Powiem Wam, że to bardzo miłe...
Warunkiem zabawy jest powiedzieć siedem rzeczy o sobie, a wyróżnienie przekazać dalej 15 osobom. Wiecie co, mi wyszło 12- a że to moja szczęśliwa liczba, to przy niej pozostanę ;-)
Siedem przypadkowych rzeczy o mnie... Będą to pierwsze rzeczy jakie przyjdą mi do głowy, bo siedzę i piszę na bierząco- nie zastanawiając się zbytnio... OK, no to zaczynam...
-1-
Nie potrafię chodzić bez celu... Nawet gdy idę z synem na spacer, to muszę mieć jakiś cel. Najczęściej jest to pójście po jakieś badyle, po grzyby, po to żeby zrobić czemuś fajnemu zdjęcie...czy spenetrować jakąś opuszczoną szopę...-2-
Uwielbiam barszcz z uszkami ale nie znoszę gotować (po za małymi wyjątkami, kiedy coś mnie nachodzi na pichcenie i wtedy nie wychodzę z kuchni...)-3-
Płaczę na filmach i nawet przy czytaniu książek... A najbardziej wzrusza mnie los malutkich dzieci. Jechałam parę dni temu z mężem do miasta i gdy przejeżdżaliśmy przez przejazd kolejowy Olaf opowiedział mi o rodzinie, która mieszkała przy torowisku. Mieli córeczkę trochę starszą od mojego Witka. Dziewczynka pobiegła za pieskiem wprost pod koła pociągu. Niestety nie zginęła na miejscu... Cierpiała jeszcze kilka dni... A ja słuchając tego ryczałam jak głupia...-4-
Wpadam w histerię na widok każdego opuszczonego czy pokrzywdzonego zwierzęcia... Najchętniej przygarnęłabym je wszystkie... I nie zawsze jest to uzasadnione...Na wiosnę znalazłam w lesie malutką sarenkę... Byłam gotowa od razu zabrać ją do domu i wychować. Miałam przecież mleczną kozę karmiącą dwoje młodych- wykarmiłaby i sarenkę... Na szczęście mój małżonek myśli bardziej racjonalnie... Po całym dniu kłótni i zarzutów, że jest bezdusznym draniem i nie wie co to empatia, litość itd. okazało się, że nasz kuzyn wrócił po sarenkę, a ona już poszła ze swoją mamą... Na szczęście nie zdążyłam jej "ukraść" jej mamie!-5-
Jestem strasznie leniwa... Pozwólcie, że nie będę rozwijała tej myśli... Powiem tylko, że przeważnie muszę się zmuszać do zrobienia czegokolwiek...
-6-
Zazwyczaj mam w domu straszny bałagan... Sprzątam tylko wtedy gdy poziom bałaganu osiągnie w domu punkt krytyczny...(z reguły raz w tygodniu- w niedziele) Nie zawsze tak było. Jako singiel byłam bardzo pedantyczna... W zasadzie to nadal jestem, tyle że przy moich chłopakach...się nie da!!!-7-
A teraz będzie coś, zapewne dla wielu z was, obrzydliwego... Równo trzy lata temu (byłam wtedy w ciąży z Witkiem) umarła mi tchórzofretka. Kochałam ją jak żadne inne zwierzę. Pomimo, że potrafiła nam zafajdać łóżko... że przez część swojego krótkiego życia była cała łysa ( z powodu choroby), że potrafiła w środku nocy wejść pod kołdrę i z całej siły ugryźć w paluch... I kiedy już umarła mi na rękach- schowałam ją do zamrażalnika. Chciałam ją przechować żeby jej zrobić pogrzeb jak już ziemia odmarźnie... Nie widziałam i nie widzę nadal w tym nic złego, czy odrażającego. Przecież ludzie trzymają w lodówkach mięso(tyle że w jadalnej postaci).No i jest siedem...mogłabym tak dalej bo mam jeszcze wiele o sobie do powiedzenia... Ale poczekam...
Tymczasem chciałam wyróżnić kilka osób. Są to osoby, których nie znam osobiście, a pomimo to czuję z nimi więź. Czuję, że coś nas łączy- podobne zainteresowania, -miłość do zwierzaków, -styl życia. Są to osoby które regularnie podglądam i czerpię od nich inspirację.
Kolejność jest alfabetyczna.
Bardzo, bardzo dziękuję. Nie uważam, że trzymanie tchórzofretki do pogrzebu w zamrażalniku jest odrażające, ja pewnie zrobiłabym tak samo i płakałabym podczas tej smutnej opowieści, a z sarenką chciałam zrobić kiedyś to samo, ale powstrzymał mnie mąż siostry, powiedział, że jak ją dotknę, to matka wyczuje zapach człowieka i jej juz nie przyjmie, miał rację, rano sarenki nie było, w tym miejscu, gdzie leżała wieczorem, była to po prostu mała sarenka w gniazdku, a jej mama, żerowała gdzieś nieopodal. Każdy z nas czasami pozwala sobie na lenia, jak tylko może :)
OdpowiedzUsuńa ja to mchyba bym pozyczyła kilofa,albo młot pneumatyczny...zwyczajnie nie wpadłabym na pomysł z zamrażalnikiem....chociaż strasznie bym sie bała ja zobaczyc po miesiącu...swego kota jak chowałam pod sosną..to owinęłam w kocyk....aby go nie odkopać....takie wariactwo...kocyk sztuczny...przez to kot tak po prawdzie będzie się rozkładał dłużej...ale kolor żarówiasty...także od razu zauważę...no chyba pokręcona jestem......
OdpowiedzUsuńi bardzo dziekuje za wyróżnienie:))
Dziękuje ślicznie za wyróżnienie, Kochana :) to miłe, że komuś się podoba to co robię. A z chodzeniem bez celu mam tak samo :D i mina Wita na pierwszym zdjęciu - BEZCENNA :D
OdpowiedzUsuńWyróżnienie dla mnie, jestem zaskoczona???!!!
OdpowiedzUsuńBardzo ,bardzo dziękuję Jesteś kochana :)
Tylko co dalej???
Mój piesio odszedł gdy na dworze było -20 i nie był to mały pies ,ale wielki dorodny doberman. Też chciałam mieć go u siebie w ogródku,bo spędził z nami całe swoje pieskie życie.Więc rozpaliliśmy ognisko,żeby ziemia troszkę odmarzła,potem kopaliśmy ,potem znowu ognisko,kopanie i tak do chwili aż dół był odpowiedni.Leży sobie psina owinięty swoim kocykiem do dziś dnia i pewnie mu ciepło :)
Bardzo ludzka kobieta z Ciebie:)Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńKochana, dzięki za wyróżnienie, strasznie mi miło, zwłaszcza, że od Ciebie. Byłaś trzecią osobą, która napisała u mnie komentarz:)
OdpowiedzUsuńA wracając do tego co napisałaś o sobie, to widzę, że jesteśmy pokrewnymi duszami:)
A co do "obrzydliwości", to ja mam umowę z moją najstarsza kundzią (lat 17), żeby nie odchodziła z tego świata zimą, bo nijak nie da się jej zakopać w obiecanym miejscu pod sosenką. I przed każdą zimą jej przypominam o umowie mówiąc: "Lulciu, przecież nie chciałabyś leżeć w lodówce do wiosny, dasz radę dziewczyno, jeszcze troszkę"
Ja po tym poście"zobaczyłam"ciepłą kobietę...
OdpowiedzUsuńa czytając bloga nie zauważyłam Pani lenistwa:)