sobota, 2 marca 2013

Patków Józefów wczoraj i dziś

Dziś ciąg dalszy niemojskiej historii...
Tym razem będą to czasy bardziej współczesne. Opowiedział mi o nich tata Olafa- Waldemar Runkiewicz.

***
Pan Skibiński był właścicielem Patkowa Józefowa przez 23 lata. Jeszcze przed wojną, czy to za sprawą swojej niezwykłej przenikliwości, czy tez długów karcianych Skibiński zaczął majątek rozsprzedawać.
(Po wojnie wszystkie majątki powyżej 50 hektarów odbierane były dotychczasowym właścicielom i dzielone były na mniejsze parcele- nie można było mieć więcej niż 50 ha.) Pan Skibiński sprytnie rozsprzedał część majątku wcześniej, ale zyski i tak przegrał w karty...(przynajmniej miał za co grać :-))
Około roku 1947 rodzice Waldemara - Aleksander i Halina Runkiewicz przybyli z kresów wschodnich i osiedlili się w Niemojkach. Pozostali krewni  nie chcąc opuszczać majątku rodzinnego i iść na niepewne, zostali na terenie dzisiejszej Białorusi. I tak zostali później wywłaszczeni...
Aleksander Runkiewicz postanowił osiąść w okolicy Łosic. Dostał w dzierżawę od skarbu państwa resztówkę po majątku Patków Józefów ( to, co zostało z rozparcelowanego majątku). Po roku 1962 państwo nadało mu dzierżawiony majątek na własność.

Stary, drewniany krzyż przy wierzbowej alei wiodącej do niemojskiego kościoła.

Przybywszy do Patkowa Józefowa w 1947 roku zastali tu ruinę... Drewniane budynki miały częściowo pozarywane dachy, przeciekały i wymagały natychmiastowego remontu, na który nie było pieniędzy... Początkowo rodzina zamieszkała we dworze. Stopniowo opuszczali coraz bardziej podupadające części domostwa... Aż do roku 1967 kiedy to postanowili przysposobić do zamieszkania murowany spichlerz. Niedługo potem drewniany dwór został rozebrany...
Elektryczność została tu doprowadzona dopiero w 1977 roku!
W czworakach ludzie mieszkali do późnych lat siedemdziesiątych. Wtedy też zmarł kowal, a drewniana kuźnia popadła w ruinę...
Murowane obory sprzedał na materiał jeszcze poprzedni właściciel... Podobnie było z innymi budynkami gospodarczymi, które sprzedawał na deski. Podobno niektóre budynki sprzedawał po dwa razy...


Aleja wierzbowa...
       W stronę majątku Patków Józefów                         W stronę majątku Patków Ruski i kościoła

A w połowie drogi rzeczka...
Kiedyś, przed erą powszechnej melioracji, była znacznie bardziej okazała...
Dzieciaki uczyły się w niej pływać...
A dorośli łapali szczupaki...


 Jeszcze będąc na studiach, Waldemar Runkiewicz zajął się rekultywacją terenu. Rozebrał rozpadające się czworaki, uzupełnił ubytki drzewostanu w podworskim sadzie, zajął się naprawa stodoły. Pierwsze 100 sztuk jabłonek przywiózł do Niemojek autobusem i pociągiem (jechał z przesiadką!!! I nikt mu nie pomagał w tym przedsięwzięciu!)!
Tak zaczęła się przygoda z sadownictwem w rodzinie mojego męża, a teraz i w mojej :-)
Od tamtych czasów najpierw mój teść, a teraz i my sukcesywnie dokupujemy ziemię i dosadzamy sady.


Kiedyś sady jabłoniowe wyglądały tak:

Dziś wyglądają tak... :

***

Pokazywałam Wam już to zdjęcie przy okazji poprzedniego posta. Przy pomocy Teścia udało się zidentyfikować i podpisać widoczne na nim obiekty.



 Od frontowej strony dworu widać nawet charakterystyczny dla dworskiej architektury ogrodowej owalny  podjazd. Na środku którego, jeszcze stosunkowo niedawno, górował nad okolicą ogromny świerk srebrny... Niestety powaliła go wichura... Nawet Olaf pamięta jeszcze to zdarzenie... Dookoła owalnego klombu posadzony był żywopłot z ligustru.
Wzdłuż drogi prowadzącej przez ogród do dworu posadzone były stare odmiany róż.
A ja te róże odnalazłam ! Rosną sobie w zaroślach i czasem nawet któraś zakwitnie! W tamtym roku wykopałam kilka sadzonek i posadziłam je na rabacie przed domem. W tym roku powinny zakwitnąć! Zdumiewające jak wytrzymałe i długowieczne są historyczne odmiany róż!!!
Z prawej strony podjazdu do dworu (tu gdzie jeszcze niedawno mieliśmy kącik ogniskowy) na zdjęciu widoczne są jeszcze jakieś symetryczne założenia ogrodowe. A, co ciekawe, nasz nowy dom na stanąć w miejscu dawnych chlewni dworskich :-)
Do dziś zachowała się stara mieszana aleja biegnąca wzdłuż sadu i prowadząca do majątku. Rosną też nadal stare lipy oddzielające sad od torów kolejowych oraz klony i kasztanowce przy nieistniejących już chlewniach. Zachowały się też fragmenty starego parku założonego przez Arkadiusza Grodzickiego w drugiej połowie XIX wieku.


Taj dziś wygląda aleja wiodąca do siedliska:

Stare kasztanowce posadzone prawdopodobnie przez Arkadiusza Grodzickiego- fragment założenia parkowego przy dworze.

Fragment spichlerza- teraz domu. Jeszcze przed postawieniem muru... Rośnie też jeszcze stary jesion, który niestety stracił życie w zeszłym roku...
A tu fotki z cyklu "przed i po"...
      Piękne stare drzewo... rosło 150 lat... i  w jeden dzień  straciło życie...

 ***
Pewne jest to, że będę ze wszystkich sił walczyła o życie każdego starego drzewa znajdującego się na naszym terenie. Bo poza drzewami niedługo nikt już nie będzie pamiętał dawnych czasów... Ktoś je kiedyś, dawno temu zasadził by nas teraz cieszyły... a nie po to byśmy je bezmyślnie zabijali...

Zdaję sobie sprawę z tego, że ostatnie posty są dla Was może mało interesujące. Napisałam je właściwie dla siebie i mojej rodziny. Po części chyba też wyjaśniają dlaczego mając takiego sąsiada, zdecydowaliśmy się jednak zostać w naszych Niemojkach... To na prawdę piękne miejsce, pełne duchów przeszłości  i potencjału na przyszłość...


15 komentarzy:

  1. Ciekawe jest historia dworu w Niemojkach, czytam z prawdziwym zainteresowaniem. Takich dworów jest bardzo dużo. Podzieliły niestety losy tego dworu. Serce boli, patrząc na stare drzewa, jak lecą pod piłami wzdłuż dróg, bo są winne- przypisuje się im wszystko, co najgorsze- odpowiedzialność za wypadki drogowe...
    Życzę wielu sukcesów w walce i w życiu...
    Ciężko będzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Również szczęścia i sukcesów w walce życzę!!!

      Usuń
  2. Cudownie jest czytać o historii miejsca w którym mieszkasz. Jako mała dziewczynka i teraz też lubię przysłuchiwać się opowieściom mojej babci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już nie mam babci... A szkoda, bo chętnie bym posłuchała :-) Na pewno bardziej świadomie!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Mnie bardzo zainteresował, są to moje rodzinne strony, urodziłam się w Łysowie gdzie też był dwór...
    Wszystkiego dobrego
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam właśnie dzienniki Żeromskiego... O tym właśnie dworze, o jego romansach w Łysowie i Patkowie :-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Bardzo ciekawa i barwna historia. Czytałam z wielkim zainteresowaniem (zaintrygował mnie właściciel wyprzedający majątek "po desce").
    Smutno się robi na myśl o wycinanych bezmyślnie drzewach. Co one zawiniły? Na ludzką głupotę powinni wymyślić jakieś lekarstwo a dla wynalazcy dać Nobla ;)

    Pozdrawiam ciepło
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam z zapartym tchem Twoja opowieść jest niezwykła i miło wiedzieć, że są ludzie, dla których historia jest ważna. Mieszkasz w niesamowitym miejscu, trochę jakby wyjętym z bajki, zazdroszczę. Masz więcej takich opowieści?? chętnie posłucham :)pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdjęcia alei wierzbowej jak z Nocy i dni. Przepiękne krajobrazy - jak w filmowym Serbinowie.
    Czy nie ma sposobu aby powstrzymać tą wycinkę drzew, przecież w dzisiejszych czasach nie można bezkarnie tego robić. Ktoś musi wydać zgodę, drzewo musi spełniać określone warunki do wycięcia. A nie ot tak , bo mam taki kaprys.
    Czy ten miły sąsiad jest ponad prawem?
    Pozdrawiam - Ewa P.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawa historia, świetnie że ją spisałaś bo pamięć bywa zawodna a dla Waszych dzieci to będzie już kawał historii. Miłej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam z dużym zainteresowaniem- dobra robota!
    A czytający widzą, że warto pewne rzeczy" chronić od zapomnienia".
    Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj,
    dzięki Tobie wiele ludzi pozna tą historię. Ja mieszkam na obrzeżach Warszawy. Ale jak się sprowadzałam, to miejscowość ta do niej jeszcze nie należała. Moje osiedle stanęło w miejscu dojazdowym do dworku. Świadczy o tym historia i aleja starych zabytkowych akacji. Teraz, już wszystko wykupione i zagospodarowane. A ostatni teren ze starodrzewami, został ostatnio nawiedzony przez duże maszyny. Pod wyręb poszły kilkusetletnie drzewa... Piszę o tym w ostatnim poście. Tak smutno mi, jak na to patrzę.
    Pozdrawiam,
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękna opowieść i piękne miejsce o którym piszesz. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspaniała historia...
    Serdecznie pozdrawiam i posyłam nutkę pierwszych promyczków słońca-Peninia ♥♥♥

    http://peniniaart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo bardzo ciekawe ... dopiero rzuciłam okiem na wpisy, bo wczoraj wróciłam z 'wikliny', ale mam zamiar wszystko dokładnie poczytać. Pozdrawiam i ściskam, Kasia

    OdpowiedzUsuń