czwartek, 29 marca 2012

Wywiało mnie do garów :-)

 Dziś wiatr nas przegonił z podwórka do domu... Wiało tak, że na prawdę ciężko było wytrzymać! Piach leciał do oczu, uszu i nosa...więc z brukowanie dałam sobie dziś spokój!
Pojechaliśmy więc z Witkiem do lasu na przeszpiegi... Chciałam zobaczyć, czy kwitną już przylaszczki i zawilce :-) Zdążyłam się przekonać, że nie kwitną, kiedy z lasu przegonił nas grad... Szybko pobiegliśmy do samochodu i fiuu do domu :-) No nic, jak trzeba to trzeba i w domu posiedzieć!

Pan Mąż zadzwonił, że wraca i to głodny bardzo, więc za gotowanie się zabrałam. A że trafiłam ostatnio w sklepie za "piątaka" piękną błękitna foremkę do tarty- to na tartę padło!

Przepis na tartę szpinakową znalazłam w Sielskim Życiu, ale nieco go zmodyfikowałam... Mimo, że mamy kozy i kozie mleko i sery- to pewien członek naszej rodziny jakoś do kozich przetworów przekonać się nie może... Dlatego kozi twarożek zastąpiłam mozarellą!
Oto tarta na surowo...
 A tu już po upieczeniu...
 Cała nasza rodzinka przepada za szpinakiem, nawet nasz najmłodszy :-) Podjadał mi szpinak z miseczki jeszcze zanim zapakowałam go na ciasto francuskie...

Podam Wam przepis na szpinak, jaki zawsze stosuję. Nadaje się i do naleśników z sosem z gorgonzolą, i do tarty i nawet do sosu do makaronu.

Na oliwie podsmażamy 3- 6 ząbków czosnku. Chwilkę potem wrzucamy opakowanie szpinaku w kulkach (mrożonego- ja osobiście najbardziej lubię nasz szpinak z ogródka, ale o tej porze roku to już tylko mgliste wspomnienie...). Kiedy szpinak się rozmrozi na patelni dodajemy sos. Sos robimy z połowy dużej śmietany rozbełtanej z całym jajem. Dodajemy do tego przyprawy- tymianek, bazylia pieprz czarny, sól, lub co kto lubi. Ja bazylię mam mrożoną więc daję jej na prawdę sporą garść! Kiedy szpinak nam już zgęstnieje, można go dodać do tarty lub makaronu. Pycha! A jaki zdrowy!!!

A tarte szpinakową robimy tak:
Kupujemy ciasto francuskie (jeśli mrożone to najpierw rozmrażamy!) Wykładamy nim natłuszczoną foremkę-po bokach również. Na tak przygotowany podkład układamy szpinak (lub jakiekolwiek inne warzywa) Układamy pokrojona w plasterki mozarellę i posypujemy tartym żółtym serem. Pieczemy przez 20-30 minut w temperaturze 180-200 st.C.


********
Chciałam przy okazji przypomnieć Wam o moim siostrzeńcu, który potrzebuje Waszego 1 procenta :-) Każdy, kto byłby chętny dowiedzieć się więcej na temat Piotrusia i być może pomóc- niech kliknie TU, albo na banerek na górze strony :-)

Pozdrawiam Was wszystkich!!! 
Dziękuję za Wasze odwiedziny i pozostawione komentarze!!! 
Buziaki!!!

poniedziałek, 26 marca 2012

Ciasteczka owsiane i faza pierwsza brukowania :-)


Olaf znów wyjechał na kilka dni do pracy. Praca w terenie to dla doradcy normalka :-)  Od jakiegoś czasu zaczęłam mu piec na drogę ciasteczka owsiane- pożywne i świeże przez kilka .Lepsze to niż baton na stacji benzynowej :-) To jedne z lepszych i zdrowszych ciastek jakie piekłam.  A oto i przepis :-)

CIASTECZKA OWSIANE
  • 3 szklanki płatków owsianych (jakichkolwiek)
  • 2/3szklanki cukru lub miodu płynnego pszczelego ( ja zawsze daję pół na pół)
  • 1/2 szklanki mąki pszennej
  • 1 jajo
  • 1/2 szklanki śmietany
  • 1/2 kostki rozpuszczonej margaryny
  • bakalie (słonecznik, dynia, orzechy, rodzynki- co akurat mamy w domu- w ilości około 2 szklanek :-)
Wszystkie składniki dokładnie mieszamy najlepiej rękoma w dużej misce. Czekamy około 20 minut aż płatki namiękną a ciasto zacznie nam się ładnie lepić. Jeśli jest za suche można dodać śmietanę lub miód. Na blachę wykładamy pergamin do pieczenia. Z ciasta lepimy kulki wielkości jaja i lekko je rozpłaszczamy na blasze. Żeby ciasto nie lepiło nam się do rąk , dobrze jest za każdym razem moczyć dłonie w miseczce z wodą. Ciasteczka pieczemy około 20-30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 st.C.- w zależności od wielkości ciastek. Gdy są rumiane ale nie spalone :-) a lubią się przypalać!- wyjmujemy je z piekarnika i czekamy z konsumpcją aż wystygną :-)
Smacznego!
 A teraz DZIENNIK BUDOWY :-) a w zasadzie to dziennik brukowania.  Dla wszystkich super Babeczek, które tak jak ja, zamierzają same zabrać się za tą męska robotę- KROK PO KROKU BRUKOWANIA :-)
Teren przygotowany do brukowania
  • Wyznaczamy teren który chcemy wybrukować
  • wykopujemy ziemię na głębokość sztycha łopaty
  • wsypujemy żwir- ponieważ mój placyk będzie czysto rekreacyjny i ie będą po nim jeździły samochody, używam żwiru. Pod place czy alejki, którymi będą jeździły cięższe sprzęty radzę dodać suchy beton. Do ogrodowych tworów nie jest to konieczne!
  • I najważniejszy etap: dobrze zagęścić żwir. Ponieważ nie mam zagęszczarki, poradziłam sobie w inny sposób. najpierw jeździłam w tą i z powrotem traktorem. Kiedy żwir był już ubity zlałam go porządnie wodą.
  • Następnie zrobiłam szalunek z desek. Po wypoziomowaniu szalunku należy dosypać żwiru i ponownie go zagęścić.
  • Dopiero teraz można przystąpić do najprzyjemniejszej fazy- czyli układanie kamieni. Ja do tego celu używam małej metalowej łopatki ogrodniczej i gumowego młotka brukarskiego.
  • I to już cała filozofia. Na koniec całość trzeba wysypać żwirem żeby powchodził w szpary między kamieniami.
Narzędzia pracy brukarza :-)

Ja brukuję kamieniem polnym już po raz trzeci, ale pierwszy raz na taką skalę :-) W planie mam wybrukować całe podwórze, ale zdaję sobie sprawę, że nie dam rady zrobić tego sama. W tym roku zrobię kawałek placu przed tarasem, a za rok może wezmę fachowców i zrobimy resztę. Oto efekty mojej dzisiejszej pracy:

Cały dzień pracy i tyle... Przy okazji widać też teren pracy mojego synka :-)

Pozdrawiam i lecę odpoczywać....  :-)

sobota, 24 marca 2012

Spóźniony post o ulach :-)

 Na nic nie mam czasu... a już na pisanie postów najmniej... Dlatego dziś będzie w telegraficznym skrócie! A wszystko dlatego, że przeprojektowuję nasz ogród i brukuję podwórze kamieniem polnym. Jak wracam wieczorem do domu to nie mam siły nawet ręką ruszyć... Miałam zlecić tę pracę naszym pracownikom, ale ponieważ mam nierówno pod sufitem- zabrałam się do tego sama... Jak mi sił starczy to Wam niedługo pokażę o czym mowa :-) W międzyczasie robimy z Witkiem karmnik dla ptaków kryty strzechą trzcinową. Zostało mi sporo trzciny z uli, a wyrzucić szkoda... Moje dziecko prawdopodobnie poradzi sobie w życiu z każdą ręczną robotą :-)

 Ule gotowe już od tygodnia, ale dopiero dziś je Wam pokazuje... Cóż...lepiej późno niż wcale!
 
Część uli pomalowana jest na kolorowo, farbami tikkurili semi mat do drewna i metalu. Część uli- tych które zostały postawione w sadzie- pomalowałam drewnochronem na kolor bardziej naturalny i nie rzucający się w oczy. Lepiej nie ryzykować, że wpadną w oko komuś niepowołanemu :-)
Trzy z naszych uli wystawiliśmy w pobliżu trzcinowisk. Nie wkładaliśmy do nich kokonów. Mamy nadzieję, że pszczoły samotnice żyjące sobie dziko, wprowadzą się do tak starannie przygotowanych dla nich domków :-)
 
 

 I jeszcze dowód na to, że czasem warto spojrzeć w niebo!


Mam nadzieję, że mi wybaczycie moją nieobecność u Was i coraz rzadsze znaki życia... Jak skończę walkę z nowymi rabatami i brukowaniem, to pewnie będę częściej bywać w wirtualnym świecie...
Pozdrawiam Was wszystkich: i starych i nowych :-)
Buziaki!!!

wtorek, 20 marca 2012

Wyplatamy koszyki

 Długo mnie nie było... Nie dlatego, że nie chciałam, czy nie miałam co Wam pokazać... Tylko, że z tym pokazaniem właśnie miałam problem! W naiwności swojej myślałam, że prowadzenie bloga jest darmowe... Jest darmowe, ale do pewnych granic...a ja te granice w swej lekkomyślności przekroczyłam...
Może to głupio się przyznawać ale Wam powiem. Zmniejszajcie Dziewczyny zdjęcia, zanim wkleicie je do bloga!!! Ja nie wiedziałam o  limicie 1 GB na fotki. Dopiero jak się okazało, że nie mogę wkleić żadnego więcej zdjęcia, zaczęłam się zagłębiać w tajniki bloggera ,a dokładniej picasa web album. Musiałam dokupić przestrzeń na fotki w Google. I tu pojawił się następny problem. Jedyną formą płatności jest karta kredytowa. Nie mam karty kredytowej- może was to zdziwi, ale na prawdę nie jest mi tu potrzebna... I tylko dzięki uprzejmości mojej kochanej Szwagierki Gosi widzicie mnie tu dziś znowu!!! Gośka- jeszcze raz Ci dziękuję -tym razem publicznie!!! Gosia wspaniałomyślnie zapłaciła za mnie swoja kartą kredytową i mam teraz do dyspozycji całe 20GB :-) Tyle że teraz to już raczej będę zdjęcia zmniejszała... Całą tą sytuację opisałam  ku przestrodze innych początkujących bloggerek, niektóre z was być może też nie wiedzą jak wygląda ta sprawa ze zdjęciami. Dlatego dobrze Wam radzę: Zmniejszajcie fotki Dziewczyny, bo pewnego pięknego dnia będzie KLOPS!!! Nie są to duże pieniądze, ale po co sobie robić problem???

*************
 A teraz już obiecany kurs wyplatania koszy!!!  Chciałam na wstępie zaznaczyć, że jestem w tej kwestii totalnym samoukiem i zdaję sobie sprawę, że moje koszyki nie są doskonałe, ale do ogrodowych celów sprawdzają się doskonale :-)

  • Krok pierwszy:  Zbieramy wiklinę i składamy ją w wilgotnej piwnicy na jakiś czas. Do wyplatania nadaje się dopiero wtedy, gdy trochę już podeschnie i da się nawinąć na palec, ale się nie połamie.
  •  Krok drugi: Ucinamy 6 wiklinowych patyków o średnicy około 5 mm i długości  o 10 cm większej niż zamierzana średnica dna naszego koszyka. Trzy z nich nacinamy w części środkowej wzdłuż, tak aby można było w środek włożyć pozostałe 3 patyki. Powstaje taki krzyżak.
  • Krok trzeci: Wybieramy naprawdę cieniutką witkę i oplatamy w sposób pokazany na zdjęciu poniżej.
 
  •  Krok czwarty: Kiedy mamy już gotowy traki krzyżak- dokładamy jeszcze jeden patyk do stelażu. Musi ich być liczba nieparzysta, w przeciwnym razie sploty nie będą się nam układały naprzemianlegle. Robimy to w taki sposób, że zaostrzony patyk wtykamy tam, gdzie nam najwygodniej.
  •  Krok piąty: Zaczynamy wyplatanie! Do wyplatania spodu kosza wybierajcie jak najcieńsze witki!
 
  • Krok szósty: Kiedy dojdziemy do połowy planowanej średnicy spodu kosza znów dodajemy patyki do stelażu. Tym razem jednak będą to całe witki! Najlepiej je zaostrzyć nożykiem z grubszego końca. Każdą wtykamy obok jednego z 13 patyków "krzyżaka". W przypadku koszyków o większych gabarytach, najlepiej jest dodać dwa razy więcej witek do stelaża- Po jednej z każdej strony krótkiego patyka "krzyżaka". Ja zazwyczaj dodaję na oko- tak aby witki rozkładały mi się w miarę równo (tak by odstępy między witkami stelaża były równe) Pamiętając jednak o nieparzystej liczbie witek!
 
  • Krok siódmy: Kontynuujemy wyplatanie aż do uzyskania pożądanej średnicy podstawy kosza, a następnie ucinamy krótkie patyki (te z krzyżaka)- nie są już potrzebne.
  • Krok ósmy: Zaginamy wszystkie długie witki "rusztowania" do góry i związujemy witki mocno sznurkiem u góry. Do powstałej "klatki" wkładamy donicę, która traktujemy jako formę do dalszego wyplatania ( Po to aby nasz koszyk pasował i miał jakiś określony kształt)
 
  •  Krok dziewiąty: Mniej więcej w połowie wysokości kosza można rozwiązać witki. Po uzyskaniu ostatecznej wysokości kosza wyciągamy donicę i zaczynamy zakańczać koszyk ( W innym razie bardzo szybko rozplótł by się nam)
  •  Krok jedenasty: Zakańczanie- Chyba jeden z najtrudniejszych do wytłumaczenia :-)  Polega to na upleceniu na brzegu kosza takiego jakby warkocza.
  • Zaginamy kolejno witki rusztowania. Zaginamy witkę do środka kosza, ale zaraz za następna witką wyprowadzamy naszą zagięta witkę za zewnątrz. Brzmi skomplikowanie ale nie jest trudne. Chodzi o to , żeby każda następna zagięta witka blokowała poprzednią. Najtrudniej jest z ostatnią- trzeba ją wetknąć pod pierwsza z zagiętych witek- uwaga!!! Bardzo lubią się w tym momencie łamać! Żeby tego uniknąć dobrze jest skręcić witkę wokół własnej osi- skręcone włókna witki wiklinowej nie łamią się i są bardziej elastyczne. Etap ten zaznaczony jest na zdjęciu pod numerem 1
  • Drugi etap zakańczania-  Wszystkie witki mamy teraz skierowane na zewnątrz. Teraz trzeba tak je przepleść, aby znalazły się wewnątrz kosza. Bierzemy pierwszą lepszą witkę z brzegu i wtykamy ją zaraz za "następnym przęsłem" i przeciągamy  pod zagiętymi wcześniej witkami do środka. Dobrze to widać na zdjęciu obok. (numer 2 na zdjęciu)
  • Trzeci etap zakańczania.  Nie zdążyłam go obfocić, ale jeśli któraś z Was doszła do tego etapu, to fotka nie będzie jej potrzebna :-) na tym etapie chodzi o to, żeby nasze witki znalazły się znów na zewnątrz. W tym celu trzeba je przeciągnąć pod naszym warkoczem o kolejne przęsło i wyciągnąć mocno tak, żeby nam się to wszystko ładnie ciasno ułożyło. Każdą wyciągniętą na zewnątrz witkę przycinamy ładnie sekatorem. Koszyk mamy zakończony. ( numer 3 na zdjęciu)
  • Przy zakańczaniu ważne jest, żeby robić wszystko "co przęsło" nie przeskakiwać po dwa, bo brzydko będzie się układało!
    Na poniższym zdjęciu  strzałkami pokazałam jak to się robi :
    • Zrobienie uchwytów tzw. "uszu". I znów zapomniałam obfocić, ale postaram się pokazać strzałkami  na  następnym zdjęciu. Potrzebne będą nam cztery nie za grube witki. Po dwie na jedno ucho. Trzeba je zaostrzyć i "wbić" w koszyk. Następnie zrobić łuk (uchwyt) i przebić się witką pod kilkoma splotami. Zrobić pentelkę, a potem nawijać na powstały łuk aż do końca witki. Jak już wyrobimy jedną witką, to robimy to samo z drugą, żeby nasze ucho od koszyka było grubsze.
     
    • I mamy gotowy koszyk np. na kwiaty!
    Wszystkim zapaleńcom życzę powodzenia!  Teraz już zmykam, bo jeszcze duuużo roboty przede mną! :-)
    Całusy!!!

      piątek, 16 marca 2012

      Wyniki Candy!!!

      Na początku chciałam Wam podziękować za tak liczny udział w mojej zabawie!!!  Na prawdę- nie spodziewałam się takiego zainteresowania!!! Cieszę się, że wielu z Was spodobało się u mnie i postanowiliście zostać na dłużej!!!  Bardzo, bardzo dziękuję!!!
       
       
      A teraz, żeby nie przedłużać... Z powodu tak dużej liczby chętnych, oraz z powodu braku czasu...w wylosowaniu zwycięscy  postanowiłam skorzystać z pomocy programu Random.
      I tu okazało się, że czasu to wcale nie zaoszczędziłam- wręcz przeciwnie... I nerw mnie złapał...
      A to dlatego, że nie umiem wkleić tabelki z wynikiem!!!
      Wkleja mi się nieodmiennie coś takiego:
      Ponieważ na prawdę nie mam czasu...poddałam się i już nie próbuje :-) Wklejam to co mam!

      True Random Number Generator 18 Powered by RANDOM.ORG
       
      I tak oto, po usunięciu nieważnych komentarzy ( ważnych zostało 142)  szczęśliwym zwycięzcą została  Asia z bloga Pod Staromiłośniańskim niebem 
       A oto zwycięski komentarz!!!!:
       
      Witaj,
      stoję chętnie w kolejce, bo tak jak wspominałam bardzo ale to bardzo zazdraszczam:)
       
      Serdecznie gratuluję Asiu i poproszę o przesłanie adresu!!! 
       
      Na dziś to tyle. Ale szykuję już dla Was coś ekstra! Kto jest chętny na wyplatanie koszy, nich biegnie nad wodę po pęczek wikliny, bo szykuję dla Was mały tutarial !!! A pogoda w weekend zapowiada się piękna, więc spacer nad rzekę, czy staw to sama przyjemność!!!
       
      Buziaki!!!
       

      sobota, 10 marca 2012

      Przyleciały ptaszki...

      Rozleciały się ptaszki po naszym domu...
      Jeden przysiadł w serduszku...
      Potem przysiadł na lustrze...
      ...by  stamtąd polecieć do klatki...
       

       Ptaszki nie są może idealne, bo nie miałam wykroju. I jak się sama przekonałam, taki prosty z pozoru ptaszek, nie jest wcale łatwy w uszyciu... A kupno książki z wykrojem, żeby uszyć jednego czy dwa ptaszki jakoś do mnie nie przemawia...

      Dla tych, którzy podobnie jak ja chcą mieć ptaszka, a nie chcą wydawać pieniędzy- wstawiam zeskanowany mój niedoskonały wykrój :-)


      Pozdrawiam "starych", a witam "nowych" moich gości!  Bardzo mi miło, że tu jesteście!!!

      Do zobaczenia!!!

      czwartek, 8 marca 2012

      Zbieram śmiecie...

      Zbieram śmiecie... 
      To chyba nałóg jakiś... i w dodatku mój mąż się mnie czasem wstydzi... Idziemy sobie razem na spacer, a tu JA "wylukam" coś w krzakach...ciach! I już dumna idę z tym do domu...
      Tym razem też coś "wylukałam", ale nie mogłam zabrać od razu bo taszczyłam mojego jęczącego- zmęczonego, 20 kilowego synalka... Nawet nie prosiłam męża o pomoc... Znam jego nastawienie, tym bardziej, że moja zdobycz leżała niemalże na środku wsi... a ludzie widzą... i gadają... No wstyd okropny... ale nie dla mnie, hi hi hi!
      Jakoś nigdy za bardzo się nie przejmowałam co ludzie o mnie mówią!  I zbieram śmiecie... Tzn. dla mnie to skarby, które ktoś wyrzucił...
      Po tym przydługim wstępie o mojej homiczej naturze pokażę Wam wreszcie co dziś sprowadziłam do domu.
      Tadam!!!
      Taki oto stary, dziurawy, ocynkowany garnek. A właściwie GAR, bo rozmiar ma pokaźny...




      Skorzystałam z okazji, że przyjechali dziadkowie WITOLDA ( Padło któregoś dnia pytanie jak na prawdę ma na imię mój synek :-)) Poszliśmy na spacer, a że moi rodzice jakoś nie mieli nic przeciwko temu, że plądruję okoliczne krzaki-  bez skrupułów zgarnęłam mój upatrzony łup do domu.
       Nie ma dna, co prawda, ale mi to nie przeszkadza bo będzie stał na ziemi-wypełniony ziemią i urosną w nim kwiatki :-) Zapewne nasturcje, w których cichcem się podkochuję ostatnimi czasy... :-) Ach... skarb prawdziwy :-)

      A potem było ognisko! :-) 


      Buziole dla Was Kochani!!!

      wtorek, 6 marca 2012

      Budki lęgowe dla ptaków- post ornitologiczny


       Dziś kolejny post z cyklu wiosna w ogrodzie :-)
      Jako że jesteśmy nierozerwalnie związani z przyrodą - staramy się, w miarę możliwości, żyć w zgodzie z naturą! Całą zimę dokarmialiśmy ptaki, a teraz przyszedł czas by zapewnić im miejsce do założenia lęgów.
      Na przedwiośniu należy oczyścić stare budki lęgowe z resztek zeszłorocznych gniazd. Pozostawienie ich na następny sezon jest sporym błędem! W ptasich gniazdach sporo jest ptasich pasożytów. Usuwając resztki gniazd pozbywamy się również tych niechcianych lokatorów :-)

      Pamiętam zabawna historyjkę związaną właśnie z czyszczeniem budek...
      Pewnej wiosny wreszcie udało mi się namówić mojego męża by pomógł mi w przygotowaniu budek. (Nigdy nie ma czasu, bo bardzo zajęty z niego facet :-)) Chodziliśmy z drabiną od drzewa do drzewa i po kolei czyściliśmy ptasie domki. Niektóre trzeba było zdejmować by usunąć gniazdo, do innych wystarczyło włożyć rękę i wygarnąć resztki... Podeszliśmy właśnie do takiego domku, którego zdejmować nie trzeba...Olaf dzielnie wszedł na drabinę i włożył rękę do budki..., a ja żartem ostrzegłam go, żeby uważał bo coś go może ugryźć :-) Nagle Olaf z krzykiem prawie zleciał z drabiny odrzucając przy tym małe kudłate coś, co wystraszone umknęło w krzaki... Okazało się, że jedna z naszych budek została zamieszkana przez orzesznicę-(gatunek niewielkiego, rudego gryzonia z rodziny popielicowatych mieszkającego w lasach. Żywi się orzechami, jagodami i żołędziami. W Polsce podlega ścisłej ochronie.) Długo się potem śmialiśmy... Dobrze, że malec zleciał na grubą warstwę liści...

      źródło zdjęcia http://forum.przyroda.org/topics51/obserwacje-pilchow-vt10650,105.htm
      Nasze domki lęgowe pochodzą przeważnie z lasu... Kocham las i często w lesie bywam- zwłaszcza jesienią- na grzybach... Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile takich budek można znaleźć w lesie... Bez obawy- nie zdejmuję ich z drzew! Ale po prostu wkurza mnie ludzka bezmyślność... Najpierw leśnicy wieszają budki na drzewach, by za rok czy dwa owe drzewa wyciąć, a budki zostawić... Marnotrawstwo!!! Dlatego bardzo często z wyprawy do lasu wracam z budka lęgową. Jedna przyjechała nawet z Międzyzdrojów... W domu je naprawiam, bo często są uszkodzone, i wieszam w naszym lasku lub gdzieś w pobliżu. Czasem, w wolnej chwili, robię budki sama- ale naprawdę rzadko... Kiedyś zrobiłam taką dużą- dla dzięcioła! A zamieszkała w niej wiewiórka!!!  Też fajnie!
      Czasem budka musi powisieć sezon pusta, ale ptaki w końcu się przekonują i zakładają w niej gniazdo!


      Jeśli ktoś z Was chciałby zrobić własnoręcznie taki domek lęgowy dla ptaków to podaje stronkę, gdzie można  znaleźć przykładowe wymiary budek w zależności od tego jakie ptaszki chcemy do siebie zaprosić! http://www.pwg.otop.org.pl/chronic1.php