Cóż, myślę, że z pierwszego postanowienia powoli się wywiązujemy... Pozostało jeszcze postanowienie drugie! A konkretnie chodziło mi o to, by w miarę racjonalnie, zdrowo i tradycyjnie się odżywiać! Wynika to być może z tego, że oboje z Olafem nie jemy mięsa, a jak wiadomo w takim przypadku należałoby bardziej uważać na to co się na talerz wkłada :-) I tak w naszym domu można spotkać się z własnoręcznie pieczonym chlebem na zakwasie, kozimi serami, swojskimi jajami od szczęśliwych kurek :-) i własnymi ekologicznymi warzywkami, nalewkami, winami, zimowymi przetworami... Nie oznacza to jednak, że jesteśmy zupełnie wolni od złych przyzwyczajeń! Ja na przykład nie potrafiłabym się obejść bez CZEKOLADY!!! :-)
Są takie dania bez których nie wyobrażam sobie lata! I tak w czerwcu są to między innymi racuchy z kwiatów czarnego bzu ( jakoś nie zdążyłam ich pokazać...) Danie przepyszne i na prawdę godne polecenia!!! Nie mówiąc już o wszelakich pysznościach z truskawkami!!!
W lipcu natomiast korzystamy z darów lasu... jagody! Kupowane w sklepach borówki amerykańskie nie dostają im do "pięt"!!! Fakt, że trzeba się trochę namęczyć przy zbieraniu... ale warto!
A jak z jagód to JAGODZIANKI ;-) , pierogi z jagodami i naleśniki z bitą śmietaną i tymiż jagódkami. O wszelakich jogurtach i koktajlach, deserach- nie wspomnę...
Byliśmy z Witkiem na jagodach kilka razy, a z nazbieranych owoców powstało kilkanaście słoików dżemu, kilka pojemników zamrożonych owoców, niezliczona ilość świeżych owoców zjedzonych w przeróżnych wariantach... i ogrom od komarowych bąbli :-) Pycha!!! Mam nadzieję, że uda mi się wyruszyć na jagody jeszcze przynajmniej raz... ale każdy kto ma małe dziecko wie, że to nie jest łatwa sprawa :-)
Ale jagodzianki mu smakowały :-) zaraz po upieczeniu zjadł 4 jeszcze gorące, popijając je pół litrem koziego mleka! Trzy letnie dziecko... ma apetycik !
**********
Kolejny punkt corocznego programu to tak zwane parzeniaki! Najlepsze z własnego ogródka! Takie smakują najlepiej!!! Dla zainteresowanych podaje przepis na małosolniaki, które zawsze się udają!Ogórki gruntowe, koper, gałązka czarnej porzeczki, kilka ząbków czosnku, korzeń chrzanu, kilka ziaren gorczycy i na każdy litr wrzącej wody- czubata łyżka soli. Wody tyle, żeby pokrywała wszystkie składniki. Efekt murowany!!! Ja całość przykrywam talerzykiem i dociskam kamieniem. Ważna jest temperatura i jeśli chcemy mieć gotowe ogórki za dwa, trzy dni- to warto w dzień wystawiać je na słońce, na dwór!
*******
A na koniec nasze sztandarowe danie z kurek! Po kurki musimy jeździć do lasu kilkadziesiąt kilometrów... Ale są to tak smaczne grzyby, że warto...Duszone na masełku ze śmietaną, jako sos do makaronu, to po prostu niebo w gębie!!!
Oj, mogłabym jeszcze wymieniać i wymieniać... Wielu rzeczy chciałabym się jeszcze nauczyć, o wielu pewnie nie mam w ogóle pojęcia... Ale prawda jest taka, że dla rodowitych babeczek ze wsi wszystko co tu pokazuję to "chleb powszedni" a ja się "podniecam" czymś co dla innych to codzienność :-)
Dlatego pozdrawiam dziś wszystkie wspaniałe kobiety- rodowite mieszkanki wsi, które harują na roli od świtu do nocy i jeszcze mają czas na te swojskie specjały!!!
ojej ja to taka między miastowa a wsią czyli na peryferiach ale zakochałam się w moim skromnym ogrodkiem warzywniakiem, koszeniem trawy przeganianiem sąsiedzkich kotów i robieniem przetworów na zimę uwielbiam chętnie poznam inne przepisy :) wogóle jak mój blog wskazuje strasznie sie przez ostatni rok udomowiłam i kocham te sielskie klimaty:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiszesz o tym wszystkim o czym marzę. Takie prawdziwe wiejskie życie...
OdpowiedzUsuńOj, narobiłaś mi apetytu, a ja tu od rana na głodniaka zasiadłam ;-) i bardzo mnie zaintrygowały te placki z kwiatów czarnego bzu...wiem, że już po ptakach, ale ciekawam niezmiernie - po prostu kwiatostan w cisto ziu, czy jakoś specjalnie go potraktować?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Po prostu kwiatostan w cisto ziu :-) Ciasto drożdżowe jak na zwykłe racuchy i smażymy na głębokim oleju :-) Polecam na przyszły rok!!!
UsuńNie ma lepszego jedzenia, niż takie właśnie - sezonowe, z własnego gospodarstwa ( albo z gospodarstwa sąsiadki:-))).
OdpowiedzUsuńBardzo apetyczny wpis!
Pozdrawiam
Asia
Ależ u Ciebie smacznie i przede wszystkim zdrowo :) Wcale się nie dziwię Twojemu synkowi, że dorwał się do takich smakowitości ;)
OdpowiedzUsuńOch super same dary natury przepyszne i swojskie jadło ;) ,przepyszne drożdżóweczki z jagodami mmmm zazdroszczę troszkę życia na wsi :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ag
W tym roku po raz pierwszy robię ogórki na zimę z użyciem własnoręcznie wyhodowanych ogórków, czosnku, kopru i doskonale Cię rozumiem jest ogromna różnica pomiędzy nimi, a sklepowymi, podobnie własna sałata, rzodkiewka, czereśnie i jabłka wyhodowane bez pomocy chemicznych środków mają smak niepowtarzalny. Żałuję tylko, że mleka od krowy takiego jakie piłam u babci już prędko nie dostanę.
OdpowiedzUsuńWprawdzie sama jestem adoptowaną mieszkanka wsi, to znam kilka tych rodowitych, które szczerze podziwiam!
OdpowiedzUsuńA kurki... może wyślę Ci kurierem, bo do lasu mam pół kilometra i od dwóch tygodni kurek prawdziwe zatrzęsienie? :)
Pobuszowałam troszkę u Ciebie, bo miło tu niesłychanie:).
OdpowiedzUsuńOgórków kolejną partię zakisiłam (niestety kupne, ale pyszne). Kurki i jagody zazwyczaj też nie przeze mnie zrywane. Ale ostatnio marzę o kilku swoich kurkach, kto wie, może wreszcie odmienię to miejskie życie i też sobie pohoduję!!!!!!!!!Pozdrawiam!
same pysznosci!
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńUwielbiam kurki, w smietanowym sosie z makaronem, i natką pietruszki, mniam pycha.
Pozdrawiam serdecznie
Zgadzam się z Fuerto!
OdpowiedzUsuńKurki w sosie śmietanowym z pietruszką to poezja!
Bubisiu, grzybki w śmietanie z cebulką uwielbiam, chociaż kurek nigdy nie jadłam - chyba nie ma ich w lasach w mojej okolicy- zazwyczaj pałaszuję maślaczki. W ogóle Kochana nie masz nade mną litości, żeby takie smakołyki mi tu prezentować, aż te bułeczki z jagodami:-)))
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię do małej zabawy:-)
http://czarnyczarnykot.blogspot.de/2012/07/nasze-ulubione-seriale.html
Ściskam i zycze udanego piątku.
Same smakołyki u Ciebie, jagody miałam przyjemność jeść dopiero teraz na urlopie w pl ... nic nie zastąpi ich smaku :)
OdpowiedzUsuńOd 6 miesięcy najmłodszy syn przestał jeść mięso,o matko nie myślałam że to będzie dla mnie takie trudne raczej wierzyłam że mu to minie ale dzis widzę że to nie minie,skręcam się jak mogę i może wszystko byłoby dobrze gdyby nie brak czasu na robienie oddzielnego obiadu(reszta lubi mięsko),cieszy mnie jak słyszę lub czytam że inni nie jedzą mięsa i wcale nie są z tego powodu smutni tak jak zdawało mi się z moim synem.Uwielbiam blog tej wiejskiej prawdziwej gospodyni,twórczej i bardzo pracowitej która daje mi kopa energii do roboty.
OdpowiedzUsuńnarobiłaś mi apetytu ...
OdpowiedzUsuńteż zbieram kurki i też jeździmy około 40 km do lasu a czasami i więcej ale prawie zawsze się to nam opłaca
pozdrowionka
Podziwiam za konsekwencję w realizacji zamierzeń. Po Twoich zdjęciach i opisach nabiera się apetytu. Jagodzianki wyglądają obłędnie jako jagodocholiczka - wiem co mówię.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJagodzianki wyglądają przepysznie, lubię je jeść, ale nigdy jeszcze nie piekłam. Za to ogórki owszem, kiszę z upodobaniem, właśnie dziś kolejny słój nastawiłam. Kurek w tym roku też już próbowałam, mazurskie lasy obfite są w kurki, wychodzę na spacer i zrywam na obiadek. Ja robię ze śmietaną i czosnkiem też do makaronu, pycha.Osiołka też chciałabym mieć, mam po sąsiedzku, więc czasem mam okazję go pomiziać, jest słodki. Musi mi wystarczyć mój psiak, który ma wiele cech kocich, więc tak jakbym miała dwa zwierzaki w jednym.
OdpowiedzUsuńAle pyszności prezentujesz - duży szacunek za realizacje planów życia na wsi :) ewa
OdpowiedzUsuńSame pyszności. Ja uwielbiam chodzić na jagody do lasu, a później jagodzianki pieczemy! Niebo w gębie!:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marta, a w wolnej chwili zapraszam do mnie: http://martunia84.blogspot.com/