mnie zostawiacie! Witam też moich nowych obserwatorów! Cieszę się że jesteście! Buziaki!
Jak mi żałośc przejdzie to pokażę Wam moje nowe zdobycze i przeróbki w salonie!
Pozdrawiam!!!

piątek, 3 lutego 2012

Cała ja ;-)


Zostałam ostatnio zaproszona do zabawy... a nawet dwóch... Koko zaprosiła mnie do zabawy w seriale, a Sepia do zabawy w "wymień 5 kosmetyków bez których nie ruszasz się z domu". Obie dziewczyny, typując mnie, trafiły jak przysłowiową kulą w płot... Telewizję oglądam sporadycznie... jeżeli już to Mini mini z synem ;-)
Jest tylko jeden serial, który śledzę - "Dr House". Dla tych, którzy nie wiedzą, jest to historia pewnego bardzo cynicznego i nie mniej błyskotliwego, kulawego lekarza, który największą przyjemność znajduje w dowalaniu innym... Czytając to co napisałam, zastanawiam się czemu to oglądam...
To by było na tyle jeśli idzie o tv... Obawiam się, że z kosmetykami będzie jeszcze gorzej... Kiedy byłam jeszcze na studiach, mieszkałam z przyjaciółką, która codziennie pilnowała, żebym wyszła z domu umalowana. (Anka- pozdrawiam!!!) Teraz z nią nie mieszkam... a przeterminowane malowidła systematycznie lądują w koszu... Ostatni raz malowałam się... pewnie jeszcze będąc w ciąży... Zasadniczym plusem jest zdrowa cera... i oszczędność :-) Mniej więcej wtedy ujawniła się u mnie awersja do intensywnych zapachów (nieobca brzuchatym kobietkom) z tym, że u mnie nie minęła ona wraz z pozbyciem się brzucha... Nieużywane perfumy zalegają więc w łazienkowych szafkach...
Jest jedna rzecz, której używam namiętnie i w dużych ilościach- kremy do rąk! Mam taką przypadłość, że strasznie wysycha mi skóra na dłoniach (letnie, pełnoetatowe grzebanie w ziemi i zimowe farby i papiery ścierne oraz nieumiejętność pracy w rękawiczkach zapewne nie poprawiają sytuacji...)



Dla tych z Was, które ogarnęło przerażenie po przeczytaniu moich wypocin, dodam, że jest mi dobrze bez telewizji i jeszcze lepiej bez malowideł... To są być może plusy życia na wsi ( na Wsi przez duże W), moim codziennym strojem są dresy, a obuwiem śniegowce/kalosze. Co kilka dni latam z taczką i wywożę gnój z koziarni ;-) Gdzie tu miejsce na perfumy i malowidła?!? Ale wybór był mój! Świadomy!
A żeby nie było, że ja tak zupełnie NIC, to Was uspokoję- takie codzienne kosmetyki: żele, balsamy itd. To owszem- używam :-)

Nie wiem, czy po tym wszystkim, jestem odpowiednią osobą by zapraszać Was do zabawy...
Ale na pewno jestem odpowiednią osobą, by życzyć Wam cudownego weekendu! Oby ten mróz wreszcie zelżał, a wiosna powoli zaczynała dawać o sobie znać :-)
Buziaki!

czwartek, 2 lutego 2012

Metamorfozy...

 
Wpadłam w istny szał ostatnio... Powiedziałam DOŚĆ zimowej nudzie i lenistwu i ostro wzięłam się do roboty... Olaf wyjechał służbowo, a ja rozwijam skrzydła!
Robię kilka rzeczy na raz: maluję, szydełkuję, decupażuję, przerabiam ...- w związku z czym wszystko jest zaczęte i prawie nic- skończone...
Wreszcie po długim zwlekaniu zabrałam się za malowanie mebli w sypialni ( nie ma się jeszcze czym pochwalić bo schną w piwnicy...). W domu bałagan taki, że odechciewa się żyć... Śpimy na podłodze (bo łóżko "się maluje"), po całej sypialni walają się sterty ubrań (szafa też "się maluje")... Horror! Dobrze, że Olaf tego nie widzi... Tylko Wito czuje się jak w raju... Całymi dniami skacze po materacu i znosi tam swoje skarby (które ja potem odnajduję w środku nocy, bo mnie uwierają...w plecy :-))

Sprułam  "wełniany" szal ( wełniany w cudzysłowiu, bo nie wiem z czego on był- bo na pewno nie z wełny...) i zabrałam się za robienie nowego- i tu również nie ma się jeszcze czym chwalić.
Zrobiłam porządki w biżuterii ( mocno zapomnianej i opuszczonej po urodzeniu Witka- kto ma małe dzieci- wie dlaczego... Ja w każdym razie szanuję swoje uszy ;-) i z kolczyków zrezygnowałam. Ale, w końcu Wito to już prawie dorosły facet i z ciągania za mamine kolczyki wyrósł, więc pora odświeżyć image :-)
Z tej okazji zrobiłam sobie bardzo skromną szkatułkę na babskie duperelki.


Metamorfozę przeszła również stara rama okienna, która stała się wieszakiem na kolczyki właśnie! Poprzednią metamorfozę ramy pokazałam tu.
Całość w dużym stopniu powstała dziś podczas kąpieli Witka.
 Podobne pomysły przewijają się dość często na Waszych blogach- ja nie wnoszę tu więc nic nowego...
Napis zrobiłam od szablonu, który dawno, dawno temu przysłała mi Lucy. Szablony leżały do tej pory w szufladzie bo...bałam się je zmarnować...  Teraz żałuję, że czekałam tak długo z ich wykorzystaniem... I Jeszcze raz z całego serca dziękuję Lucy za wspaniały prezent!!!


Myślę, że ta konkretna maksyma umieszczona na tak starym i zniszczonym przez czas kawałku drewna, daje do myślenia...


I jeszcze kilka kwiatków- tak na przywołanie wiosny :-)


Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła pochwalić się Wam nową sypialnią!
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i witam nowych gości!!!
Do zobaczenia!!!