Przeglądając zdjęcia w telefonie dotarło do mnie, że mam jeszcze jedną zaległość!
W maju mieliśmy z Olgierdem 10-tą rocznicę ślubu, którą spedziliśmy (bez dzieci!!!) w Bieszczadach.
Dziś więc krótka fotorelacja w 3-dniowego wypadu w góry.
Było dużo chodzenia po górach, było też troszkę siedzenia po knajpach . W sumie- tak w sam raz :-)
Wyjazd zaliczam do tych udanych, pomimo że codziennie na szlaku łapała nas burza... Raz nawet przyłapała nas na samym szczycie i nie mieliśmy gdzie uciec, ale przeżyliśmy...
Choć nie powiem... było strasznie kiedy piorun udeżył 40 metrów od nas...
Bazę wypadową mieliśmy w Wetlinie, a tu mieszkaliśmy:
A tak było tam w górze...
To był ciekawy obrazek- przeganianie owiec na połoniny. Swoją drogą to jestem pełna podziwu, bo baca to ledwo szedł... (to ten w czerwnej czapce). Nie wiem co oni tam piją...
Pisałam już, że mam sentyment do owiec ?...
Tu najczęściej jedliśmy (mogę polecić z czystym sumieniem- fajny klimat, dobre jedzenie i niewygórowane ceny)
Bardzo przyjemnie spędzony weekend!
Pozdrawiam wszystkich miłośników gór i nie tylko!