Jeszcze za dawnych, studenckich czasów posadziliśmy z Olafem, na obrzeżu sadu w Niemojkach, krzaczki winorośli przywiezione z Warszawy. Nasze winorośle rosły sobie spokojnie, lub mniej spokojnie (kilka razy zostały przypadkowo wykarczowane przez naszych pracowników), owocowały lub nie... Ale dopiero w tym roku postanowiliśmy znowu nastawić wino!
Dwie niedziele temu wybraliśmy się na winobranie. Dzieciaki miały radochę, bo mogły zrywać, przesypywać i wcinać nieograniczone ilości winogron!
Tyle winogron nazbieraliśmy. Tradycyjnie zostały udeptane przez ochotnika i wrzucone do beczki na tydzień, do wstępnej fermentacji.
Po tygodniu przelaliśmy już sam sok do gąsiorka i teraz nam radośnie bombloni w salonie :-)
Jeśli wszystko się uda, to w zimowe długie wieczory będziemy sobie popijać swojskie winko i wspominać słoneczne lato!
A dziś znów od rana pada deszcz... Przyszła jesień a z nią chłody i opady :-) Ale podobno po niedzieli znów ma być ładnie :-)
Pozdrawiam Was wszystkich!!!
:) bąbelkowy post :)
OdpowiedzUsuńchłopcy to już prawdziwi pomocnicy :)
pozdrawiam!
To prawda! Ten młodszy woli pomagać mamie a starszy tacie, przy ciągnikach :-)
UsuńJak zwykle piękne zdjęcia i przemiły klimat! Post rewelacyjny! :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńU mnie w tym roku winogron bardzo symbolicznie. Ogoliłam większość krzaków ze względu na zarazę wczesną wiosną. I owszem - zarazy nie ma ale owoców też nie :D
OdpowiedzUsuńOlaf też trochę golił winorośl, ale dopiero gdy owoce zawiązały. A co to za zarazę masz, bo nie słyszałam o zarazie winorośli??? Mączniaka masz na myśli?
UsuńMówię "zaraza", bo mnie tak to wkurza :D Porażone były rok rocznie całe rośliny w jednym szpalerze. Nie jestem wielkim specem, ale to chyba szpeciel. Oprysków nie stosuję u siebie żadnych (nie znam się kompletnie), a alternatywą jest usuwanie porażonych liści. Ponieważ jednak co roku porażone były prawie wszystkie i do tego chyba nałożył się mączniak, to ogoliłam krzaki "do pnia". W tym roku liście zdrowe i dwa grona ;) Na wiosnę zrobię normalne ciecie już (do 2-3 oczek) i zobaczymy co z tego wyjdzie :)
UsuńU Ciebie wszystko takie piękne - wiadomo, że ogród, dzieci ... ale nawet kosze, wózek, gąsior. Uwielbiam Twoje posty, zdjęcia, całego bloga. Klimatycznie.
OdpowiedzUsuńBuziaki
PS. Pochodzę z Podlasia, urodziłam się w Bielsku Podlaskim, mam sentyment do podlaskich urokliwych pejzaży :))))
Ciekawe, że ja mogłabym to samo napisać o Twoim klimatycznym blogu!!! Zawsze z niecierpliwością wyczekuję nowego wpisu u Ciebie :-)
Usuńmoje nadal wiszą na gałązkach... a takie już słodziutkie...
OdpowiedzUsuńurocze zdjęcia !
a czy mogłabyś opisać szczegółowo jak robisz takie winko? czy dodajesz jakieś drożdże czy coś w tym stylu? i czym korkujesz gąsiorek? mam pare winogron ale zawsze się bałam robić wino z obawy że mi wybuchnie (nasłuchałam się kiedyś jakiś głupot i obawa pozostała). dzięki za odpowiedź
OdpowiedzUsuńMarto- Wino robimy tak: Najpierw trzeba porozgniatać owoce aby pusciły sok (nie wolno owoców mielić bo wino nigdy nie nabierze klarowności.
UsuńTak przygotowany moszcz wlewamy do beczki lub gąsiora. W przypadku gąsiora należy uważać aby moszcz nie zajmował więcej jak 2/3 wysokości gąsiora ponieważ wstępna fermentacja przebiega bardzo burzliwie i może wszystko wylecieć nam przez rurkę fermentacyjną. My robimy to w beczce ponieważ dużo łatwiej jest wywalić owoce z wina z beczki niż wydłubywać je z gąsiora :-) Do moszczu wlewamy drożdże chociaż w przypadku winogron nie jest to konieczne ponieważ na skórce tych owoców wystepują dzikie drożdże. Jednak wino na dzikich drożdżach nigdy nie uzyska takiej mocy jak wino na drożdżach szlachetnych (dzikie drożdże giną w niższych stężeniach alkoholu niż szlachetne). Oczywiście dosładzamy wino syropem cukrowym, ponieważ nasze winogrona nie mają tyle cukru by wystarczyło do zrobienia dobrego wina. Szczegółowe przepisy można znaleźć na stronie domowy wyrób win. Spokojnie- wino nie wybucha :-) Jak już pisałam może mu się ulać przez rurkę, ale nie jest to nic strasznego :-) Zdarzyło mi się to już kiedyś :-) i jeszcze jedno- fermentacja alkoholowa to proces przebiegający w warunkach beztlenowych, ale powstały w jej procesie dwutlenek węgla musi mieć ujście z gąsiora, dlatego do zatkania gąsiora należy użyć korek z rurką fermentacyjną wypełnioną wodą!
Powodzenia w przygodzie winiarskiej!!!
Super mieliście winobranie. Nasze winogronka jeszcze malutkie, pewnie jeszcze długo będziemy czekać na takie zbiory. Myślałam, że mój mąż jest jedyny z patentem z wstępnym nastawianiem wina w beczce. Wszyscy, którzy do tej pory widzieli nasze wino w beczce dziwili się, że nie w gąsiorze :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Taka beczka bardzo ułatwia zadanie :-) Pozdrawiam!
UsuńZazdroszczę. U mnie winogron jeszcze za mało na takie "uzytkowanie", ale w przyszłosci kto wie?
OdpowiedzUsuńNo proszę jakie pracowite masz pszczółki;)pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńFajna opowieść :) Pozdrawiam i miłego dnia życzę :)))
OdpowiedzUsuńZnalazłam ten blog zupełnym przypadkiem i zostałam na dobre. Po prostu się zakochałam, bo jak inaczej nazwać to, że co chwila tu zaglądam w poszukiwaniu nowego posta a w jeden dzień "pochłonęłam" wszystkie wpisy :) ja niestety nie mieszkam na wsi, nie mam gospodarstwa nad czym potwornie ubolewam, bo wiem co to znaczy praca w rolnictwie i to jest to co kocham, ale Twój blog ma w sobie tyle ciepła i miłości, że czytając go czuję się jakbym tam z Wami była :) coś wspaniałego :) życzę wszystkiego co najlepsze i będę dalej podczytywać a może kiedyś zaproszę na swojego bloga :) a co do domowych alkoholi to ja w tym roku robię nalewki, które rodzinka dostanie w prezencie świątecznym :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wyczerpującą odpowiedź i serdecznie pozdrawiam, Marta
OdpowiedzUsuńOch jak ja lubię domowe wino
OdpowiedzUsuńuwielbiam to ciemne winogrono...winko też musi być pyszne:):)
OdpowiedzUsuńPiękne to,że Wasze dzieci poznają prawdziwe życie:-)
OdpowiedzUsuń