niedziela, 16 września 2012

Do lasu na grzyby???


A jakże, wybraliśmy się dziś, tyle że z tymi grzybami cieniutko... Tzn psiuchów wszelkiej maści to za trzęsienie, ale z tych jadalnych to  tylko garstka kurek do jajecznicy... Przezornie zabrałam jednak aparat ze sobą, w lesie zawsze znajdzie się coś ciekawego! Z wielkim poświęceniem, narażając na ból niemiłosierny moje biedne plecy, rzucałam się na kolana i pstrykałam foty :-)
Bardzo sucho jest w tym roku w naszych lasach :-( Zapowiada się kolejny rok bez grzybów :-( A szkoda, bo nastawiałam się, że jak Witek do przedszkola-to ja do lasu...


A w lesie pięknie, kolorowo. Cisza, spokój... Tylko te moje plecy... wychodzi na to, że moje korzonki zdecydowały się odezwać... Macie może jakieś sposoby na tę dolegliwość???


Kiedy leśne ostępy już nam się znudziły, postanowiliśmy zobaczyć jak radzi sobie nasz Tata nad wodą! I okazało się, że o dziwo- lepiej niż my w lesie :-) Akurat złapał szczupaka! Witek miał radochę! Tata chyba też :-)



A Wam jak niedziela minęła???

23 komentarze:

  1. oj nie ma grzybów w tym roku nawet jeszcze opieniek nie znalazłam..pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie pracowicie na warsztacie i ogarniając tygodniowe zaległości w porządkach. Pralka chyba spłonie tyle już wyprała tzw. "dech i mech":) Ja też do lasu wędruję z aparatem i pstrykam te psiory, bo są takie urokliwe, a jakie mają kolory!! Szanuj się kochana i oszczędzaj. Jeśli to Ty na zdjęciu to pięknie wyglądasz w ciąży. Szczupaczek będzie na patelnię czy do pieca? Ja uwielbiam takiego prosto z patelni... mniam, mniam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, chciałabym tak wyglądać... Cóż, ja to mam chyba ze 30 kilo więcej :-)

      Usuń
  3. Hej, rzeczywiście grzybów mało. Moja mam niezmordowanie codziennie do lasu chodzi. Trochę kurek, trochę podgrzybków, trochę koźlaków... Może chociaż opieńki będą. A my mamy bardzo pracowitą niedzielę. Wczoraj przywieźliśmy od siostry cały wór antonówek, trzeba przerobić ze 30 kg. A do tego jeszcze patisony, cukinie aronie i winogrona na wino. I to wszystko muszę po pracy wkrótce przerobić. Ale potem jaka radość zimą. Swoją drogą, z cukinii będzie pasztet z twojego przepisu:) A patisony chciałabym zamarynować. Nigdy tego jeszcze nie robiłam a pamiętam jakie pyszne marynowane. Tylko moje, taaakie duże:) Pozdrawiam. Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też marynowałam patisony! Polecam też mrożenie obranych i pokrojonych w gruba kostkę patisonów (również cukinii). Doskonale się nadają do zimowej zupy lub placków ziemniaczanych z patisonem na przykład. Ja to robię tak- ucieram ziemniaki robotem kuchennym i dodaję taką samą część częściowo rozmrożonych kostek patisonowych (rozmrożone na tyle by maszyna dała radę je zetrzeć) Dodaję jajo i tyle mąki by mi się wszystko kupy trzymało :-)Dla mnie nie ma lepszych placuchów!!!

      Usuń
  4. Tak i u nas grzybów maleńko... trudno...
    Super zdjęcia za to machnęłaś. Piękna jesień...
    Jak niedziela pytasz? Ponieważ powiedziałam A i zrobiłam dom... to teraz muszę go umeblować... mebluję więc ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny ten domek!!! Znów pożałowałam, że mi się drugi syn urodzi i ominą mnie takie zabawy :-)

      Usuń
  5. u nas grzybki są, a z domowych sposobów mogę tylko zaproponować ugotowane w łupinach ziemniaki, zmiażdżyć, wsadzić w bawełnianą ściereczkę i przyłożyć dopóki nie ostygną na bolące miejsce, pomaga też na nerki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. na grzybach byłam w tym roku tylko raz ( jak narazie ) ale na zbiory nie narzekam, mnóstwo podgrzybków, zdecydowanie mniej prawdziwków, trochę maślaków i maślaków-modrzewiakow :)
    a łowy szczupakowe-cudo, uwielbiam ryby :)

    OdpowiedzUsuń
  7. a myśmy dziś byli w lasku bite 3,5 godziny chodzenia z małymi które zachwycone i to straszelnie były heheh ... a szczupaczek superowy pewnie smaczny był pozdrawiam ciepluteńko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz Witek niestety za chodzeniem po lesie nie przepada... A szczupak został upieczony na ognisku i faktycznie był pyszny... Olaf zazwyczaj ryby wypuszcza- dziś zrobił wyjątek!

      Usuń
  8. Ja na grzybkach to się nie znam, to domena mojego męża. Rano gdy my jeszcze śpimy on już buszuje po lasach, a jak zwlekamy się z łóżek to grzybki już się suszą w suszarce. A w ostatni weekend września jeżdzimy do leśniczówki na grzybobranie ma się rozumić, wszyscy zbierają a ja z książką dzieciaków pilnuję. Chyba wolałabym rybki łowić z twoim mężem:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dwa prawdziwki, jeden kozak, 6 podgrzybków, wszystko zdrowe, już się suszy.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Grzybow nie ma, ale za to piekne zdjecia zrobilas prawie poczulam zapach lasu.
    A szczupak przepieknej urody:)

    Na bolace korzonki i bol, pomaga rozgrzwanie poduszka elektryczna, zdrowka zycze.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. śliczne zdjecia jesieni ...;)
    pozdrawiam
    Ag


    OdpowiedzUsuń
  12. Na ból pleców i korzonek to może elektryczna poduszka pomoże ale na bardzo krótko i ze szkodą dla nerek. Tylko rozciąganie i wzmocnienie gorsetu mięśniowego wokół kręgosłupa ratuje Cię na dłuższą metę! Miałam podobnie i pomogła mi joga. :-) Polecam ashtangę, choć jest trudna ale ulga dla kręgosłupa murowana i to na cały okres jej uprawiania (pomimo zwyrodnienia). Doraźnie pomaga pozycja psa z głową w dole. :-) Wujek google objaśni co to takiego. :-) Życzę bezbólowego życia! Ola

    OdpowiedzUsuń
  13. Podobno "grzyb się rzucił" ostatnio, ale mnie akurat teraz ciężko się wyrwać z domu.
    Nasza niedziela minęła szybko; dzień ładny więc kursowałam z dzieciakami na spacery, jedzenie, karmienie i z powrotem na dwór. Podobno zbliża się już oddech Buki....;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Bubisku, zapraszam do siebie, po wyróżnienie:))
    http://mnemosyne-ocalicodzapomnienia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Bolące korzonki wyleczyłam sobie drożdżowym preparatem Dromin. Drożdże zawierają kompleks witamin z grupy B, a korzonki bolą przy niedoborze tych witamin (nerwy potrzebują ich do prawidłowej pracy).

    Już po pierwszym dniu była kolosalna ulga w bólu (wzięłam dawkę maksymalną, tj. 3 x po 4 tabletki), a wcześniej już prawie nie mogłam się ruszać. Po drugim dniu zażywania ból zniknął całkiem! A wcześniej męczyłam się przez miesiąc.

    Teraz jak tylko zaczynają mnie znów boleć, od razu zażywam tabletki drożdżowe - i przechodzi. Dla pewności robię już kurację całym opakowaniem i mam spokój na wiele miesięcy. Moja siostra woli świeże drożdże ale mi jakoś nie za bardzo podchodzą, wolę te piwne w tabletkach. Przynajmniej w moim wypadku działają szybciej i lepiej od świeżych drożdży.

    o

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałam jeszcze dodać, że fantastyczny blog :)
    Pokazuje wszystko to, co drogie memu sercu: życie w bliskim kontakcie z przyrodą, zgodnie z rytmami natury, bez chaosu, pośpiechu, stresu i sztuczności, właściwych dla miejskiego życia; gotowanie na bazie naturalnych produktów, wielu wyhodowanych/wyprodukowanych własnoręcznie; książki, robótki, koty, psy, radość życia, cieszenie się "drobiazgami"...
    Po prostu PRAWDZIWE życie we własnym kawałku raju na ziemi :)

    Właśnie dodałam linka do tego bloga do ulubionych :)

    o

    OdpowiedzUsuń