Tak bardzo pochłonął mnie mój ogród, że zaniedbałam zwierzęta... Józefina przestała karmić koziołki (u mnie karmią się ile wlezie, aż koza sama odstawi młode) ale tak mi zdziczała, że nie bardzo pozwala się doić. Od kilku dni obie przeżywamy mordęgę przy dojeniu... Na szczęście z dnia na dzień jest coraz lepiej.
Gorsza sprawa z kurami... Od kilku dni systematycznie giną mi kury. Dziś na własne oczy przekonałam się w jaki sposób. Jakiś wstrętny lis zrobił sobie u mnie kurzy supermarket i dosłownie zdziesiątkował mi stado! Z 25 kurek zostało tylko 15.
Masakra!!!
I jak tu pogodzić miłość do zwierząt wszelakich ????
Czy skrytobójcę ułaskawić skazując tym samym resztę mojego stada na zagładę?
Czy ocalić stado i wydać wyrok na lisa???
Załamka...
Ale na tym nie koniec moich problemów...
Piszecie mi, że wiodę życie takie jakie Wy byście chcieli... że jestem wspaniałą matką, że chcecie mieszkać na wsi, że spełniam swoje marzenia...
Tylko dlaczego, wobec tego, skoro taka wspaniała ze mnie mama- dziecię moje codziennie urządza mi sceny i histerie, i zachowaniem swoim doprowadza mnie do płaczu???
Dlaczego męża swojego widuję rzadziej niż listonosza, a porozmawiać to sobie z nim mogę (z mężem- znaczy się)- najwyżej przez telefon???
Czy czytając mojego bloga ktoś z Was wpadł na to, że te moje ogródki, zwierzaki, dzierganki i inne pochłaniacze czasu to sposób na przetrwanie? Konieczność wynikająca z życia... Mieszkamy tu sami- dzieci, ja, teściowie. Nie jestem tutejsza, a separacja przestrzenna zwiększa jeszcze podejrzliwość tubylców i utrudnia kontakty... Wierzcie mi- nie jest lekko. I coraz częściej zastanawiam się, czy aby kiedyś tu nie zwariuję... gdy dzieci wyfruną z gniazda, teściów zabraknie, a mąż wiecznie nieobecny- bo w pracy. Zawsze lubiłam przyrodę, ale teraz już sama nie wiem, czy to nie jest chowanie głowy w piasek???
Wybaczcie... Z reguły jestem optymistką i staram się nie myśleć o tych ciemnych stronach...ale dziś mnie chyba niskie ciśnienie powaliło :-)
Ale po deszczu zawsze w końcu wychodzi słońce...
Ja mam taki sposób na przetrwanie tu w Anglii - moje konie i reszta zwierzyńca. Tu się nie da żyć na dłuższą metę...
OdpowiedzUsuńściskam :)
Doskonale Cię rozumiem ... życie nie jest usłane różami, gdzie by się nie mieszkało.To jest chyba tak, że chcemy widzieć te lepsze strony, że wydaje nam się że ktoś ma lepiej, że może gdybyśmy mieszkały tam gdzie ona było by lepiej, że może to i tamto. To jest tylko tłumaczenie sobie dlaczego ja tak nie mam ... Jednak nie wierzę , że ktokolwiek ma same przyjemne chwile w życiu. Trzeba cieszyć się z tego co mamy nie oglądając się na innych :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana. Tym bardziej, że dzisiaj masz chyba gorszy dzień :):):)
buziaki
Może potrzeba więcej czasu, ale nie wierzę że taka wspaniała osoba jak ty nie znajdzie wśród tubylców przyjaciół. Pewnie jest Ci o tyle trudniej, bo masz małe dzieci, mnóstwo pracy i mało czasu, ale jak dzieci pójdą do szkoły, poznasz innych rodziców i napewno nawiążesz znajomości. A może jakieś lokalne portale społecznościowe, koło gospodyń?
OdpowiedzUsuńWiem, jaka na wsi jest ciężka praca, sama się tam wychowałam i mieszkałam i pracowałam prawie 30 lat. Dlatego tak tęsknię. Wsiowa dziewucha w wielkim mieście, nie wiem czy to dobre połączenie, no ale życie zadecydowało samo.
Lubię do Ciebie zaglądać, imponujesz mi swoją pracowitością i talentami manualnymi. Ja za szydełkiem np strasznie tęsknię, ale nie mam czasu :(
To sobie chociaż u Ciebie popatrzę.
A co do dziecka, moje też histeryzuje, prawie non stop. Musimy to przetrwać ze spokojem.
Pozdrawiam, głowa do góry!
Są dni gorsze i lepsze w życiu ,dzisiaj chyba masz ten gorszy może to wynik przepracowania.Spróbuj wypocząć i popatrz na wszystko z dystansu na pewno coś wymyślisz sensownego bo jesteś super dziewczyną.Trzymaj się cieplutko.
OdpowiedzUsuńhmmm piszesz o sobie czy o mnie ? Nikt kto nie żyje na wsi jako tzw mieszczuch nie zrozumie w czym sęk. Co do dzieciaków hmmmm ciężka sprawa, im więcej my mamy do zrobienia im bardziej jesteśmy zmęczone tym większe histerie nam robią i chcą postawić na swoim. I ileż razy wylazła ze mnie wyrodna matka jak w myślach chciałam je spakować i wywieść do dziadków 250 km dalej. I ileż razy jak jechały z nimi na wakacje czy ferie czułam że żyję! I nie masz co się denerwować bo nie ty jedna masz chwilę gdzie chciało by się uciec. Ogród u mnie jest elementem wyżywienia, jeśli ktoś mi pisze "Zastopuj , wypocznij!" to jest to równoznaczne z tym że mniej w okresie zimy zjemy. Ludzie myślą, że to nasze takie hobby że jesteśmy jak z obrazka ale rzeczywistość jest bardzo często przytłaczająca.Kiedy my same w domu z dójką dzieci, wszystko na naszych głowach bo mężowie w pracy. Trzymaj się !! Nie damy się :)
OdpowiedzUsuńnawet przez moment nie przyszło mi do głowy ,że Twoje życie to wiejska sielanka.Jestem ze wsi i na wsi mieszkam i wiem co to znaczy.Wiem,że robisz to wszystko ,bo to element Twojego życia,sposób na przetrwanie,na oszczędność.Co wyhodujesz to nie kupisz.
OdpowiedzUsuńWidzę jednak,że oprócz tej konieczności jest też w Tobie pasja.Ty to kochasz,a taki dzień zdarza się każdemu.Nikt kto nie kocha takiego życia nie martwi sie o lisa-wyjadacza kur:)
a jeśli chodzi o dzieciaki to te z miasta też histeryzują:):)
a mąż......cóż....takie kiepskie czasy.Żeby jakoś żyć trzeba ciężko pracować
Kochana, nos do góry! Ty nie dasz rady? Nie wierzę :)
OdpowiedzUsuńMoja Kochana,łapiemy takie chwile zwątpienia,bo za dużo bierzemy na swoje barki i okazuje się ,że coś nas przerasta....ale przez chwile....my damy rade:)Mój M dwa razy do roku wyjeżdża za granice ,za każdym razem na dwa czasem trzy miesiące(od 10 lat!) Teraz już jest ok,bo w domu tylko jedna Córcia:),ale kiedyś były jeszcze dwie i ja pracująca:( Cztery folie z pomidorami,kawałek sadu i na dokładkę chryzantemy sterówka(nie będę wyjaśnić,ale bardzo pracochłonne)Nieraz sobie myślałam -co zrobiłam w poprzednim życiu,że musze takie katorgi przechodzić:) Teraz jest lepiej,wcale nie z górki,ale lepiej:)))
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ściskam mocno!!
Moja droga optymizm ma prawo się wyczerpać. Doskonale Cię rozumiem, mieszkamy daleko od rodzinnego domu, dziadków, mąż ciągle poza domem, mój synek trzylatek - tupanie, histeria na porządku dziennym daje popalić, ręce często opadają, ale kiedyś to minie. Na dodatek zdrowie ostatnio fatalne. Ale będzie lepiej, musi być lepiej. Czasami trzeba sobie solidnie w poduchę poryczeć, to pomaga.Dużo si życzę i cieplutko pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię, też tak miewam, potrzebne są i te chwile załamania. Znaczy, że jesteś całkiem normalna :). Jutro będzie lepiej ;)
OdpowiedzUsuńu nas też zimno i humoru brak... ach co zrobić;/ czekać tylko na słonko można...
OdpowiedzUsuńgłowa do góry! śliczne zdjęcia:) buziaki
Widzę, że nie jestem sama w podobnej sytuacji, mieszkam co prawda niedaleko rodzinnego domu, ale na uboczu co jest nowością w moim życiu i w szczególności w zimie, gdy mąż jest w pracy doskwiera mi samotność...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, bo najgorszy jest okres zwątpienia!!!
Zwierzęta i rośliny, to jak dla mnie najlepsze lekarstwo na gorsze dni;)
Nie martw się, nie jesteś sama. Ja też przeprowadziłam się kawał od rodzinnego miasta. Też nie jestem tutejsza, w dodatku dzieci (na razie i nie ze swojej winy) nie mamy i mieszkamy sami (teście kilka domów dalej, ale dzięki ukochanej cioci R., która też tam mieszka rzadko tam bywam). Doskonale rozumiem co czujesz, bo sama często miewam takie chwile zwątpienia, czy to był dobry pomysł, ta przeprowadzka, ale jak sama piszesz po deszczu wychodzi słońce, wątpliwości znikają i jest dobrze. A jak mam bardzo podły nastrój to pakuję się i wyjeżdżam na dzień czasu w rodzinne strony, lub dzwonię do przyjaciółki. Zawsze pomaga :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, trzymaj się :)
P.S. A co do dziecka co to histerie urządza nie jest on przypadkiem w wieku wiecznego buntu? Może stąd wynika to zachowanie i nie ma w tym wcale Twojej winy, trzeba to tylko przetrwać?
Co do liska, nam też się podkradał pod ogrodzenie i wynosił kury. Pomogło pociągnięcie nisko nad ziemią po zewnętrznej stronie drutu od pastucha, lisek wyszedł z tego spotkania cały i zdrowy tylko apetyt na kury mu osłabł.
OdpowiedzUsuńZawsze się intruzem na nowej wsi, ale poczekaj minie jakiś czas i wszystko się zmieni, czasy są inne i każdy patrzy na siebie bykiem, młody pójdzie do szkoły i się nie odpędzisz od znajomych. Tego właśnie ci życzę bo jesteś świetna osobą, która powinna obtaczać się mnóstwem ludzi dookoła. Podjęłaś ogromne ryzyko zmieniając swój świat o 360 stopni, podziwiam Cię, ja buduję dom w miejscowości, w której pracuję i też się zastanawiam czy dobrze robię, czy nie będę cały czas na kontrolowanym :). Kochana głowa do góry w naszym życiu ponoć coś wynika i dzieje się po coś, zatem wierzę,że wszystko się poukłada u ciebie i wyjdzie słońce.
OdpowiedzUsuńHej, tak już jest, że na blogach pokazujemy ładne wysprzątane mieszkania, piękne dekoracje i uśmiechniętą rodzinę. To dlatego, że osoby zaglądające są jak goście w naszych domach. A gości przyjmuję się do pięknego mieszkania na filiżankę a nie kubek kawy. Ale każdy ma w domu swoje małe piekiełko. Swoje troski, zmęczenie, znużenie i tak zwany zwis na wszystko. Uwierz mi, że czasem te swoje dzieci spakowałabym i oddała na domu dziecka na miesiąc. Żeby zobaczyły, jak dzieci bez rodzin tęsknią za domowym obiadem, jak cieszą się z każdego prezentu. Żeby doceniły co mają....A my tak wychowujemy je w cieplarnianych warunkach i wyręczamy. Oj dużo błędów wychowawczych popełniliśmy ale walczę wciąż... A co do znajomych wokół. Kiedyś miałam ich bardzo dużo, potrzebowałam towarzystwa. Życie zweryfikowało przyjaciół. Lepiej nie mieć ich wcale niż mieć fałszywych. Teraz mam ich bardzo mało ale dobrze mi z tym. Im jestem starsza tym bardziej potrzebuje samotności, wyciszenia i izolacji. Kiedyś też śliniłam się na widok pięknych blogów, nieskazitelnych rodzin i piękynch domów i mieszkań. Teraz nawet nie chce mi się do niektórych zaglądać. Albo duża komercja albo zakłamanie. Wolę blogi prawdziwe i o prawdziwym życiu. Na moim też się trochę formuła zmieni. Będzie więcej o życiu, o rodzinie z jej niedoskonałościami. Życie to przecież największa pasja. Pozdrawiam Cię. Asia
OdpowiedzUsuńFajnie, że o tym napisałaś, bo zaglądając na blogi na których jest opisywane wiejskie życie, zaczynałam myśleć, że jestem trochę nienormalna. Wcale to nie jest sielskie, anielskie życie. Ja 25 lat temu przeprowadziłam się z dużego miasta na wieś, bo po prostu poszłam "za mężem". To jest moje miejsce na ziemi i generalnie niczego nie żałuję. Czasami tylko tak jak Ty mam wątpliwości, a to głównie przez dzieci. Oni są już dorośli. Starszy pracuje w mieście. Tylko, czy czasami oni nie mieli gorszego startu przez to że mieszkamy na wsi?? Niestety, wszystko było proste dopóki była szkoła podstawowa i gimnazjum na miejscu. Starszy syn przerwał studia , bo nas po prostu nie było stać na dojazdy albo utrzymanie w mieście, a młodszy dużo czasu traci na dojazdy do technikum. Ech, ale takie jest życie. Cieszę się tym co mam i nie zamartwiam tym na co nie mam wpływu. Trzymaj się. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńrozumiem... skąd ja to znam
OdpowiedzUsuńnajgorsze jest to, że zawsze człowiek budzi ciekawość ze strony ' tubylców '... wszyscy się jakoś dziwnie patrzą i nie wiadomo kto jest przychylny a kto nie...
moje dzieci są o wiele starsze od Twoich i szybciej się na pewno wyprowadzą z domu jednak... przyroda i cisza - to daje moc przetrwania...
co do dzieciaczków... czy małe czy starsze czy dorosłe... każde z nich może doprowadzić matkę czyli nas do płaczu..
trzymaj się dzielnie !!!!!!!!!!!!!!!!! wiem, że potrafisz
Życie na wsi nigdy nie było łatwe. Wieś to miejsce specyficzne i rzeczywiście masz rację, że mieszkańcy wsi - tambylcy, krzywo i podejrzliwie patrzą na przybyszów. Niestety taka jest prawda.
OdpowiedzUsuńCzy zwariujesz? Tylko jak sama tak zdecydujesz ;) więc nie decyduj. Twarda z Ciebie kobitka a dzieci wszystkim się buntują. Może Twoje dziecię hmy wybacz, ale robi tak bo ma większe potrzeby przebywania z Tobą niż Ty uważasz, że mieć powinno?
Co do deszczu to u mnie pada od wtorku. We wtorek rozpoczęło się gradobiciem, gdzie zlepce miały wielkość indyczych jaj. We wsiach kilka kilometrów dalej zapanowało spustoszenie bo sady owocowe przestały istnieć i to wcale nie w sensie owoców. Drzewa zostały okorowane i skoszone.
Dzisiaj babcia mi powiedziała, że w okolicach Lewiczyna zlepce gradzin miały wagę od 4 do 7 kg. Wyobrażasz sobie dostać czymś takim? Oczywiście takie zlepce są nieliczne niemniej mogą zwyczajnie zabić czy to człowieka czy to bydlątko.
Robisz świetną robotę i z ciekawością tutaj zaglądam.
Sposób na ludzi ze wsi? Pokazać, że nie jesteś paniusią z miasta, czy tam z innego miejsca, oraz, że interesuje Cię zycie na wsi - nie mylić z zaglądaniem w garnki. Ludzie muszą poczuć, że jesteś swoja a to można tylko poprzez kontakty z tambylcami. Muszą Cię poznać i docenić, polubić i poszanować :)
Pozdrawiam i nie poddawaj się
Cudnie u Ciebie! Podziwiam pomysły i pracowitość......I nie wydaje mi się, żeby bycie blisko przyrody i praca absolutnie wymierna i potrzebna była chowaniem głowy w piasek.
OdpowiedzUsuńMieszkam w mieście, mam mało przestrzeni i produkuję mnóstwo tak na prawdę nikomu niepotrzebnych ozdóbek, żeby nie zwariować. I to dopiero jest wątpliwy sposób na przetrwania....Jak widać, każdy ma swojego mola, co go gryzie:).
A też co jakiś czas zdarzają się momenty zwątpienia.
Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego, co najlepsze!
Szczypiorek cudnie kwitnie!!!
OdpowiedzUsuńŻycie w izolacji, w osamotnieniu jest bardzo trudne:( Jednak w dużym mieście też można być samotnym...Tyle, że w tłumie.
OdpowiedzUsuńObojętne, gdzie się żyje, są dni, że się ma takiego życia dość. Ja np. jak tylko robi się ciepło, przyroda budzi się do życia, najchętniej uciekłabym właśnie do takiego ustronnego miejsca, gdzie słychać śpiew ptaków, szum drzew i ...własne myśli;) Mam za to huk samochodów, jak uchylę okno w ciepłą noc, tak, że zasnąć trudno, mam czarny osad na półkach koło okna i ulepszoną żywność, w której więcej chemii niż witamin, zamiast warzyw z własnego ogródka...Każde miejsce na ziemi ma swoje plusy i minusy. I każdy z nas wybiera:)
Co do dzieci, nie odbieraj ich histerii jako zaprzeczenia tego, że jesteś super mamą!!! Każde dziecko w ten sposób dopomina się swoich praw, wyraża frustrację i w ten sposób uczy się życia:)
Z Twojego bloga bije mnóstwo radości właśnie z realizacji swoich pasji!
Mam nadzieję, że deszcz przestał padać, słono zaświeciło i radość powróciła do Twojego serca i duszy:)
Sama mieszkam na wsi i to ,że tak powiem ...z konieczności,nie z wyboru ,więc rozumiem Cię w 100%.Wiem jakie są "uroki" tego życia.Tak jak mówisz,żeby nie oszaleć ja też coś tworzę (raz więcej ,raz mniej) czytam książki,to sa moje sposoby na to,aby oderwać się od szarej codzienności,ciągłych kłopotów,problemów.Njbardziej mi doskwiera to,że nigdy nie miałam i nie będę miała urlopu,nie pojadę na wczasy,ba nie mam nawet wekendu,wręcz denerwuję mnie to bębnienie w mediach jaki to długi majowy wekend np.się szykuje.I zastanawia mnie wtedy dlaczego ludzie na wsi są wprost dyskryminowani ile ludzi mieszka na wsi ??Dlaczego nie jesteśmy zauważalni ??
OdpowiedzUsuńNatomiast co do tej perspektywy ,że kiedys zostaniemy sami na starość na tej wsi to ja postrzegam to tak:będziemy mieć więcej czasu dla siebie ,już może tylko na przyjemności,a nie tylko na obowiązki ,a dzieci będą do nas przyjeżdżać z wnukami i to będzie nasza radość ,a i mąż też już będzie częściej bywała w domu.
Trzymaj się ;))
Sama pięknie podsumowałaś - po deszczu musi przyjść słońce
OdpowiedzUsuńI taka jest prawda,na głowa do góry!
Czyli jestes tez normalnym czlowiekiem...bo zaczelam juz myslec, ze jestes z innej planety..
OdpowiedzUsuńAle i tak bardzo Cie podziwiam, byc samemu z tym wszystkim ?! A szczegolnie z maluchami , ktore w tym wieku tyle wymagaja ! Musisz chyba troche zwolnic, bo sie wykonczysz ..Mam nadzieje, ze sie Wam tak ulozy, ze bedziecie mogli wiecej czasu spedzac razem, tego Wam zycze :)
U nas nareszcie wyszlo slonce, po wielu deszczowych dniach :) U Ciebe tez tak bedzie :)
Pozdrawiam :)
Nic się nie martw kochana. Pół roku po wprowadzeniu się na wieś myślałam, że zwariuję! Wszędzie daleko, żadnych ludzi, swoich zostawiłam gdzies tam, nikogo nie znam, roboty w domu i ogrodzie tylę, że nie ogarniam. Chcialam sprzedać dom i zwiać. Dziś, po 7 latach wiem, że byłaby to najgorsza decyzja w moim życiu.Uwierz w siebie, zajrzzyj w siebie a młodego- czasem wrzuć do beczki na odpadki:) To żart oczywiście. ściskam cie mocno i nic się nie martw. Przyjdzie walec i wyrówna:)
OdpowiedzUsuńRatunku , w lipcu zamknę trzeci rok mieszkania na wsi otoczonej lasami i dziwię się ,że jeszcze nie zwariowałam , a może to sie już stało tylko nie zauważyłam bo -zwariowałam ? Super że tak sobie radzisz , bądz z siebie dumna . Może będziesz dla mnie inspiracją i dam sobie spokój z myslą o ucieczce bliżej miasta . Mój pierwszy krok to
OdpowiedzUsuńkurnik - kury i ich naturalne rozmnażanie . Efekt -wszystkie sześć chcą być kwokami ale koguta gdzieś szlag trafił i zamieniam jajaka u sąsiadki .przeżywam każde trzy tygodnie ''odsiadki''kwok PRAWIE jak własą ciąże.Takie to banalne a cieszy mnie i synka.A w moim ukochanym KRAKOWIE w tym czasie tyle się teraz dzieje w sferze kulturalno -rozrywkowej....
Będę tu wpadać od dziś aby nie czuć się taka sama . pozdrawiam autorkę i wszystkie bliskie memu sercu WIEŚNIACZKI z przypadku .pa
Czytam Twoja historię właśnie dlatego, że nie ma tu sterylności idealnej i nieistniejącej rodziny, których sielskie życie na werandzie country wyreżyserował pomysłodawca programu TV. Poza szczęściem, które odnajdujesz w drobiazgach pojawiają się też czasem problemy, które częścią integralną życia są ... Serdecznie pozdrawiam! Zuzanna
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńTroszkę to stary post na odpisywanie, ale ja czytam go po raz pierwszy. Pisze Pani: "Piszecie mi, że wiodę życie takie jakie Wy byście chcieli... że jestem wspaniałą matką, że chcecie mieszkać na wsi, że spełniam swoje marzenia...", wiec piszę: to właśnie jest życie jakie ja bym chciała. No może częściej bym chciała widywać męża, ale zimą na pewno ma więcej czasu:)
Mieszkam w mieście od zawsze, skończyłam studia, pracuję w zawodzie, ale zawsze chciałam mieszkać na wsi. Mam działkę na Rodzinnych Ogrodach Działkowych i tam tak naprawdę odpoczywam przy prowadzeniu własnych grządek.
Oczywiście ludzie na wsi będący rolnikami mają ciężką pracę, ale mają też coś czego ludzie w mieście nigdy nie będą mięli - mają duże i kochające się rodziny, szczęśliwe dzieci które całe dnie mogą biegać po podwórku, a w mieście mając przeciętne mieszkanie w bloku, to nawet dzieci za dużo nie można mieć, bo najzwyczajniej w świecie ma się ograniczony metraż.
Kiedyś też się wyprowadzę na wieś, nawet jeśli będę musiała dojeżdżać do pracy